Załóż sobie profil

2008-08-11, 15:03

Załóż sobie profil

Żeby być kimś w "realu" i nie wypaść z towarzystwa trzeba istnieć w Internetowej rzeczywistości.

Pierwszy liczący się portal społecznościowy powstał w 1997 roku. Umieszczono go pod adresem Sixdegrees.com– jego twórcy w 2000 r. ogłosili bankructwo. Dziś mówią, że wyprzedzili swój czas. Niedługo po bankructwie SixDegrees.com, w 2002 roku, powstał Friendster – pierwsza internetowa społeczność, która masowo przyciągała użytkowników. Zaraz po niej do gry weszły MySpace, Facebook i wiele mniejszych. Dziś Friendster ma 70 mln użytkowników (głównie w Azji), MySpace i Facebook po ponad 100 mln.


Jednogłośnie amerykańskie nastolatki mówią: „Jeśli nie ma cię na MySpace, po prostu nie istniejesz.” W rankingu rzeczy, które powinien mieć lub robić student by nie wypaść „poza obieg”, Facebook wyprzedził picie piwa.

Ponad 60 proc. amerykańskich nastolatków posiada profile w którymś z serwisów społecznościowych (w tej kategorii wiekowej prowadzi MySpace). Odsetek studentów korzystających z Facebooka powoli dobija do 100 proc. Serwisy te służą także za kanał komunikacji polityków z wyborcami. Wszyscy liczący się kandydaci w amerykańskich wyborach prezydenckich założyli swoje profile w najważniejszych „społecznościówkach”. Barack Obama we współpracy z jednym z założycieli Facebooka założył nawet  swoją internetową społeczność.

Trudne początki

Pierwszym wielkim – i krótkotrwałym – sukcesem był Friendster, który wszedł na rynek w marcu 2002 roku. Początkowo był unowocześnionym i rozbudowanym portalem randkowym. Jego siłą było to, że porzucił zasadę łączenia ludzi według podobieństw i rozbudował mechanizm dobierania par według posiadanych przez nich wspólnych znajomych. Niedługo po powstaniu stał się jednym z największych portali w światowym Internecie. Jego olbrzymi sukces nie trwał jednak długo, a kilka lat później został okrzyknięty „jednym z największych rozczarowań w historii Internetu”.

Samobójstwem dla Friendstera okazał się zakaz umieszczania w serwisie profili muzyków, które zaczęły się pojawiać wbrew regulaminowi serwisu. Szybki upadek rozpoczął się w 2003 roku wraz ze startem konkurencyjnego MySpace’a.

Moi znajomi już tam są

 

Wykorzystał to MySpace, który nie tylko zezwolił na zakładanie profili zespołów, ale poszedł o krok dalej. Szybko wbudowano w serwis funkcje pozwalające na zamieszczanie własnej muzyki oraz zmaksymalizowano możliwości personalizacji wyglądu profili, włącznie z projektowaniem ich oryginalnego „stylu”. Zespoły muzyczne zaczęły masowo zakładać profile w serwisie, a nastolatki dołączać do ich „znajomych”.

Portal zaczął być także wykorzystywany do dystrybucji zaproszeń na koncerty i kart wstępu do modnych klubów. W związku z tym ci, którzy nie chcieli być poza towarzystwem musieli dołączać do serwisu. Uruchomiło to sieć społeczną i spowodowało dynamiczny rozwój portalu. Wszystko w oparciu o tak wyrażaną potrzebę: „Moi znajomi już tam są, ja też muszę być.”

Jedną z funkcjonalności serwisu jest tzw. kalendarz społecznościowy, który pozwala wymieniać się informacjami dotyczącymi różnorodnych spotkań i imprez. Umożliwiło to rozwój zjawiska zwanego w USA „gatecrushingiem”. Jego istotą jest wpraszanie się na imprezy, na które nie ma się zaproszenia. Najgłośniejsze „MySpace partys” to między innymi impreza pewnego 16-latka w Melbourne na którą przybyło ponad 500 osób, które po tym jak zaatakowały interweniujących funkcjonariuszy zostały opanowane przez policyjny helikopter i oddział policjantów z psami. Rodzice pewnej siedemnastoletniej Brytyjski zostali po takiej imprezie obdarowani przez policję rachunkiem za straty wynoszące 24 tys. funtów. Na jednej z imprez zapowiedzianych w sieci 17-letni Amerykanin został zastrzelony przez niezaproszonego gościa.

Mimo to MySpace jest wciąż drugim największym portalem społecznościowym. Skupia ponad 100 mln użytkowników. Od 2005 roku jest własnością Ruperta Murdocha, który zapłacił za niego 560 mln dolarów. Cenę, która choć robi wrażenie z dzisiejszej perspektywy można uznać za okazyjną.

Portal dla „wybranych”

Facebook powstał w 2004 roku w mieszczącym się w akademiku pokoju. Jego właścicielem był student psychologii Uniwersytetu Harvarda Mark Zuckerberg.
Pierwotnie dostęp do Facebooka mieli mieć tylko studenci Harvardu. Jego głównym przeznaczeniem miało być danie możliwości nadążania za tym, kto się z kim umawia. Portal szybko zdobył uznanie studentów. Później Zuckerberg rozszerzył dostępność na wszystkie uczelnie tzw. Ivy League, która skupia najlepsze amerykańskie uniwersytety.

Selektywność dostępu zapewniała coś, czego nie dawał MySpace – gwarancję ograniczenia do minimum niechcianych kontaktów i zaczepek od nieznajomych. Facebook nie tworzył nowych więzi. Przede wszystkim pozwalał utrzymać lub wzmocnić te istniejące. Sam Zuckerberg mówił: „To działa tylko gdy relacje są prawdziwe. To wielka różnica między Facebookiem i wieloma innymi stronami. My nie myślimy o sobie jak o społeczności – my nie próbujemy budować społeczności – my nie próbujemy tworzyć nowych powiązań.”

Facebook szybko wygrał konkurencję z MySpace’m wśród studentów i ludzi nieco starszych. Dziś jest największą internetową społecznością świata. W maju 2008 stronę odwiedziło ponad 120 mln unikalnych użytkowników.

YASNS

Ameryka i Azja - a za nimi Europa – oszalały na punkcie „społecznościówek”. Oprócz serwisów dla młodzieży powstały także portale dla profesjonalistów (LinkedIn), ludzi bogatych (smallworld.com), rodziców (parentsconnect.com), a nawet ludzi uczęszczających do jednego kościoła (MyChurch.com). W sieci istnieją nawet serwisy społecznościowe służące do zakładania... serwisów społecznościowych. Powstają ich tysiące. Jest ich tak wiele, że Clay Shirky stworzył nawet popularny termin YASNS (Yet Another Social Networking Service), co oznacza „jeszcze jeden serwis społecznościowy”. Jednak tylko nieliczne odnoszą znaczące sukcesy. Większość z nich znika równie szybko jak powstało. Co interesujące przykładem takiego nieudanego przedsięwzięcia jest między innymi – założony w 1995 roku – amerykański Classmates.com, który służył za wzór dla Naszej Klasy.

Portale, którym udało się na dobre zagościć w wirtualnym świecie zmieniają formę relacji między użytkownikami sieci. Teraz by „być kimś w realu” trzeba istnieć w Internecie. Szczególnie, gdy jest się amerykańskim licealistą. Ale czy to powinno stanowić o relacjach między ludźmi to można mieć wątpliwości.

Tomasz Borejza

Polecane

Wróć do strony głównej