Prezydent Turcji wypowiada "wojnę" UE. "Pójdziemy swoją drogą"
Turecki prezydent odrzucił porozumienie z Unią Europejską w sprawie przepisów prawa antyterrorystycznego. Recep Erdogan oświadczył, że nie zmieni przepisów w tym zakresie, choć wymagało tego porozumienie zawarte z Brukselą w sprawie migrantów.
2016-05-07, 08:22
Posłuchaj
- My pójdziemy swoją drogą, a wy swoją - powiedział szef państwa w przemówieniu transmitowanym na żywo w telewizji, podkreślając, że Turcja stawia czoło realnemu zagrożeniu terrorystycznemu.
- Kiedy Turcja jest atakowana przez organizacje terrorystyczne i mocarstwa, które wspierają je pośrednio lub bezpośrednio, UE mówi nam, że mamy zmienić ustawę o przeciwdziałaniu terroryzmowi - ironizował Erdogan.
To jedno z najostrzejszych przemówień Erdogana pod adresem Unii Europejskiej. Turecki prezydent wygłosił je dzień po tym, jak premier Turcji Ahmet Davutoglu zapowiedział podanie się do dymisji.
Powiązany Artykuł

Turcja grozi UE wycofaniem się z porozumienia ws. migrantów
To właśnie Davutoglu był jednym z architektów porozumienia Ankary z Unią Europejską. Tureckie media twierdzą, że przyczyną jego dymisji jest konflikt z mającym bardzo szeroką władzę i krytycznym wobec Unii prezydentem. Reuters analizuje, że sprawa definicji terroryzmu, razem z zapowiedzianym w czwartek odejściem z urzędu premiera Ahmeta Davutoglu, naraża na szwank przyszłość turecko-unijnej umowy migracyjnej.
REKLAMA
W ostatnich dniach Komisja Europejska zaproponowała zniesienie wiz dla Turcji. Ankara musi jednak w tym celu spełnić jeszcze kilka spośród 72 kryteriów. Jednym z nich jest zawężenie definicji terroryzmu w prawie krajowym. Obecnie jest ona na tyle szeroka, że daje władzom pretekst do ścigania dysydentów politycznych i dziennikarzy - twierdzą obrońcy praw człowieka.
Erdogan mówił także o zmianach w konstytucji, opowiadając się po raz kolejny za wprowadzeniem systemu prezydenckiego, który jest "częścią tureckiej tradycji" i "pilną koniecznością", a nie wyrazem jego osobistych ambicji. Opowiedział się za szybkim poddaniem propozycji zmian pod referendum. Argumentował, że obecny system parlamentarny jest powodem kryzysów politycznych.
IAR/PAP/fc
REKLAMA