Warszawa: przepychanki pomiędzy uczestnikami "czarnego protestu" i działaczami pro-life

Ok. 100 osób, uczestników "czarnego protestu" zgromadziło się w poniedziałek po południu na placu przed wejściem do stacji metra Centrum. Zbierano podpisy pod petycją w obronie praw kobiet. Wcześniej postulaty te odczytano przed kilkoma warszawskimi kościołami. Nie obyło się bez incydentów. Doszło m.in. do przepychanek z działaczami ruchów pro-life.

2016-10-24, 19:05

Warszawa: przepychanki pomiędzy uczestnikami "czarnego protestu" i działaczami pro-life

Posłuchaj

Przedstawicielki środowisk feministycznych deklarują, że ich protest to symboliczny sprzeciw wobec tzw. podziemia aborcyjnego. Karol Darmoros (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom uczestnicy akcji zorganizowanej w okolicach tzw. patelni przy stacji metra Centrum nie zablokowali wejść do przejścia podziemnego pod rondem w centrum Warszawy. Przy wejściach na stacje metra porządku pilnowali jego pracownicy. W okolicy, jak zazwyczaj, były patrole policjantów.

Uczestnicy "czarnego protestu" skandowali: "Mamy dość dobrej zmiany", "Chcemy doktora, nie prokuratora". Napisy z hasłami: "Oprócz macicy mamy mózgi", "Decydujemy same".

Na "patelni" pojawiła się także grupa kilkunastu aktywistów ruchów pro-life, doszło do przepychanek pomiędzy nimi, a uczestnikami "czarnego protestu".

Natychmiast interweniowała policja, obie manifestacje oddzielił kordon policjantów.

REKLAMA

Działacze pro-life przynieśli duży baner ze zdjęciem płodu ludzkiego i napisami: "Ratuj nas", "Aborterzy zabijają dzieci z zespołem Downa" oraz transparenty z hasłami: "Stop aborcji" i "Genderyzm to dewiacja".

Źródło: TVP Info

Na pobliskim pl. Defilad, w ramach akcji "Piekło kobiet" czytano natomiast fragmenty felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Zgromadziło się tam kilkadziesiąt osób. Co jakiś czas wznoszono okrzyk: "Myślę, czuję, recytuję".

Kilkadziesiąt osób zgromadziło się także przed Rotundą. Niektórzy mieli przypięte do ubrań czarne znaczki z napisem "czarny protest".

REKLAMA

Wcześniej warszawskim Traktem Królewskim przeszła "Konferencja Episkopatu Polek". Uczestnicy tej akcji zatrzymywali się przed pięcioma kościołami: św. Krzyża, wizytek, seminaryjnym, św. Anny oraz przed katedrą św. Jana. Odczytywali m.in. postulaty z petycji do rządu, Sejmu i Senatu w obronie praw kobiet, w której domagają się m.in. przestrzegania praw kobiet w ciąży, ścigania przestępstw przeciwko kobietom, wprowadzenia kar za molestowanie, traktowania seksistowskich wypowiedzi jak mowy nienawiści, edukacji seksualnej i wpierania rodziny.

Protestujący nieśli transparenty z hasłami "Parasolka - broń kobieca, która w PiS-ie postrach wznieca", "Świeckie państwo", "Nie dla ingerencji Kościoła w politykę". Skandowano m.in.: "Stop fanatykom i hipokrytom", "Kobiet prawa nie biskupów sprawa", "Tak dla kobiet, tak dla życia", "Wolność jest kobietą", "Prawa kobiet to podstawa".

- Jestem tutaj, bo walczymy o coś ważnego, o prawa kobiet, o prawa naszych córek i przyszłych córek. Nie ma demokracji, jeśli nie są przestrzegane prawa kobiet - mówiła Sandra, jedna z uczestniczek akcji. - Ci, którzy upokarzają kobiety, robią to samo z nami, z mężczyznami, którym prawa kobiet nie są obojętne - podkreślał Alan.

W manifestacji brało udział wiele starszych osób. - To nieprawda, że jesteśmy tutaj, bo jesteśmy za aborcją. Jesteśmy tu, bo kobiety powinny mieć prawo wyboru, powinny mieć prawo do badań prenatalnych. Nie mogą być traktowane jako inkubatory - mówiła jedna z nich. Do protestujących spontanicznie przyłączali się przechodnie, skandowali razem z nimi, wiele osób robiło zdjęcia.

REKLAMA

Manifestacja przebiegała spokojnie, wzięło w niej udział kilkadziesiąt osób. Doszło do dwóch drobnych incydentów. Przed kościołem seminaryjnym do manifestujących podszedł mężczyzna, który krzyknął: "obłąkanie". Przy katedrze św. Jana do jednej z uczestniczek zgromadzenia podbiegła kobieta, która uderzyła ją parasolką. Po krótkiej rozmowie z policjantami odeszła.

Poniedziałkowe protesty nazwano II Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet. Pierwszy odbył się 3 października i nazwany był "czarnym protestem" lub "czarnym poniedziałkiem". Był on odpowiedzią na decyzję Sejmu, który 23 września odrzucił projekt liberalizujący przepisy aborcyjne, a do dalszych prac w komisji skierował projekt przewidujący całkowity zakaz i penalizację przerywania ciąży. 6 października został on jednak ostatecznie odrzucony. Jednocześnie rząd zaproponował program wsparcia dla rodzin w trudnej sytuacji, m.in. tych, które wychowują dzieci z niepełnosprawnościami.

W ramach sprzeciwu wobec "czarnego protestu" organizowane były "białe protesty". Zachęcano, by czarny strój pozostawić "tym, którzy mają czarne sumienia". W kościołach prowadzone były modlitwy w intencji ochrony życia; zachęcał do nich Episkopat.

Kobiety postanowiły zaprotestować ponownie, m.in. po wypowiedziach prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w wywiadach nie wykluczył zmian w obecnym prawie dotyczących aborcji ze względu na stan płodu, a szczególnie zespół Downa. Zmiany - zastrzegł - muszą być odpowiednio przygotowane.

REKLAMA

W myśl obowiązującej ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 r. aborcji można dokonywać, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. W dwóch pierwszych przypadkach przerwanie ciąży jest dopuszczalne do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki; w przypadku czynu zabronionego - jeśli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni.

dad, mr

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej