Wpadka sympatyków Donalda Tuska? Komentarz eksperta
Miało być huczne przywitanie, a skończyło się na kompromitacji. Sympatycy Donalda Tuska przybyli na spotkanie z byłym premierem z jego portretami namalowanymi na czerwonym tle. Internauci się śmieją, a eksperci mówią o wielkiej, wizerunkowej wpadce.
2017-04-19, 18:13
W środę Donald Tusk przybył do Warszawy, aby stawić się w Prokuraturze Okręgowej, gdzie miał zostać przesłuchany w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym podjęcia współpracy przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego z rosyjską FSB. Do stolicy były premier przyjechał pociągiem. Od dawna było wiadomo, że na Dworcu Centralnym powita go liczne grono zwolenników. I tak też się było, choć styl w jaki to uczyniono błyskawicznie stał się tematem do drwin.
Sympatycy Tuska, wśród nich m.in. posłowie Platformy Obywatelskiej, Ewa Kopacz, Michał Szczerba czy Sławomir Nitras, oraz zwolennicy Komitetu Obrony Demokracji na czele z szefem organizacji Mateuszem Kijowskim, trzymali w rękach czerwone kartki na których znajdował się portret byłego premiera oraz napis „Przystanek Europa”. W ocenie Zbigniewa Lazara, eksperta do spraw wizerunku i reputacji była to wpadka, która "odwróciła uwagę opinii publicznej od samego pomysłu powitania, który był dobry.
- Akcję, która przynosi niezamierzone i nieprzemyślane skutki zawsze należy traktować w kategoriach wpadki. Tak było w tym przypadku - mówi portalowi Polskiego Radia Zbigniew Lazar. W jego ocenie czerwona kartka kojarzy się negatywnie. - W pierwszej chwili pomyślałem, że są to przeciwnicy Tuska, którzy przyszli pokazać mu czerwoną kartkę symbolizującą usunięcie z „boiska”. Inne skojarzenie to krwawe ręce symbolizujące winę, co w kontekście przesłuchania w prokuraturze również należy zinterpretować negatywnie - ocenia ekspert ds. reputacji.
- W tym przekazie zabrakło spójności. Skoro Donald Tusk reprezentuje Europę, to należało przedstawić jego wizerunek na błękitnym tle, albo chociaż białym. Co w tym przypadku miał symbolizować kolor czerwony? Odpowiedź na to pytanie zna chyba tylko sam autor – tłumaczy Lazar.
REKLAMA
Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl
REKLAMA