Dziś najsłodszy dzień w roku - tłusty czwartek. Lekarz: to biologia sprawia, że nie możemy się oprzeć kolejnemu pączkowi
Dzień ten rozpoczyna ostatni tydzień karnawału. Tradycja nakazuje, żeby dziś nie odmawiać sobie słodkości, bo zjedzenie pączka czy faworka ma zapewnić pomyślność.
2016-02-04, 13:45
Posłuchaj
Monika Szostek z niewielkiej cukierni rodzinnej w Strumieniu na Śląsku mówi, że do robienia pączków potrzeba dobrej ręki (IAR)
Dodaj do playlisty
Tłusty Czwartek bywa również nazywany zapustami lub mięsopustem. To dawne określenie karnawału, który zgodnie z religią chrześcijańską trwa od święta Trzech Króli do Środy Popielcowej.
Popularne do dziś jest staropolskie przysłowie: "Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła".
Do dziś nie wiadomo, skąd wzięły się pączki. Historia najsłynniejszych z nich - wiedeńskich - sięga 1683 roku, kiedy Turcy oblegali miasto. Wszyscy wiedeńscy piekarze walczyli na wałach, a żony z najmłodszymi terminatorami zastępowały ich w pracy. Małżonka piekarza o nazwisku Krapfen (Pączek) wpadła na pomysł, by bardziej zgłodniałym obrońcom usmażyć kule z drożdżowego ciasta. Te pierwsze, pozbawione cukru i nadzienia, nazwano "krapfen" i tak już zostało.
W Polsce zwyczaj jedzenia słodkich pączków pojawił się w 18. wieku, kiedy cukier stał się towarem powszechnie dostępnym. - Wcześniej jedzono inne pączki - mówi Irena Nowogrodzka, etnograf z Muzeum w Koszalinie.
REKLAMA
Posłuchaj
Irena Nowogrodzka o tym, jakie pączki jedzono dawniej (IAR)
0:28
Dodaj do playlisty
Biologia a nie łakomstwo?
Gdy w tłusty czwartek sięgniemy po pączka, z trudem oprzemy się kolejnym. Za tę uległość odpowiada układ nagrody w mózgu, który dawniej chronił nas przed głodem. Dziś mamy wiele przystosowań, służących znoszeniu głodu, ale żadnego, ratującego przed nadmiarem pokarmu.
- Warunki środowiskowe kształtowały nasze mózgi i ciała przez ostatnich kilka milionów lat. Przez większość czasu nasz gatunek funkcjonował w warunkach głodu. Jeżeli nie skrajnego głodu, to przynajmniej niedostatków pożywienia - mówi neurobiolog dr Marek Kaczmarzyk z Uniwersytetu Śląskiego.
W efekcie wykształcił się układ nagrody, czyli wbudowany w mózg mechanizm nagradzania za to, co jest przystosowawczo korzystne czyli np. dostarczenie jedzenia, zwłaszcza wysokokalorycznego. - Ten mechanizm daje nam taki efekt, że jeśli mamy do dyspozycji wysokokaloryczne jedzenie i je spożywamy, to układ nagrody - pamiętając o archaicznych warunkach głodu - nagradza nas za sięgnięcie np. po kolejnego pączka. To jest zachowanie uwarunkowane biologicznie - tłumaczy.
Dlaczego tak się dzieje?
Układ nagrody - z zakończeń nerwowych w płatach przedczołowych - generuje wyrzut dwóch rodzajów substancji: dopaminy czyli hormonu szczęścia oraz substancji nazywanej endogennymi opioidami. - Nazwa nie jest przypadkowa, to substancje chemicznie bardzo zbliżone do narkotyków opiatowych. Powodują poczucie przyjemności - wyjaśnia neurobiolog.
Problem w tym, że choć mamy setki przystosowań, które nam służą do znoszenia głodu, to nie mamy ani jednego przystosowania, które by nas ratowało przed nadmiarem pokarmu. - Jeśli już sięgniemy po jednego pączka, tym chętniej zjemy następnego, bo układ nagrody nagrodzi nas za tego pierwszego pączka - mówi dr Kaczmarzyk. - Układ nagrody mówi nam: skoro zjadłeś pączka i było fajnie, to zjedz i drugiego. Działa tak zawsze w stosunku do zachowań tego typu: to może być dobry i ładnie podany obiad, dobry system motywacji - tłumaczy.
REKLAMA
Tym co może nas uratować przed drugim, trzecim czy czwartym pączkiem są nasze płaty przedczołowe - obszar naszej świadomości. - Jest ona wyposażona w bagaż kulturowy, czyli nasze superego, które mówi tak: fakt, układ nagrody ma rację. Zjadłeś pączka było fajnie. Na co włączają się płaty przedczołowe, które mówią: "ale...". I tu zaczyna się walka między naturą, a tym co dla nas ważne dzisiaj - wyjaśnia neurobiolog.
Jak tłumaczy, nasz organizm zawsze będzie kierował nas tak, byśmy wyszukiwali pożywienie wysokokaloryczne, które szybko dostarczy nam energii. - Jednym z najbardziej energochłonnych organów naszego organizmu jest właśnie mózg. Pod względem metabolizmu przewyższa chyba wszystko. Stanowi około 2 proc. masy ciała u dorosłego człowieka, a zużywa 20 proc. dostarczanej energii - wyjaśnia dr Kaczmarzyk.
Lekarz: maksymalnie trzy pączki
Na pączki - traktowane jako źródło energii - trzeba jednak uważać. Jeden dostarcza nam jej tyle co 100-gramowy kotlet schabowy, a spalanie dostarczonej przez niego energii nie jest łatwe. Pączek mający 400 kcal. dostarczy nam energii na 46 minut szybkiego marszu, 57 minut mycia okien lub 1 godz. i 39 minut pisania na komputerze. Bierne siedzenie przed telewizorem musiałoby trwać aż 10 godz. aby spalić kalorie ze zjedzonego jednego pączka. U najmłodszych dzieci jeden pączek zaspokaja od 25 do 30 proc. zapotrzebowania na energię na cały dzień.
Źródło: PAP
REKLAMA
Jak wyjaśnia profesor Marek Hartleb z Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach, pączki to głównie tłuszcze i węglowodany, które są naturalnym składnikiem diety. Problem zaczyna się w momencie, kiedy zjemy ich za dużo.
- To, ile możemy zjeść pączków, zależy oczywiście od danego organizmu, ale najbezpieczniej jest zjeść maksymalnie trzy - dodaje profesor Hartleb.
Dla organizmu jest obojętne czy jemy pączki czy faworki. Oba przysmaki zawierają identyczne składniki. Ważne jest jednak to, jakie tłuszcze zostały użyte do ich
przygotowania. Niekorzystne dla naszego organizmu są tłuszcze pochodzenia zwierzęcego.
"Wyślij pączka do Afryki"
Tłusty czwartek może być dobrą okazją, by... nie zjeść pączka - lecz wysłać jego równowartość do Afryki. Krakowska Fundacja Kapucyni i Misje od czterech lat organizuje internetowe przedsięwzięcie "Wyślij pączka do Afryki". 2 złote - przybliżony koszt jednego pączka - to wartość dwudniowego dożywiania dziecka w szkole misyjnej.
REKLAMA
Misjonarz, brat Jerzy Steliga wyjaśnia, że celem akcji jest zebranie funduszy na posiłki dla dzieci, prowadzenie szkół oraz budowę studni głębinowych w Czadzie i Republice Środkowej Afryki. W tym roku ma być zrealizowanych siedem projektów pomocowych w parafiach prowadzonych przez misjonarzy - zakonników. Wartość tych przedsięwzięć oszacowano na 250 tysięcy złotych. Pod opieką misji jest około 700 uczniów w kilku szkołach i ośrodkach.
Zakonnik podkreśla że w ubiegłym roku do akcji przyłączyły się szkoły, przedszkola i całe parafie w Polsce. Udało się zebrać 400 tysięcy złotych. Znaczna część została przeznaczona na dożywianie uczniów, dla których posiłek w szkole jest bardzo ważnym uzupełnieniem, bo często są to dzieci niedożywione - zaznacza brat Jerzy Steliga. Koszt posiłku w szkole dla jednego dziecka to złotówka dzienne. Za tę kwotę dzieci dostają zwykle ciepły posiłek z fasoli albo na słodko z kaszki kukurydzianej. Jak zaznacza brat Jerzy Steliga - to zupełnie inne dania niż jedzą polskie maluchy, ale nie da się porównać warunków życia i nauki u nas i w krajach afrykańskich.
Akcję "Wyślij pączka do Afryki" możne wesprzeć poprzez stronę internetową www.pączek.kapucyni.pl
IAR,PAP,kh
REKLAMA
REKLAMA