Powieść przeleżała w szufladzie 65 lat. Teraz stała się bestsellerem
Napisana krótko po wojnie powieść Siegfrieda Lenza "Dezerter" przeleżała 65 lat w szufladzie ze względu na uznaną za prowokację polityczną niepoprawność, w tym miłość żołnierza Wehrmachtu do Polki. Odnaleziony po śmierci pisarza utwór stał się bestsellerem.
2016-03-21, 21:30
Pochodzący z Ełku na Mazurach Lenz należy obok Guentera Grassa i Heinricha Boella do czołówki niemieckich pisarzy, którzy po zakończeniu rozpętanej przez III Rzeszę wojny zajęli się w swojej twórczości rozrachunkami z brunatną przeszłością Niemiec, a równocześnie opowiadali się za pojednaniem z Polską, pogodzeniem z utratą niemieckiego Wschodu, a także uznaniem granicy na Odrze i Nysie.
Za najważniejszy rozliczeniowy utwór zmarłego na jesieni 2014 roku Lenza uważana jest wydana w 1968 roku powieść "Deutschstunde" (Lekcja niemieckiego), w której autor rozważa moralne problemy winy i odpowiedzialności zwykłych Niemców w czasach narodowego socjalizmu.
Powieść "Dezerter" powstała na przełomie lat 1951/1952. 25-letni pisarz, uskrzydlony sukcesem swojego powojennego debiutu "Es waren Habichte in der Luft" (1951 r.), poświęcił kolejny utwór losom żołnierza Wehrmachtu trafiającego w lecie 1944 roku do niemieckiego oddziału strzegącego linii kolejowej na wschodnich rubieżach przedwojennej Polski.
Jednym z wątków powieści, który z pewnością nie spodobał się powojennym zachodnioniemieckim wydawcom, była - nie tylko platoniczna - miłość Proski do walczącej w oddziale partyzanckim Polki Wandy.
REKLAMA
"Może pan sobie tą publikacją ogromnie zaszkodzić"
Pierwsza wersja "Dezertera" była gotowa w listopadzie 1951 roku, druga powstała w styczniu 1952 roku - powiedział PAP Guenter Berg, ostatni redaktor utworów Lenza z wydawnictwa Hoffmann und Campe, w którym ukazała się większość jego książek.
- Po lekturze kierownictwo wydawnictwa wpadło w panikę - mówi Berg. - Kreowanie na bohatera dezertera, który w dodatku przeszedł na stronę Rosjan, było w czasach zimnej wojny i w epoce Adenauera prowokacją nie do przełknięcia dla decydentów - tłumaczy. - Treść była zbyt prowokacyjna jak na tamte czasy - pisze tygodnik "Die Zeit".
- Może pan sobie tą publikacją ogromnie zaszkodzić, nie pomogą nawet dobre kontakty z mediami - groził Lenzowi jeden z ówczesnych redaktorów.
Dopiero na początku ubiegłej dekady władze niemieckie oficjalnie zrehabilitowały dezerterów z Wehrmachtu. Przez dziesięciolecia uważani byli, podobnie jak zamachowcy na Hitlera, nie za bohaterów, lecz za zdrajców.
REKLAMA
Mimo nacisków Lenz nie zgodził się na wprowadzenie poprawek sugerowanych przez wydawnictwo. - Jak nie, to nie - zapomnijmy o całej sprawie - miał powiedzieć autor przedstawicielowi oficyny.
Pierwszy nakład rozszedł się w ciągu kilku dni
Manuskrypt powieści zniknął na 65 lat w szufladzie. Dopiero po śmierci pisarza zespół ekspertów porządkujący jego literacką spuściznę, przekazaną do archiwum w Marbach, odnalazł "półkownika". Wdowa po pisarzu Ulla Lenz twierdzi, że nic nie wiedziała o manuskrypcie.
Wydana na początku marca powieść w błyskawicznym tempie awansowała w Niemczech na pierwsze miejsce na listach bestsellerów publikowanych przez tygodniki "Der Spiegel" i "Focus". Pierwszy nakład w wysokości 35 tys. egzemplarzy rozszedł się w ciągu kilku dni. - Szykowane jest już trzecie czy czwarte wydanie, zainteresowanie jest tak wielkie, że tracę rachubę - powiedziała rzeczniczka wydawnictwa.
PAP/iz
REKLAMA