Rosja w Syrii, czyli jak bomby wskrzeszają upadłe imperium (analiza)

Interweniując zbrojnie w Syrii Rosjanie powrócili do globalnej rozgrywki. Wydają jednak setki milionów euro i narażają się na wieloletnie uwikłanie wojskowe na Bliskim Wschodzie oraz na wrogość przeważającej części świata arabskiego.

2016-01-17, 14:05

Rosja w Syrii, czyli jak bomby wskrzeszają upadłe imperium (analiza)
Rosyjski bombowiec strategiczny Tu-160 odpala rakietę . Foto: mil.ru

Posłuchaj

Pomoc humanitarna dla Syryjczyków. Relacja Wojciecha Cegielskiego (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Wzmożone przez Rosję bombardowania w Syrii wzmocniły znacząco siły wierne reżimowi Baszara al-Assada i umożliwiły mu w ostatnich dniach przejęcie inicjatywy na północno-zachodnim froncie syryjskiej wojny domowej.

Assad odzyskuje kontrolę nad wybrzeżem

Lądowa ofensywa syryjskich oddziałów rządowych, korzystająca ze wsparcia rosyjskich samolotów, doprowadziła do odbicia z rąk rebeliantów miasteczka Salma w prowincji Latakia.

Tym samym w rękach wojsk reżimowych znalazł się praktycznie cały pas śródziemnomorskiego wybrzeża, nad którym górują otaczające tę miejscowość wzniesienia.

REKLAMA

To najważniejszy sukces militarny Assada od czasu rozpoczęcia interwencji rosyjskiej, czyli od 30 września ubiegłego roku.

Jego położenie było bardzo ciężkie, podległe mu siły kontrolują zaledwie dziesiątą część terytorium kraju. A wrogowie Assada szykowali się do zadania mu ostatecznego ciosu właśnie z rejonu Salma.

Ta znajdująca się na północno-wschodnim krańcu prowincji Latakia miejscowość była zamieszkiwana przed wybuchem wojny domowej wspólnie przez alawicką mniejszość (z niej wywodzi się klan Assada, dominujący na wybrzeżu) i sunnicką większość, którą na tym obszarze stanowią głównie Turkmeni, czyli lud spokrewniony z Turkami. Salma położona jest zaledwie kilkanaście kilometrów od tureckiej granicy, skąd dla Turkmenów napływa broń i zaopatrzenie.

Wolna ręka Moskwy

REKLAMA

W ramach porozumienia z Assadem Rosjanie otrzymali bazę lotniczą w Chmejmim. Rozbudowali tamtejsze lotnisko, wyposażyli je w systemy radiolokacyjne i walki elektronicznej. W naprowadzaniu na cele pomaga rosyjski system nawigacji satelitarnej GLONASS, odpowiedź na GPS.

Ujawniona niedawno umowa wojskowa Damaszku z Mokswą pokazuje, że rosyjskie siły interwencyjne uzyskały wolną rękę w działaniu i gwarancję bezkarności za powodowane przez siebie zniszczenia i zbrodnie wojenne.

Państwa zachodnie i organizacje międzynarodowe już krytykują Rosjan za bombardowanie przez nich celów cywilnych w Syrii. Opinią publiczną wstrząsnęły wieści z miasta Madaja, gdzie oblężeni od paru miesięcy przez siły rządowe mieszkańcy i uchodźcy umierali z głodu.

REKLAMA

O co walczą Rosjanie?

Intensywne bombardowania prowadzone przez Rosjan na pograniczu syryjsko-tureckim zadają kłam oficjalnemu stanowisku Moskwy, która utrzymuje, że jej interwencja w Syrii ma na celu zwalczanie Państwa Islamskiego. Ostatnio w ogóle nie było tam bowiem oddziałów dżihadystów spod znaku czarnej flagi.

Jest zatem jasne, że rzeczywistym celem interwencji Rosjan w Syrii jest wspieranie Assada, którego Zachód chciałby odsunąć od władzy.

Nieprzypadkowo koalicja moskiewsko-damasceńska stara się jak najwięcej uzyskać metodą wojskowych faktów dokonanych tuż przed mającymi się rozpocząć 25 stycznia rozmowami pokojowymi w Genewie, by wzmocnić w nich pozycję przetargową reżimu Assada, a przede wszystkim udowodnić, że Rosja będzie jednym z kluczowych graczy przy stole rokowań o przyszłości Syrii.

REKLAMA

Wyraźnie widać też, że ofensywa sił reżimowych w Syrii jest sygnałem dla Turcji po zestrzeleniu przez nią rosyjskiego samolotu bojowego. Prezydent Rosji Władimir Putin nie rzucał słów na wiatr zapowiadając, że Turcy zapłacą za ten czyn – nie tylko politycznie.

Przechylą szalę zwycięstwa?

Czy postępy ofensywy wspieranej przez rosyjskie lotnictwo oznaczają trwały przełom w wojnie domowej w Syrii?

Akcje zaczepne sił rządowych prowadzone są nie tylko w okolicy Salma, ale też w innych miejscach, w tym przede wszystkim w rejonie Aleppo, największego miasta na północy Syrii, o które w tej chwili walczą właściwie wszystkie liczące się strony wojny domowej, w tym Państwo Islamskie oraz etniczna koalicja Kurdów, Turkmenów, Assyryjczyków i Arabów ( tzw. Syryjskie Siły Demokratyczne), wspierana przez USA. Najlepsze pozycje należą tam na razie do związanego z Al-Kaidą frontu Al-Nusra oraz do Państwa Islamskiego.

REKLAMA

Aleppo leży ledwie ok. 50 km od Turcji. Również w tym rejonie wzmożone rosyjskie bombardowania poważnie utrudniły Ankarze dostawy dla wspieranych przez nią sił w Syrii. Rosja robi tu Turcji to, czego sama nie toleruje w swoim sąsiedztwie: harcuje po jej „bliskiej zagranicy”.

Trudno jednak na razie wyrokować czy interwencja Rosji w Syrii jest w stanie na trwałe przechylić szalę zwycięstwa na stronę sił reżimowych. Tym bardziej, że w syryjskiej wojnie domowej zaangażowane są różne zachodnie i regionalne mocarstwa – od USA i Francji, po Iran i Arabię Saudyjską.

Globalne ambicje Kremla

Ani szczegóły wojskowej operacji, ani detale rozgrywki politycznej nie powinny przesłaniać tego, co najważniejsze. Aneksja Krymu i agresja w Donbasie były sygnałem, że Moskwa nie zamierza rezygnować z traktowania przestrzeni postradzieckiej jako sfery swoich wyłącznych wpływów. Interwencja zbrojna w Syrii ma pokazywać, że Rosja jest nowoczesną potęgą wojskową o zasięgu globalnym i równie rozległych mocarstwowych ambicjach. Naloty mają prowadzić do ich realizacji.

REKLAMA

W bombardowaniach w Syrii biorą udział m.in. turboodrzutowe, ponaddźwiękowe bombowce strategiczne Tu-160. Te najcięższe samoloty bojowe świata (z masą startową prawie 300 ton) o zmiennej geometrii skrzydeł są zdolne do operacji międzykontynentalnych. By wystrzelić rakiety na cele w Syrii pokonywały m.in. trasę z Półwyspu Kolskiego nad Morzem Barentsa i - robiąc ogromne koło na północny zachód nad Europą - wlatywały nad Morze Śródziemne od strony Gibraltaru.

Z czysto wojskowego punktu widzenia taka trasa nie ma sensu, ale Rosji chodzi o demonstrowanie Zachodowi możliwości swoich sił zbrojnych.

Ponadto, angażując się wojskowo w Syrii Rosjanie chcieli zapobiec utracie bazy marynarki w syryjskim porcie Tartus, która była niemal pewnikiem w przypadku klęski Assada. A Tartus to okno na świat dla rosyjskiej floty morskiej, umożliwiające jej obecność w strategicznie ważnym regionie Morza Śródziemnego, zworniku trzech kontynentów.

Interwencja w Syrii, to pierwsza ekspedycja wojskowa Rosji poza jej bezpośrednią sferą wpływów od czasu zakończenia zimnej wojny. Moskwa wszem i wobec komunikuje, że nie da się jej izolować na arenie międzynarodowej, na przekór sankcjom nałożonym przez USA i Unię Europejską za poczynania Rosji wobec Ukrainy.

REKLAMA

Trudno sobie obecnie wyobrazić jakiekolwiek rokowania pokojowe ws. Syrii bez znaczącego udziału Moskwy.

Ryzykowna gra

Na razie bombardowania w Syrii przynoszą Moskwie korzyści polityczne, ale w dłuższej perspektywie mogą się okazać katastrofalną awanturą. Pod wieloma względami.

Interwencja w Syrii może utrudnić Kremlowi politykę na Bliskim Wschodzie. Rosja jest mocno zaangażowana po jednej – szyickiej - stronie zasadniczego konfliktu w regionie. Gra ostatnio w jednej drużynie z Iranem, Hezbollahem i syryjskimi Alawitami, co nie jest w smak Arabii Saudyjskiej, Katarowi czy Egiptowi, a generalnie – wszystkim sunnitom, którzy stanowią większość w świecie arabskim i muzułmańskim w ogóle.

REKLAMA

W wyniku zaangażowania w Syrii Rosja zaogniła swoje stosunki z ważnym sąsiadem – Turcją, na czym już traci ogromne pieniądze. Zamrożone zostały wspólne strategiczne przedsięwzięcia gospodarcze – budowa elektrowni atomowej oraz gazociągu. Straty w wyniku tych decyzji liczone są w miliardach euro, co jest potężnym ciosem dla przeżywającej kryzys gospodarki rosyjskiej.

Interwencja w Syrii jeszcze go pogłębi. Rosjanie codziennie wydają na nią kilka mln euro, ostatnio wykonując nawet 100 lotów bojowych dziennie. Iran przeznaczył na swój udział w wojnie po stronie Assada dziesiątki miliardów i stracił co najmniej setki osób, które zginęły w walkach u boku syryjskich sił rządowych. Rosji grozi to samo, bo wycofać się z działań wojennych nie będzie łatwo. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy już 15 lat prowadzą operacje wojskowe rozpoczęte pod hasłem wojny z terroryzmem. Ich rozstrzygnięcia nie widać na horyzoncie.

Juliusz Urbanowicz, PolskieRadio.pl



REKLAMA



Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej