Prof. Rafał Chwedoruk: PiS przyjmie teraz strategię przeczekania
- Należy pamiętać, że w starciu między PiS, a prezydentem zwyciężyć może tylko jeden podmiot – jest nim Platforma Obywatelska - tłumaczy prof. Rafał Chwedoruk, który w rozmowie z portalem Polskiego Radia komentuje bieżącą sytuację polityczną w Polsce.
2017-07-28, 17:37
Która siła polityczna zyska na sporze wokół sądownictwo? Pytam, bo sondaże nie dają jasnej odpowiedzi. Jedne pokazują, że PiS zwiększyło poparcie, inne wskazują wzrost notowań opozycji.
Pamiętajmy, że sondaże, które teraz się ukazują, obejmują okres od kwietnia do lipca, dlatego tak naprawdę są one pochodną wcześniejszych wydarzeń. Dziś jeszcze nie wiemy, jak opinia publiczna przetworzy to, co stało się w ostatnim czasie. Z reguły zmiany ujawniają się najszybciej po dwóch tygodniach. Na sondaże, które opublikowano w ostatnich dniach wpływ mogły mieć jeszcze inne, wcześniejsze czynniki.
Pana zdaniem kto zyska, a kto straci?
Nie ulega mojej wątpliwości, że obóz władzy drugi raz po objęciu rządów przegrał jakiś konflikt. Pierwsza porażka miała miejsce przy reelekcji Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Skala zwycięstwa opozycji pewnie byłaby mniejsza niż podczas poprzedniej sprawy, ale pojawiła się nowa okoliczność, która zwiększyła jej rozmiary. Mowa oczywiście o rozdźwięku w obozie władzy. To chyba ostatnia rzecz, której wyborcy mogli spodziewać się po PiS. Partia ta była do tej pory antytezą prawicy z lat 90. ubiegłego wieku i postrzegano ją jako w miarę sprawny machizm. Myślę, że obecna dezorientacja wyborców PiS jest miarą porażki tej formacji.
Różnice zdań między Pałacem Prezydenckim, a siedzibą partii przy Nowogrodzkiej przerodzą się w głęboszy konflikt, może nawet przyczynią się do powstania nowej partii, czy na jesieni sytuacja wróci do normy?
Należy pamiętać, że w starciu między PiS, a prezydentem zwyciężyć może tylko jeden podmiot – jest nim Platforma Obywatelska. Każdy kto obserwuje polską politykę ma świadomość, że nie ma w niej miejsca na kolejną konserwatywną formację prawicową, pozycjonującą się między PO, a PiS. Historia po 89’ roku jest znaczona politycznymi grobami tych, którzy próbowali stworzyć ugrupowanie konserwatywno-liberalne. W Polsce nie ma dziś miejsca dla tych, którzy w kwestiach światopoglądowych chcą być konserwatywni jak PiS, a w gospodarczych liberalni jak PO. Gdyby ośrodek prezydencki chciał powołać nowy byt polityczny, to musiałby wejść w tę przestrzeń. Uważam, że próba ta zakończyłaby się porażką.
Nawet, gdyby budowa nowa formacja konserwatywna byłaby budowana na bazie ruchu Kukiz’15?
Siłą Kukiz’15 są przede wszystkim młodzi ludzie, którzy charakteryzują się dużą zmiennością poglądów, więc nie jest to twardy grunt. Poza tym formacja ta nabyła umiejętność bycia w centrum – atakuje PO, by po chwili przyłożyć PiS. Jednak przeciwko budowaniu nowej formacji na bazie Kukiz’15 działa przede wszystkim banalny czynnik kalendarza wyborczego. Ruch Kukiza jest efemeryczny w terenie, a najbliższa elekcja to wybory samorządowe. Uważam, że będą one dla tego ugrupowania bardzo trudnym doświadczeniem w skali makro. O ile można sobie wyobrazić, że w niektórych sejmikach wojewódzkich partia ta zdobędzie jakieś mandaty, to podejrzewam, że na niższych szczeblach wypadnie bardzo źle. Nie wiem, czy opinia publiczna mogłaby zaakceptować formację, której patronowałby polityk wywodzący się z prawicy konserwatywnej światopoglądowo i socjalnej gospodarczo i Paweł Kukiz, który jest postrzegany jako quasi polityk, wypowiadający się liberalnie w sprawach gospodarczych. Moim zdaniem taka formacja nie miałaby szans zaistnieć z jeszcze jednego powodu.
REKLAMA
Jakiego?
Po kwietniu 2010 roku więź między Prawem i Sprawiedliwością, a wyborcami nabrała dość szczególnego wymiaru. Nie widzę przyczyny dlaczego sympatycy PiS nagle mieliby przestać głosować na tę partii i poprzeć formację Andrzeja Dudy, Pawła Kukiza i być może Jarosława Gowina, gdyby oczywiście taka powstała.
Na ile realny jest dziś scenariusz wcześniejszych wyborów, którymi Jarosław Kaczyński straszył ponoć swoich posłów na zamkniętym spotkaniu?
W mojej ocenie obserwujemy obecnie pewnego rodzaju szachy polityczne. Ośrodek prezydencki szachuje PiS możliwością utworzenia własnej formacji, a ruchem partii rządzącej na to posunięcie jest rozpisanie wcześniejszych wyborów. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego wie, że gdyby w najbliższym czasie do nich doszło, to w Sejmie zostałoby jedynie PiS, PO i może Kukiz’15, a krnąbrni posłowie straciliby mandaty. Uważam jednak, że Prawo i Sprawiedliwość nie zdecyduje się na przedterminowe wybory.
Skąd ta pewność?
PiS nie będzie dążył do tego scenariusza, nie tylko ze względu na traumę z 2007 roku, ale również dlatego, że ma dziś w Sejmie większość. Rozpisanie wcześniejszych wyborów byłoby ruchem niezrozumiałym nawet dla najwierniejszych wyborców tej partii. Ten scenariusz jest realny tylko w sytuacji, gdy PiS straci większość w Sejmie na skutek odejścia dużej grupy posłów, np. ugrupowania Jarosława Gowina.
Sprawa sądów, gdyby nie weto prezydenta rzeczywiście mogła zakończyć obaleniem rządu, co sugerowali niektórzy eksperci i politycy opozycji?
Nie bez ironicznego uśmiechu przyjmowałem wypowiedzi niektórych publicystów, że oto nastąpił wielki przełom i pojawili się obywatele, którzy nie byli do tej pory zaangażowani politycznie. Każdy kto zna strukturę polskiego społeczeństwa wie, że tak to nie funkcjonuje. Niezaangażowani politycznie są ludzie biedniejsi, starsi mieszkańcy mniejszych miejscowości i wsi oraz młodzież w wieku 18-24 lat, a tymczasem mieliśmy do czynienia z protestem obywateli wielkich miast. W mojej ocenie była to powtórka z rozrywki. To były manifestacje podobna do tych organizowanych najpierw przez KOD, a następnie generowanych przez PO i dotyczyły obywateli, którzy zawsze byli negatywnie nastawieni do PiS.
REKLAMA
Czyli nie żaden spontaniczny ruch?
Oczywiście, że nie. Ktoś musiał koordynować te inicjatywy zwoływane za pomocą Internetu, nadać im graficzną treść, kupować bilbordy reklamujące protesty, zwrócić zainteresowanie mediów. To wszystko samo się nie zrobiło i nie zrobili tego też amatorzy, którzy skrzyknęli się przez FB. Uważam, że gdyby te ustawy przeszły przez Sejm, to protesty wygasłyby same.
A tak mogą wrócić, gdy prezydent ogłosi swoje projekty reformujące sądownictwo.
To prawda. Wydaje mi się jednak, że trudniej będzie powtórzyć pierwszą falę protestów. Weta zostały odebrane jako zamkniecie pewnego etapu. Jak sądzę PiS przyjmie teraz strategię przeczekania. Świadczą już o tym niektóre wypowiedzi polityków tej partii. Problem ma teraz prezydent, ponieważ musi on stworzyć ustawy, które zostaną zaakceptowane przez większość sejmową. Zarówno PiS, jak i PO mogą być im niechętne. Uważam, że stanowisko PiS sprowadzi się teraz do wyciszenia głosów krytycznych i czekania na ustawy, które podejrzewam, że i tak będą nie do przyjęcia dla opozycji. Gdy ta zacznie protestować, PiS będzie mógł powiedzieć prezydentowi, „mówiliśmy od razu, że nie było szans na kompromis”.
- rozmawiał MF, PolskieRadio.pl
REKLAMA