Syria poligonem zastępczej wojny mocarstw [analiza]

Zestrzelenie rosyjskiego myśliwca przez Turcję to kolejne ogniwo łańcucha zdarzeń, który układa się w scenariusz wojny mocarstw toczonej na cudzym terytorium, czyli tzw. wojny zastępczej. Inaczej jednak niż w przypadku Afganistanu z lat 80. XX wieku, gdzie rywalizowały ze sobą dwie superpotęgi (USA i ZSRR), w Syrii toczy się kilka różnych konfliktów pośrednich.

2015-11-24, 21:00

Syria poligonem zastępczej wojny mocarstw [analiza]
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: US Army/ flickr.com

Prezydent Rosji Władimir Putin ostro zareagował na strącenie maszyny Su-24, nazywając je „wbijaniem noża w plecy”. Miał na myśli to, że Turcja, czyli członek NATO, zniszczyła samolot wojskowy państwa, które zaoferowało ostatnio Zachodowi koalicję w wojnie z dżihadystami Państwa Islamskiego. Tak przynajmniej wyglądało to oficjalnie, bo w istocie lotnictwo rosyjskie zaczęło bombardować w Syrii wcale nie pozycje przeciwników, lecz sojuszników państw zachodnich, czyli zachowywało się tak, jakby Rosja sama była wrogiem Zachodu.

Źródło: RUPTLY/x-news

Chwiejna strategia Waszyngtonu

USA zwalcza w ogarniętej wojną domową Syrii Państwo Islamskie - przeciwnika reżimu Baszara al-Asada, ale jednocześnie wspiera innych lokalnych wrogów tego dyktatora, uznawanych za „umiarkowanych”.

REKLAMA

Amerykanie wraz z europejskimi i arabskimi koalicjantami od ponad roku bombardują dżihadystów w Syrii. Robią to jednak tak, by... nie wzmacniać sił Asada. Waszyngton próbuje więc realizować sprzeczne ze sobą cele, wskutek czego niewypałem okazał się m.in. amerykański program szkolenia antyreżimowych rebeliantów w Syrii. Mieli oni stanowić wsparcie dla akcji powietrznych.

Chwiejna strategia jedynego światowego giganta wojskowego, jakim nadal są USA, sprawia, że na wolnym polu rozpanoszyli się inni harcownicy.

Moskwa na kursie kolizyjnym z Zachodem

Rosja od lat była i pozostaje sojusznikiem władzy z Damaszku. Dzięki temu forsuje swoje mocarstwowe cele. Syryjski port w Tartus, dzierżawiony przez Rosję, jest jedyną śródziemnomorską bazą rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Moskwa utrzymuje też swoje jednostki w bazie lotniczej w Latakii, czyli w mateczniku Asada. Dlatego rosyjskie naloty, dokonywane pod hasłem „zwalczania terrorystów”, mają na celu obronę przywódcy Syrii, którego kraje demokratyczne oskarżają o zamordowanie tysięcy ludzi.

REKLAMA

Nie zważając na to Rosja dostarcza broni siłom Asada i konsekwentnie sprzeciwia się wszelkim próbom nałożenia zakazu dostaw uzbrojenia dla reżimu, podejmowanych przez inne państwa na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Taka postawa i działania Moskwy od dawna ustawiały ją na kursie kolizyjnym w stosunku do USA oraz innych państw Unii Europejskiej i NATO.

Turecki gambit

Było tylko kwestią czasu, kiedy dojdzie do spięć zwłaszcza z Turcją, jedynym krajem Sojuszu Północnoatlantyckiego graniczącym z Syrią.

REKLAMA

Ankara konsekwentnie żąda ustąpienia Asada. Ostatnio jego wojsko, wspierane z powietrza przez Rosjan mocno dało się we znaki turkmeńskim bojownikom w Syrii, uznawanym przez Turków za pobratymców.

Turcja dźwiga na swych barkach największy ciężar pomocy dla uchodźców z Syrii – przyjęła już prawie 2 mln osób. Użyczyła też swoich baz powietrznych koalicji bombardującej dżihadystów.

Postawa Turcji w tym konflikcie również jednak jest daleka od jednoznacznej. Ankara jak ognia pilnuje, by jakiekolwiek ruchy na syryjskim teatrze działań nie wzmacniały Kurdów, dążących do utworzenia własnego państwa, kosztem m.in. Turcji. Kurdów władze tureckie stale etykietują jako „terrorystów” - na tej samej zasadzie jak Moskwa określa wszelkie siły niewygodne dla niej.

Konflikt saudyjsko-irański

REKLAMA

Jeszcze bardziej problematycznym sojusznikiem USA i Zachodu w walce z Asadem z jednej, a z Państwem Islamskim z drugiej strony jest Arabia Saudyjska. Rijad dostarcza broni i pieniędzy rozmaitym ugrupowaniom syryjskim walczącym z reżimem Asada. Wśród nich są, niestety, także fundamentaliści islamscy wrogo nastawieni wobec Zachodu. W tym przypadku najbardziej przypomina się scenariusz z Afganistanu - mudżahedini szkoleni i zbrojeni przez Amerykanów do walki przeciw ZSRR z czasem zwrócili się przeciwko swojemu dawnemu mocodawcy.

Na przeciwległym biegunie w stosunku do Arabii Saudyjskiej jest Iran, czyli rywalizujące z nią o wpływy na Bliskim Wschodzie mocarstwo regionalne. Z Teheranu płyną do Syrii miliardy dolarów – służą podtrzymywaniu władzy Asada. W Syrii pełno jest również broni dostarczanej z Iranu.

Nie brak także irańskich doradców wojskowych oraz elitarnych jednostek uczestniczących w operacjach zwalczania antyreżimowych buntowników. Asada wspierają prócz tego finansowane przez Iran odziały szyickiego Hezbollahu z Libanu, a także szyiccy najemnicy z samego Iranu oraz Iraku.

Syryjska puszka Pandory

REKLAMA

W ten sposób Syria przypomina coraz bardziej puszkę Pandory, z której uwolniły się trudne do kontrolowania konflikty, mogące jeszcze zaowocować wieloma niespodziewanymi zwrotami akcji. Większość z najważniejszych uczestników konfliktów nie angażuje się w nie w imię żadnej z tych zasad porządku międzynarodowego, za którymi, przynajmniej oficjalnie, opowiadają się państwa Zachodu. Źle to wróży na przyszłość, tym bardziej, że już dziś sytuacja w Syrii powoduje ogromny wzrost napięcia na arenie międzynarodowej, zwiększa zagrożenie atakami terrorystycznymi i wywołuje kryzys uchodźczy na nieznaną w ostatnich latach skalę.

Juliusz Urbanowicz, PolskieRadio.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej