Ostrzały i mróz. Donbas walczy o przetrwanie

Zima staje się największym wyzwaniem dla miast przyfrontowych wschodniej Ukrainy. Na skutek starć zostały tam uszkodzone gazociągi i linie elektryczne. Odbudowę Marjinki i Krasnohoriwki uniemożliwiają toczące się walki.

2015-12-20, 08:14

Ostrzały i mróz. Donbas walczy o przetrwanie
Tak wygląda wiele przyfrontowych miejscowości . Foto: Paweł Pieniążek/Polskie Radio

Miejscowości te znajdują się na linii frontu. Gazu nie ma tam od półtora roku. W drugim mieście, od dwóch tygodni napięcie prądu jest tak niskie, że w zasadzie go nie ma. Mieszkańcy zostali bez ogrzewania. – Rok temu było tak samo, dlaczego nikt nie mógł się tym zająć? – pyta kobieta, która gotuje obiad dla swojej córki na dworze. Rozpala ogień wykorzystując trawę i plastikowe butelki, na których stoi patelnia. To dla niej jedyny sposób, żeby zjeść coś na ciepło. – Zobacz, jakie ziemniaki – mówi do córki z wymuszoną radością. Po chwili jednak zaczyna płakać. – My nic nikomu nie zrobiliśmy. Jesteśmy ludźmi, którzy wszystkich lubią i nikogo nie nienawidzą… dlaczego spadają na nas bomby? – pyta łkając, ale nie czeka na odpowiedź.

Dzień zero

W Krasnohoriwce przed rozpoczęciem konfliktu mieszkało około szesnastu tysięcy ludzi, w Marjince – znajdującej się tuż obok – dziesięć tysięcy. Nie ma oficjalnych informacji, ile osób znajduje się tam obecnie. Jak twierdzi przewodniczący Rady Rejonowej Rejonu Marjinskiego Wołodymyr Moroz, w Marjince może ich być siedem tysięcy, a w Krasnohoriwce o tysiąc więcej. Władze rejonowe zapewniają, że robią wszystko co w ich mocy, aby ustabilizować sytuację.

Wielu mieszkańców wróciło do domów kilka miesięcy temu. Jedni uznali, że konflikt już się uspokoił, innym skończyły się pieniądze, aby wynajmować mieszkania gdzie indziej. Obie miejscowości znajdują się pod samym Donieckiem i są kontrolowane przez ukraińską armię. Pozycje separatystów często znajdują się kilkaset metrów dalej.

Do wymiany ognia dochodzi tu niemal codziennie. Ostatnio przeważnie z użyciem karabinów maszynowych i granatników, ale w piątek znowu użyto ciężkich moździerzy. – Teraz jest spokojnie – mówi Andrij z 14 Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej stacjonujący w Marjince. „Spokój” porównywany jest z 3 czerwca 2015 roku, gdy bojownicy z tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej rozpoczęli ofensywę na miasto. Po walkach z użyciem ciężkiej artylerii ukraińskie wojska odparły atak i podpisano zawieszenie broni. Chociaż walki w tej okolicy trwają od lipca 2014 roku, to właśnie 3 czerwca miał być najgorszy. Niewiele brakowało, by separatyści odzyskali miasto, które kontrolowali na początku konfliktu.

REKLAMA

Paweł Pieniążek/Polskie Radio

Nie zamarznąć na śmierć

Mimo trudnej i niepewnej sytuacji, Marjinka i Krasnohoriwka są w lepszej sytuacji niż kilka miesięcy temu, gdy były w tak zwanej szarej strefie. Miasta znajdowały się za posterunkiem straży granicznej, co oznaczało uciążliwe kontrole, kolejki i problemy. Jak twierdzą mieszkańcy, także łapówki. – Bez tego posterunku dużo łatwiej zaopatrzyć sklep. Poza trudnościami z przejazdem, trzeba było dawać w łapę – mówi Tetiana, która pracuje w jednym ze sklepów w Krasnohoriwce. Teraz posterunek został przesunięty i do miast można dojechać bez większych problemów.

Szczególnie ciężka jest sytuacja w Krasnohoriwce. Wielu z mieszkańców nie ma pieniędzy ani możliwości ich zarobienia. Dlatego nie mogą sobie pozwolić na zakupy w sklepie. – Pomagają nam organizacje takie jak Czerwony Krzyż, które dostarczają pomoc humanitarną – mówi mieszkanka Krasnohoriwki Alisa.

Woda jest w kranach, ale tylko przemysłowa, a więc nie nadaje się do picia.

REKLAMA

Największe problemy wywołuje brak gazu i prądu. W zeszłym roku w Krasnohoriwce kilka osób zamarzło na śmierć. Liczba ofiar waha się od trzech do piętnastu. – Tu jest bardzo biednie i nie każdego stać na to, aby postawić sobie kocioł. Pracy nie ma, a emerytury są niskie – przyznaje Lidia z Krasnohoriwki. – Już nawet nie prosimy władz o to, żeby włączyli nam gaz, wystarczy prąd – dodaje. Jak wyjaśnia, w trakcie konfliktu wiele osób z pieców gazowych przestawiło się na elektryczne. Problem miał być rozwiązany latem, ale z jakiegoś powodu tak się nie stało. – Temperatura w mieszkaniach wynosi cztery-pięć stopni – twierdzi Lidia. – Jesteśmy pod kontrolą Ukrainy, chcemy być Ukrainą, dlatego nie rozumiemy, dlaczego nas porzucono.

Paweł Pieniążek/Polskie Radio

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej