Kij, marchewka i petrodolary. Sposób Ilhama Alijewa na rządy w Azerbejdżanie (analiza)
Prezydent Ilham Alijew zapewniał sobie dotąd spokojne rządy i posłuch obywateli dzięki umiejętnie stosowanej polityce kija i marchewki. Kijem były represje, a marchewką petrodolary za kaspijską ropę naftową. Ale rzeka, jaką spływały do Baku, zaczęła wysychać.
2016-04-09, 11:44
Ilham Alijew miał szczęście, bo jego intronizacja w 2003 r. zbiegła się ze znakomitą koniunkturą na rynkach ropy naftowej.
Kaspijskie „czarne złoto”, które ojciec Ilhama, Hejdar Alijew, patriarcha Azerbejdżanu (w latach 1969-82 rządził w Baku jako komunistyczny sekretarz, a w latach 1993-2003 jako prezydent niepodległego państwa) sprzedał pod koniec życia zachodnim nafciarzom, jak manna z nieba co roku zapełniało państwowy skarbiec.
Pieniądze przyszły w najlepszą porę, bo Ilham osadzony z woli ojca na prezydenckim fotelu potrzebował ich, by przekonać do siebie rodaków, którym nie spodobało się, że najwyższe stanowisko w państwie staje się urzędem dynastycznym. Wybory w 2003 r., w których Ilham został prezydentem kraju, zakończyły się rozruchami na ulicach Baku, a opozycja oskarżała urzędników Hejdara Alijewa o sfałszowanie elekcji. Aby zapanować nad sytuacją, władze użyły kija - policja brutalnie stłumiła rozruchy, rozpędziła opozycyjne demonstracje, a ich przywódcy trafili do więzień.
REKLAMA
Potem przyszedł czas na marchewkę. Naftowy boom uczynił z Azerbejdżanu bogacza. Jesienią 2004 r. baryłka ropy naftowej kosztowała 50 dolarów, a latem 2008 r. prawie 150 dolarów. Petrodolarowa hossa sprawiła, że w latach 2003-7 Azerbejdżan co roku notował ponad 20-procentowy wzrost gospodarczy, niespotykany w żadnym innym państwie świata.
Zalana naftowym bogactwem azerbejdżańska stolica przemieniła się w kaspijski Dubaj, w którym luksusowe drapacze chmur wyrosły na parcelach zajmowanych dotąd przez XIX-wieczne secesyjne kamienice, pamiętające naftowy boom sprzed stu lat.
Choć większa część naftowego zarobku została zawłaszczona przez elitę władzy, a Azerbejdżan regularnie zajmował czołowe miejsca na czarnych listach najbardziej skorumpowanych krajów świata, to nawet resztki z naftowych zysków pozwoliły władzom wydać ponad 30 mld dolarów na rozwój azerbejdżańskiej prowincji.
Zapewniło to Azerom pracę i płacę i po początkowym sprzeciwie wobec rządów Ilhama Alijewa zaczęli wychwalać go jako przywódcę, który zapewnił Azerbejdżanowi spokój i dobrobyt. W 2008 r. wygrał ponownie wybory, a rok później w referendum konstytucyjnym Azerowie zgodzili się na usunięcie zapisu ograniczającego prezydenckie kadencje do dwóch. W 2013 r. Ilham Alijew wygrał po raz trzeci.
REKLAMA
(RUTPLY/x-news)
Wdzięczny za poparcie rodaków, odpłacał im urządzanymi igrzyskami, które poza rozrywką miały służyć jako dowód wielkości ich prezydenta. W 2012 r. wydał fortunę, żeby zorganizować w Baku festiwal Eurowizji, a jeszcze więcej kosztowały go urządzone w 2015 r. pierwsze Igrzyska Europejskie (Alijew bezskutecznie starał się o organizację prawdziwej Olimpiady). Rzutkość azerskiego przywódcy pomogła też Baku zostać jednym z miast, w których w 2020 r. rozegrany zostanie finałowy turniej o mistrzostwo Europy w piłce nożnej.
Ale wzorując się na ojcu, Ilham nie zapominał i o kiju. Przez ostatnie dwa lata jego policjanci i sędziowie wtrącili do więzienia dziesiątki krytyków, zarzucających prezydentowi korupcję, prywatę i pogardę dla demokracji. Petrodolarowy majątek przydał Alijewowi tak wielkiej pewności siebie, że nic nie robił sobie z protestów Zachodu, wytykającego mu represje i sfałszowane wybory.
REKLAMA
Wiosną Alijew kazał jednak uwolnić prawie 150 politycznych więźniów. „Zrobił to przed podróżą do USA, żeby uniknąć krytyki ze strony ze strony wyczulonych na kwestie praw człowieka Amerykanów – mówi PAP Wojciech Górecki, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, znawca Kaukazu i były dyplomata w Baku. - Znów zaczęło mu zależeć na Zachodzie, bo z powodu spadku cen ropy naftowej będzie może potrzebował jego pomocy”. W ciągu ledwie roku z grubo ponad stu dolarów baryłka ropy staniała do trzydziestu. Wraz z ropą spadła wartość azerbejdżańskiej waluty, manata. Rozpędzona gospodarka stanęła w miejscu, a rząd zaczął zaciskać pasa.
“W styczniu w wielu regionach kraju, na prowincji, a nie, jak dotąd, w stolicy, doszło do antyrządowych wystąpień. Demonstranci podnosili jednak kwestie ekonomiczne, a nie polityczne – mówi Górecki. – W Baku zapanował niepokój. Alijew kazał uwolnić więźniów politycznych, żeby zmniejszyć napięcie społeczne. Jego władza nie wydaje się zagrożona, ale i tak jest to najpoważniejszy kryzys podczas jego 13-letniej prezydentury”.
Kiedy ojciec wyznaczył go na następcę, o 54-letnim dziś Alijewie mówiono, że nie czuje się dobrze w polityce i brakuje mu ojcowskiej charyzmy. Od początku jego panowania jego najbliższymi współpracownikami (nie brakuje głosów, że to oni w istocie rządzą krajem) są towarzysze ojca: 81-letni premier Artur Rasi-zade (na urzędzie od 1996 r.) i 78-letni Ramiz Mechtijew, szef prezydenckiej kancelarii (od 1996 r.), uważany w Baku za szarą eminencję.
To oni nadzorowali przemianę Azerbejdżanu z satrapii komunistycznej w petrodolarową. „Obaj są już w zaawansowanym wieku i trudno spodziewać się, by ratunku z kryzysu szukali w odważnych reformach. Wyjścia z sytuacji będą raczej upatrywać w przeczekaniu trudnych czasów” - mówi Górecki.
REKLAMA
Steinar Gil, były ambasador Norwegii w Baku, wątpi, by Alijew sam odważył się na reformy swojego państwa. „Specjalnością prezydenta były dotąd igrzyska” – z Norwegiem zgadza się Górecki.
Mimo kłopotów z petrodolarami, w czerwcu w XIII-wiecznej bakijskiej starówce, wpisanej przez UNESCO na listę Światowego Dziedzictwa, odbędą się samochodowe wyścigi Formuły 1. „W pewnym sensie rolę igrzysk spełniła też zeszłotygodniowa wojna z Ormianami w Górskim Karabachu – mówi Górecki. – W jej wyniku Azerowie odbili kilka wzgórz na rzeką Araks, a w Baku zapanowała euforia, jakby wygrali wielką wojnę”.
Walki w rejonie Górskiego Karabachu. Wideo: Euronews
REKLAMA
Wojciech Jagielski (PAP)
pp
REKLAMA