W prezydenckim referendum pojawi się kwestia przyjęcia euro? "Zapytałbym również o wyjście z UE"
Czy w referendum organizowanym przez prezydenta powinno pojawić się pytanie o przyjęcie euro? - Poszedłbym dalej i zapytałbym obywateli również o wyjście naszego kraju z UE - przekonuje w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl Andrzej Sadowski, założyciel Centrum Adama Smitha i członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie.
2017-05-18, 13:06
Michał Fabisiak: Jak ocenia pan pomysł dopisania do referendum konstytucyjnego pytania o to, czy należy wprowadzić w naszym kraju euro zamiast złotego?
Andrzej Sadowski: Uważam, że należy dać Polakom większy wybór. Dlatego poszedłbym dalej i zapytałbym w tym referendum obywateli również o wyjście naszego kraju z Unii Europejskiej.
Bardzo radykalna propozycja.
Trzeba dawać ludziom wybór. W tym przypadku nie powinno być nim tylko przyjęcie europejskiej waluty, ale też możliwość wystąpienia z UE.
Na razie prezydent wypowiedział się jedynie na temat pytania dotyczącego wprowadzenia euro zamiast złotego i dopuścił możliwość jego dopisania. Jakiej decyzji Polaków w sprawie przyjęcia waluty UE pan się spodziewa?
Dotychczasowe badania pokazują, że nasi obywatele zauważyli, co stało się w Grecji i innych krajach Unii Europejskiej. Polacy widzą, że bogactwo nie pochodzi z koloru farby, jaka jest na banknocie będącym w obiegu. Mit o tym, że euro wprowadza dobrobyt prysł w momencie finansowych kłopotów Grecji.
Rozumiem, że jeśli dojdzie do referendum to będzie pan przekonywał Polaków do odrzucenia europejskiej waluty?
Nie ma najmniejszego powodu, aby w najbliższym czasie przyjmować euro. Jedyny sensowny moment występuje wtedy, gdy kraje są na zbliżonym poziomie rozwoju gospodarczego. Pod tym względem Polska wciąż ustępuje wielu europejskim państwom.
REKLAMA
Zwolennicy przyjęcia wspólnej waluty argumentują, że do strefy euro przystąpiły już kraje, które mają od nas słabszą gospodarkę, np. Słowacja czy Litwa.
To była kwestia decyzji politycznej, a nie ekonomicznej. W przypadku Estonii i innych państw bałtyckich ewidentnie stwierdzono, że przyjęcie wspólnej waluty nie jest korzystne dla tych krajów. Zdecydowano się jednak na przystąpienie do strefy euro, aby zwiększyć elementy bezpieczeństwa wobec Rosji. To jedyny powód zmiany waluty. Wprowadzenie euro w żaden sposób nie poprawiło sytuacji gospodarczej wspomnianych państw.
W niektórych przypadkach doszło nawet do spowolnienia gospodarczego. Argumentem tym chętnie posługują się przeciwnicy przyjęcia euro i podają przykład Słowacji oraz Słowenii. Czy Polsce po zmianie waluty również groziłoby wyhamowanie gospodarcze?
Kilka lat temu opublikowany został raport Komisji Europejskiej na temat strefy euro. Stwierdzono w nim, że przyjęcie wspólnej waluty i rozszerzanie jej strefy było sukcesem wyłącznie politycznym. Wynikało to z faktu, że kraje, które wprowadziły euro miały zauważalnie niższe parametry ekonomiczne.
Jaka była tego przyczyna?
Odpowiedź znajdowała się w innym raporcie, tym razem Banku Centralnego. Jego eksperci zwracali uwagę na to, że próba uśrednienia stóp procentowych dla krajów, które powinny się bardzo szybko rozwijać, np. Hiszpanii, i państw, które nie potrzebują takiego rozwoju, takich jak Niemcy, powoduje straty dla obu grup. Z tym, że na większe narażone są te pierwsze. Fakt, że stworzono wspólną strefę walutową z krajów o tak różnym poziomie rozwoju i ambicjach ma ewidentne, negatywne konsekwencje, co dziś można obserwować prawie laboratoryjnie. Spójrzmy chociażby na Irlandię. Przyjęcie euro spowodowało, że przestała się szybko rozwijać.
Jakie są jeszcze negatywne skutki przyjęcia euro?
Spójrzmy na to co działo się w latach 2007-2008, w czasie finansowego krachu na rynkach międzynarodowych. Okazało się wtedy, że posiadanie elastycznego kursu i własnej waluty jest znacznie lepsze od bycia w strefie euro. Zawirowania które dotknęły wtedy państwa strefy obaliły doktrynę, którą wpajano nam przez lata, że euro jest kotwicą, która będzie nas trzymała i stabilizowała. Przyjęcie wspólnej waluty było elementem religii państwowej, niczym więcej.
REKLAMA
Wielu Polaków obawia się, że przyjęciu euro towarzyszyłby wzrost cen. Na ile to realna groźba?
Nawet, jeśli jest to pogląd, który nie znajduje do końca potwierdzenia we wszystkich krajach, które przyjęły euro, to należy pamiętać, że w niektórych przypadkach takiego zjawisko miało miejsce. Warto wspomnieć tu o Słowacji, gdzie nasi obywatele doświadczyli go osobiście. Kraj ten przez lata był miejscem do którego Polacy chętnie wybierali się na zimowy wypoczynek. Po tym jak wszedł do strefy euro nasi rodacy zaczęli zastępować go Austrią, bo okazało się, że ceny są podobne, ale w znacznie lepszym standardzie. To doskonale pokazuje, co oznacza w codziennym życiu przyjęcie euro.
Dostrzega pan jakieś pozytywne aspekty zastąpienia złotego przez wspólną walutę?
Na lata 2017 i 2018 nie widzę żadnego.
Wróćmy jeszcze do tematu referendum. Zwolennicy zmian w ustawie zasadniczej postulują, aby „polski złoty” został wpisany jako waluta do Konstytucji. Jak ocenia pan ten pomysł?
Samo wpisanie nie sprawi, że będziemy mieć mocną walutę, która gwarantuje każdemu brak strat w oszczędnościach. Jej siła bierze się z innych rzeczy. Ważniejsze od wpisania złotego jako waluty do Konstytucji jest określenie w niej, czym powinien charakteryzować się stabilny pieniądz niezależny do decyzji politycznych. Potrzebne są mechanizmy, które zagwarantują, że nasza waluta będzie przewidywalna, stabilna i nie będziemy na tym tracić. Najlepiej zaproponować Polakom powrót do standardu złota. Poważne debaty na ten temat prowadzi już rząd Chin, który zastanawia się, czy nie zaproponować światu juana w postaci złotego juana jako standardu złota, z którego w latach 70. wycofały się Stany Zjednoczone. Pieniądz kruszcowy jest realnym pieniądzem, zabezpieczonym nie w wydajności maszyn drukarskich, tylko w czymś co każdy rozumie, czyli złotem, które do tej pory jest rezerwową, nieformalną walutą na całym świecie.
- rozmawiał, Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA