Kryzys na Ukrainie: koniec walk w Donbasie? "Ta wojna potrwa jeszcze długo"

W rezultacie kolejnej rundy negocjacji w Mińsku ustalono, że strony konfliktu wstrzymają ogień 1 września i ma ono potrwać przez pierwszy tydzień roku szkolnego. Ukraińscy żołnierze nie mają jednak wątpliwości, że spokój nie potrwa długo.

2015-09-01, 11:50

Kryzys na Ukrainie: koniec walk w Donbasie? "Ta wojna potrwa jeszcze długo"
Żołnierz 14 Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej Zbrojnych Sił Ukrainy jedzie na pozycje w okolicach miejscowości Czermałyk. Foto: Paweł Pieniążek

KRYZYS UKRAIŃSKI: SERWIS SPECJALNY >>>

Liczba ostrzałów artyleryjskich znacznie zmniejszyła się 29 sierpnia. Sztab Operacji Antyterrorystycznej poinformował, że był to najspokojniejszy dzień od 19 kwietnia.

- Przez najbliższe dni pewnie będzie spokojnie. Przeciwnik będzie w miarę przestrzegał zawieszenia broni. Nie wierzę jednak, że to koniec - mówi sekretarz prasowy sektora "M" Jarosław Czepurny. To pod tę strefę Operacji Antyterrorystycznej podlega między innymi główny port Donbasu - Mariupol. - Ta wojna potrwa jeszcze długo - stwierdza Czepurny.

Do stabilizacji sytuacji w Donbasie jednak wciąż daleko. Tylko z 26 na 27 lipca w sektorze "M" zginęło sześciu wojskowych, a trzech raniono. To nie jedyne straty wśród wojskowych o jakich informowano w minionych kilkunastu dniach.

REKLAMA

Ostatnio Specjalna Misja Obserwacyjna Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie poinformowała, że bojownicy z tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej koncentrują swoje siły na froncie.

Głowa nisko

- Spokojnie? Chyba pan żartuje - mówi sprzedawczyni w małym sklepie w przyfrontowym Czermałyku. 27 sierpnia z samego rana ostrzelano gospodarstwa rolne znajdujące się na skraju wsi. Kilka godzin po tym incydencie jeszcze tlą się pola.

Na transporterze opancerzonym przyjeżdża grupa zwiadowców 14 Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej Zbrojnych Sił Ukrainy. Wszyscy w kominiarkach, dobrze zbudowani i uzbrojeni w karabiny, przeważnie z tłumikami. Dowódca "Duszman" pokazuje ogon 120-milimetrowego pocisku moździerzowego. Porozumienia pokojowe z Mińska zabraniają wykorzystywania tego rodzaju broni. Na dowód pokazują jeszcze blachy podziurawione przez odłamki.

Żeby dotrzeć na farmę, trzeba trzymać głowę nisko. - Tu ciągle strzelają snajperzy z karabinów 12-milimetrowych - mówi "Duszman". Zwiadowcy mkną w wysokich trawach, co jakiś czas jeden z nich zatrzymuje się, rozgląda i zabezpiecza biegnącą grupę, gdy trafia na odkryty teren. W pobliżu widać rzekę, a tuż za nią znajdują się już pozycje bojowników z "republiki ludowej". Snajperzy "pracują" głównie o zmroku, ale lepiej uważać i teraz.

REKLAMA

W budynkach były przetrzymywane głównie gęsi. Teraz stoją puste. Dachy podziurawione są od pocisków moździerzowych. To ogon jednego z nich pokazywał "Duszman". - Strzelają profesjonaliści. Najpierw na budynki spadają pociski moździerzowe, a gdy znajdujący się ludzie z nich wybiegają, trafiają pod ogień 82-milimetrowych "Wasilków" - tłumaczy dowódca. Przed wejściem na asfalcie widać charakterystyczne ślady po pociskach.

Kule snajperów przeważnie zatrzymują się na ścianach na drugim końcu ciągnących się przez ponad sto metrów budynków. Jeśli trafią na drzwi, to i je przebijają na wylot. Jeden ze zwiadowców o pseudonimie "Wolontariusz" najpierw sprawdza, czy jest bezpiecznie, a potem daje sygnały ręką, że można podejść bliżej.

W 14 SBZ jest wielu żołnierzy z zachodniej Ukrainy, chociaż częściej spotyka się tych z południowych i wschodnich części kraju. "Wolontariusz" ma nawet kartę Polaka. Mówi po polsku na dobrym poziomie. - Mam siostrę w Gdańsku. Też mógłbym tam mieszkać, ale sumienie nie pozwoliło. Jak będę miał trochę wolnego, przyjadę odpocząć - mówi w wolnej chwili, gdy akurat nie trzeba biec nisko pochylonym między budynkami.

Nieustanne ćwiczenia piechoty morskiej

Kilka tygodni temu z pierwszej linii frontu zostały wyprowadzone ostatnie oddziały byłych batalionów ochotniczych (teraz przeważnie podlegają pod Ministerstwo Spraw Wewnętrznych). Zastąpiła je w pełni piechota morska, która częściowo składa się z profesjonalnych żołnierzy, a w większym ze zmobilizowanych obywateli.

REKLAMA

Na poligonie Urzuf, niedaleko Berdiańska, niemal każdego dnia odbywają się ich ćwiczenia. - Nie tylko rekruci, ale i doświadczeni żołnierze, którzy wrócili z frontu. Robimy to po to, aby podnieść ich zdolności bojowe - wyjaśnia jeden z dowódców, który prosi, aby nie ujawniać jego imienia.

Przyjeżdża hummerem. To jeden z tych, który został dostarczony kilka miesięcy temu ze Stanów Zjednoczonych. Wojskowi nie są jednak z nich zadowoleni. - W ogóle nie mają pancerza - mówi dowódca. Inny dodaje, że nie ma w nich mocowania na karabin. - Możemy to zrobić samodzielnie, ale wówczas stracimy gwarancję - stwierdza.

Zastępca batalionu desantowo-szturmowego major Wiktor Sykoza odpowiada za ćwiczenia manewrów na poligonie. - Cel plutonu: zablokowanie bazy nielegalnych band zbrojnych, zmuszenie ich do poddania się, a jeśli to się nie uda, zniszczenie przeciwnika - wyjaśnia czym będą się zajmować rekruci w trakcie ćwiczeń.

Na polu nagle pojawia się pięć czarnych kropek. To zwiadowcy, którzy muszą zająć pierwsze pozycje, a potem dwa plutony mają okrążyć potencjalnego przeciwnika. Żołnierze muszą przejść kilka kilometrów zanim dojdą do celu. - Jak sam nie wydrepczesz, to nigdy się nie nauczysz - mówi major Sykoza.

REKLAMA

W trakcie ćwiczeń niedaleko od rekrutów wybuchają moździerze, aby przyzwyczaić ich do jednej z najczęściej wykorzystywanej ciężkiej broni we wschodniej Ukrainie. Plutony natomiast wykorzystują karabiny i granatniki. - Stosujemy nowe metody i formy do szkolenia korpusu osobowego - dodaje. Zgodnie z jego słowami są one adaptowane do sposobu walki, który wykorzystują bojownicy.

Sykoza przekonuje też morale wojskowych są wysokie i w razie potrzeby są gotowi do ciężkich walk.

Mała Syria

Ten temat był często podnoszony na Ukrainie. Gdy bataliony ochotnicze zostały wyprowadzone z pierwszej linii na drugą, pojawiło się wiele sceptycznych głosów, że zmobilizowani żołnierze nie będą w stanie utrzymać pozycji, ani nie będą mieli na to ochoty.

Jednym z najbardziej ostrzeliwanych miejsc w Donbasie jest nadmorska miejscowość Szyrokine, które znajduje się tuż obok Mariupola. Znajdowały się tam przede wszystkim posiadłości urzędników i biznesmenów. Do niedawna obok piechoty morskiej stacjonowały tam byłe bataliony ochotnicze "Donbas" i skrajnie prawicowy "Azow". Powszechnie jednak uważano, że to dzięki nim udawało się utrzymać pozycje w Szyrokine, chociaż to armia jest liczniejsza i dysponuje wszelkiego rodzaju sprzętem wojskowym.

REKLAMA

Jak mówi sekretarz prasowy Czepurny, czasami miejscowość określana jest mianem "małej Syrii". Rzeczywiście przypomina to, co można zobaczyć na niektórych fotografiach z Bliskiego Wschodu. Nietypowa zabudowa jak na Donbas. Wąskie uliczki, niskie domy kiedyś wyglądały jak kurort. Wszystko to jest zniszczone, popalone dachy, zawalone budynki. Między uliczkami leżą blachy, pozostałości z domów, ogrodzenia, plastikowe stoły i krzesełka. Puste plaże. - Do wody lepiej nie wchodzić, bo wciąż jest tam wiele niewybuchów - zaznacza Czepurny.

Trochę dalej dopiero widać charakterystyczną radziecką zabudowę. Niemniej zdemolowaną niż ekskluzywne sąsiedztwo. Na jednym z budynków widnieje napis: "Krew poległych braci jest na rękach władzy!". Obok charakterystyczny sokół w kształcie tryzuba, symbol batalionu "Donbas".

Co jakiś czas słychać wybuchy. To miny. Zapewne jej ofiarami padają bezpańskie psy, których jest tu wiele. Gdy mieszkańcy byli ewakuowani, często zostawiali zwierzęta w Szyrokine. Teraz one włóczą się bez celu.

"Dzieciak" ma ponad metr dziewięćdziesiąt i waży dobrze ponad sto kilo. Po Szyrokine jeździ hummerem, w którym zdecydowano się jednak zamontować karabin maszynowy, mimo utraty gwarancji. Jest pewien, że piechota morska da sobie radę na pozycjach. - Jesteśmy zmotywowani i w razie potrzeby gotowi do walki - mówi. Póki co jednak sztab zabrania nawet odpowiadać na ogień.

REKLAMA

"Dzieciak", podobnie jak inni żołnierze, nie wierzy, że długo będzie można cieszyć się ciszą. - Było już kilka zawieszeń broni i z żadnego nic nie wyszło - stwierdza. Dlatego piechota morska pozostaje na swoich pozycjach i czeka na rozwój wydarzeń. Na froncie praktycznie wszyscy są przekonani, że spokojnie nie będzie dłużej niż tydzień.

Źródło: TVN24/x-news

Paweł Pieniążek, mr

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej