Strzały w stoczni w Waszyngtonie? "To był fałszywy alarm"
Amerykańska policja nie znalazła dowodów na to, że na terenie bazy Marynarki Wojennej Navy Yard w Waszyngtonie doszło do strzelaniny. Trwająca kilka godzin blokada bazy została odwołana.
2015-07-02, 18:20
Posłuchaj
Około 7:30 rano czasu lokalnego pracownica bazy Navy Yard zadzwoniła pod numer alarmowy 911 i poinformowała o strzelaninie. Telefon spowodował masową reakcję sił bezpieczeństwa. Na miejsce skierowano setki policjantów, funkcjonariuszy FBI, agentów Secret Service, służb ochrony i innych jednostek. Baza została zablokowana, przy wjazdach powstały gigantyczne korki, pracownikom bazy nakazano pozostanie na miejscu. Okazało się jednak, że żadnej strzelaniny nie było, cała sprawa okazało się nieporozumieniem.
- Nie było żadnego aktu kryminalnego, nie było strzelaniny, nikt nie został ranny. Nie sądzimy, że była to celowa próba wprowadzenia nas w błąd - mówiła szefowa waszyngtońskiej policji Cathy Lenier. Według niej kobieta, która zadzwoniła pod numer 911 informując, że słyszała strzały postąpiła zgodnie z zaleceniem służb ochrony by informować o wszystkim co wydaje się podejrzane. - Naszą operację traktujemy jako realistyczne ćwiczenia - stwierdziła Lenier.
Nieczynna już stocznia jest ośrodkiem administracyjnym i muzealnym Marynarki Wojennej USA. Znajduje się tam m.in. siedziba dowódcy operacji morskich. Cały kompleks położony jest w odległości 1,6 km od Kapitolu.
W 2013 roku w tej samej stoczni doszło do zamachu, w którym zginęło 12 osób. Ataku dokonał jeden z pracowników zakładu. Został on zastrzelony po godzinnej wymianie ognia z policją.
REKLAMA
IAR, PAP, bk
REKLAMA