Dzień Niepodległości Ukrainy na pierwszej linii

2015-08-25, 11:11

Dzień Niepodległości Ukrainy na pierwszej linii
24 sierpnia na Ukrainie obchodzony jest Dzień Niepodległości. Foto: Paweł Pieniążek

Ukraińscy żołnierze w poddonieckich Piskach spędzili Dzień Niepodległości w okopach i na pozycjach. Nie wierzą, że spokojnie będzie przez długi czas.

- U nas nie ma weekendów - śmieje się Dmytro z 93. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej Zbrojnych Sił Ukrainy.

Dnia Niepodległości Ukrainy żołnierze na froncie nie obchodzili w szczególny sposób. Przeważnie tylko pozdrowili się wzajemnie i wywiesili flagi państwowe.

- Nie jest ważne, jak obchodzisz ten dzień, ale co czujesz - uważa Dmytro.

KRYZYS NA UKRAINIE - serwis specjalny >>>

Rastafarianin na wojnie

Ma prawie 50 lat, irokeza, koszulkę z rastafariańskim Lwem Judy i słucha radzieckiego reggae. Prowadzi starego UAZ-a pomalowanego w barwach maskujących. W środku powiewają flagi Ukrainy, Jamajki i batalionu ojca anarchii Nestora Machny. Dmytro pierwsze pół życia spędził w Rosji, urodził się w Penzie. Drugie pół w Kijowie.

Dlaczego wybrał Ukrainę? Jak mówi, najpierw znalazł tu miłość, a potem odkrył wolność. - Ukraińcy jej pragną i do niej dążą, czego nigdy nie widziałem w Rosji - przyznaje. Dodaje, że dla niego 24 sierpnia to nie tylko święto, ale także dzień uczczenia pamięci tych, którzy za tę wolność zginęli w obecnym konflikcie.

Fot. Paweł Pieniążek

Cisza straszniejsza niż ostrzał

Wasyl, który obecnie znajduje się na posterunku na jednej z ostatnich ukraińskich pozycji, obserwuje, czy w okolicy jest spokojnie. Siedzi w cieniu, aby trudniej było go dostrzec przez okno. Tutaj może dotrzeć kula snajpera.

W Piskach jest cicho jak nigdy. W ciągu kilku godzin, które tam spędzam, tylko dwa razy słychać moździerze i kilka serii z karabinów. To nic. Pisky od ponad roku należą do jednego z najbardziej niespokojnych miejsc w Donbasie.

- Jak jest tak cicho, to jest straszniej niż jak strzelają. Gdy lecą pociski przynajmniej wiesz, czego się spodziewać - mówi Artur. Ma ponad 25 lat i jest jednym z najmłodszych.

Podobnego zdania jest Andrij. - Ja już wolę jak strzelają, bo do tego przywykłem - przyznaje.

Zgodnie z jego słowami, strasznie było przez pierwsze dwa tygodnie na froncie. Teraz jest tu pół roku i wszystko stało się "normalne". - Kamizelkę kuloodporną zakładam tylko jak wychodzę gdzieś daleko. Tak chodzę bez niej - dodaje.

Fot. Paweł Pieniążek

Martwy punkt

W przeciwieństwie do górnolotnych słów, które padają w Kijowie, tu na froncie wszyscy bardziej sceptycznie oceniają panującą sytuację. Jak twierdzi wielu z nich, zwycięstwa nie widać na horyzoncie. Krytykują pokojowe porozumienia z Mińska.

- Nasza artyleria została wycofana. Separatyści tego nie zrobili. Strzelają do nas i nic nie możemy im zrobić - wskazuje Artur. Aby użyć artylerii, trzeba mieć zgodę dowództwa. Dostają ją - jak twierdzą - sporadycznie. - Musimy patrzeć, jak umierają nasi koledzy i nie możemy reagować - dorzuca któryś z wojskowych.

Jednocześnie wszyscy zastrzegają, że nie chcą wojny, tylko pokoju, ale takiego, który będzie przestrzegany przez obie strony, nie przez jedną. Póki co nic nie wskazuje na to, że sytuacja się zmieni.

Wśród żołnierzy przeważa opinia, że konflikt będzie się ciągnął. - Za rok będziemy dokładnie w tym samym miejscu, w którym jesteśmy teraz - ocenia Wasyl.

Paweł Pieniążek, kk

Polecane

Wróć do strony głównej