PiS popełnił błąd zmieniając przepisy ws. pigułki "dzień po"?
Przegłosowując nowelizację ustawy, która wprowadza receptę na tzw. pigułkę „dzień po” Prawo i Sprawiedliwość właśnie otworzyło nowy polityczny front, który może narazić partię na niepotrzebne straty. Opozycja już zachęca Polaków do wyjścia na ulicę i liczy na powtórkę z czarnych protestów.
2017-05-26, 17:32
W czwartek Sejm przegłosował nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Zgodnie z jej zapisami wszystkie hormonalne leki antykoncepcyjne będą od teraz dostępne na receptę. W tym gronie znajduje się również pigułka ellaOne, czyli tzw. pigułka „dzień po”, którą od 2015 roku osoby powyżej 15 roku życia mogły kupić bez konieczności wizyty u lekarza. Po zmianie przepisów nie będzie to możliwe.
Autorzy rządowego projektu przekonują, że jest on podyktowany troską o zdrowie, zwłaszcza ludzi młodych. - Tabletka ellaOne zawiera wielokrotnie większą dawkę hormonalną, która negatywnie może wpłynąć szczególnie na młody organizm, niż stosowane powszechnie środki antykoncepcyjne - argumentowała w Sejmie wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko. Z taką argumentacją nie zgadzają się politycy opozycji.
- Nie ma żadnych podstaw prawnych, aby tabletkę „dzień po” skazywać na receptę. Jak pokazują badania w 2016 roku skorzystało z niej ponad 300 tys. kobiet, a skutki uboczne odczuło tylko 80 z nich. To pokazuje, że pigułka ta nie jest groźna dla ludzkiego zdrowia - tłumaczy w rozmowie z PolskieRadio.pl posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus. Na inny aspekt zmian w przepisach zwraca uwagę Agnieszka Pomaska z Platformy Obywatelskiej.
- Zabrano kobietom podstawowe prawo do decydowania o sobie i swoim życiu, utrudniono im dostęp do skutecznej antykoncepcji awaryjnej – mówi posłanka PO. I przypomina, że Polska stanie się jednym z dwóch państw unijnych, gdzie pigułka będzie wydawana na receptę. – W rzeczywistości jest to krok w kierunku likwidacji jednej z możliwości antykoncepcji, bo wiemy jak trudno w Polsce szybko dostać się do ginekologa, który będzie mógł wystawić taką receptę - dodaje Pomaska. Zarówno PO jak i Nowoczesna deklarują, że jeśli dojdą do władzy, to cofną zmiany wprowadzone przez PiS.
REKLAMA
Choć opozycja nie spodziewa się, aby nowe przepisy można było poprawić jeszcze w tej kadencji Sejmu, to zachęca Polaków do wyrażenia swojego niezadowolenia. – 10 czerwca w Warszawie odbędzie się czarny strajk kobiet. Jestem przekonana, że pojawią się na nim osoby, którym nie podoba się zaostrzenie przepisów ws. pigułki „dzień po”.
- Myślę, że rząd zachęca swoimi decyzjami Polaków do wyjścia na ulicę. W sobotę w Gdańsku odbędzie się marsz równości, spodziewam się, że w związku z decyzją ws. pigułki „dzień po” frekwencja będzie wyższa niż przewidywano. Osoby, które jeszcze kilka lat temu nie widziały siebie na tego typu protestach, coraz częściej biorą w nich udział, bo widzą, że ktoś dokonuje zamachu na ich prywatne życie – mówi Pomaska. Politycy obu formacji opozycyjnych przekonują, że protestów związanych ze sprawą pigułki „dzień po” może być więcej. Czy mogę one zaszkodzić partii rządzącej jak miało to miejsce przy projekcie ustawy zaostrzającym prawo aborcyjne?
- Przy takich tematach, często postrzeganych przez istotną część opinii publiczną jako tzw. zastępcze, bardzo łatwo o radykalizację stanowisko, co nigdy nie służy partii rządzącej. Już samo odnoszenie się do problemu będzie dla PiS niewygodne - uważa prof. Rafał Chwedoruk, politolog Uniwersytetu Warszawskiego. W jego ocenie sprawa ta może zmobilizować przeciw rządzącym kolejną grupę osób, której obecność będzie w prosty sposób przekładać się na poparcie dla głównej siły opozycyjnej.
Zdaniem Chwedoruka sprawa pigułki „dzień po” może zniechęcić do PiS zwłaszcza młodych wyborców, którzy przyczynili się do zwycięstwa tej partii w wyborach parlamentarnych. Co na to PiS?
REKLAMA
Politycy partii rządzącej ze spokojem podchodzą do sprawy. Większość uważa, że pigułka „dzień po” nie wywoła protestów, jakie pojawiły się przy okazji projektu zaostrzającego przepisy aborcyjne. Posłowie tłumaczą, że podjęcie decyzji nie było łatwe, ale ostatecznie przekonały ich głosy ekspertów, którzy twierdzili, że pigułka zagraża zdrowiu. Wewnątrz obozu rządzącego pojawiają się jednak i pewne obawy związane z tą ustawę.
- Martwi mnie to, że otwieramy kolejny front, na którym nic nie wygramy. Odbiór społeczny tej ustawy na pewno będzie negatywny. Pytanie brzmi, jak duże będą straty? Skoro wycofaliśmy projekt dotyczący ochrony życia, który miał inny ciężar i poprzedziły go pewne obietnicy, to tym bardziej mogliśmy nie wprowadzaj tej ustawy – tłumaczy portalowi PolskieRadio.pl znany poseł partii rządzącej, który mimo wszystko zagłosował zgodnie z dyscypliną klubową. I dodaje, że praktyka pokaże, czy warto było zmieniać przepisy ws. pigułki „dzień po”.
Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl
REKLAMA