Facebook cenzuruje informacje? To biznes, a nie dbałość o użytkowników
Użytkownicy największej globalnej sieci społecznościowej zgłaszali ostatnio informacje o blokadach i kasowaniu kont i profili o charakterze patriotycznym, prawicowym i katolickim. Facebook odpowiada: "to błąd systemu". Jak rzeczywiście działa mechanizm blokad giganta?
2017-08-05, 14:25
Po tym, jak w ostatni weekend lipca sieć społecznościowa zawiesiła publikację ponad 300 profili, biuro prasowe Facebooka wydało specjalne oświadczenie. "W wyniku błędu jednego z naszych systemów bezpieczeństwa w ostatni weekend doszło do tymczasowego zawieszenia niektórych stron na platformie. W momencie jego wykrycia, przywróciliśmy wszystkie dotknięte strony. Przepraszamy za wszelkie niedogodności związane z ich kilkugodzinną niedostępnością" – czytamy w komunikacie.
Zysk najważniejszy?
W rozmowie z Portalem PolskieRadio.pl Piotr Konieczny, kierujący serwisem niebezpiecznik.pl podkreśla, że Facebook to przedsiębiorstwo, którego zadaniem jest zysk. - Przede wszystkim Facebook to firma prywatna, która rządzi się pewnym regulaminem. Jak w każdej firmie i serwisie społecznościowym twórcom zależy na tym, aby osoby o różnych poglądach czuły się w miarę komfortowo, bo użytkownicy, mówiąc wprost, to pieniądze - niezależnie od tego, jakie mają poglądy polityczne – mówi Konieczny.
- Gdy o jakiejś sprawie stanie się głośno, staje się medialna, jest oczywiste, że dotrze to do Facebooka i będzie reakcja. Gdyby sam użytkownik zgłosił protest, byłby zapewne rozpatrywany przez 2-3 tygodnie, być może w ogóle nie zostałby rozpatrzony – zaznacza ekspert.
Wcześniej do zgłaszania treści, które uznano za rasistowskie i ksenofobiczne przyznał się "Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych". Podał, że pracownicy i wolontariusze przeprowadzili w weekend akcję usuwania profili, a łącznie zgłoszono "ponad 2000 stron organizacji neofaszystowskich, skrajnie prawicowych i antyislamskich. W wyniku tych działań ponad 300 zostało zablokowanych i usuniętych".
REKLAMA
Zdaniem użytkowników Facebooka dotkniętych blokadą, atak OMZRiK był przeprowadzony w sposób zautomatyzowany z wykorzystaniem fałszywych kont. "Atakujący wykorzystali słaby punkt algorytmu Facebooka, który blokuje fanpjedż po przesłaniu określonej przez algorytm liczby - w tym przypadku fałszywych zgłoszeń o naruszeniu zasad Facebooka" – podano na profilu Antykomuna. Właściciele 300 zablokowanych profili zapowiedzieli m.in. złożenie pozwu przeciw Ośrodkowi, który wg nich posunął się do działań cyberprzestępczych.
Cenzura? To rezultat nadmiernej automatyzacji
Szef Niebezpiecznika zaznacza, że skala działań globalnej sieci społecznościowej uniemożliwia nadzorowanie wszystkich treści publikowanych przez użytkowników. - Facebook stosuje pewne algorytmy – to nie są doskonałe algorytmy – by wyłapać anomalie i automatycznie zablokować dostęp do treści – mówi Piotr Konieczny. – Oczywiście to powoduje cenzurę treści. Te działania nie zawsze są sprawiedliwe – dodaje ekspert. Przypomina, że twórca algorytmów nie może przewidzieć wszystkich sytuacji. Użytkownicy to wykorzystują, ale Facebook stara się korygować swoje algorytmy.
- Automatyzacja działań pozwala Facebookowi i innym sieciom społecznościowym obniżyć koszty, aby nie trzeba było zatrudniać ludzi do pracy – mówi rozmówca Portalu PolskieRadio.pl.
Ekspert wyjaśnia, że na warstwie technologicznej Facebook posiada wiele narzędzi, które są w stanie pokazać, że użytkownicy korzystający z tego serwisu wykazują pewne anomalie. Przykładem takiej anomalii są także duplikowane strony. – Zakładane jest wiele różnych fanpejdży o określonym zabarwieniu i bardzo często, kiedy algorytmy Facebooka wykryją, że ktoś na różnych kontach - a tak naprawdę ta sama osoba – zakłada szereg różnych stron, takie strony są blokowane, niezależnie od tego czemu są poświęcone – mówi Konieczny.
REKLAMA
Standardy społeczności
O tym co jest dozwolone, a co nie, na Facebooku decydują standardy społeczności. Organizacja podkreśla, że niedozwolone są: materiały przedstawiające nagość lub nacechowane seksualnie, mowa nienawiści, wiarygodne groźby i bezpośrednie ataki na osobę lub grupę, materiały przedstawiające samookaleczenia i nadmierną przemoc, a także fałszywe profile lub podszywanie się pod inne osoby oraz spam.
"Facebook usuwa treści propagujące nienawiść, bezpośrednio atakujące użytkowników z powodu ich: rasy, przynależności etnicznej, narodowości, przynależności religijnej, orientacji seksualnej, płci, tożsamości płciowej lub poważnej niepełnosprawności lub choroby. Nie zezwala się na obecność na Facebooku organizacjom i osobom propagującym nienawiść w stosunku do grup objętych ochroną. Podobnie jak w przypadku pozostałych standardów Facebooka wierzymy, że członkowie społeczności będą nam zgłaszać takie sytuacje. Dokładamy wszelkich starań, aby usuwać materiały propagujące nienawiść. Jednocześnie udostępniamy narzędzia, które pomagają użytkownikom unikać niesmacznych i obraźliwych treści" - głoszą standardy społeczności.
UOKiK sprawdza giganta
Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów informował wiosną br., że prowadzi postępowanie wyjaśniające wobec Facebooka. Wstępnie sprawdzono wzorce umów i regulaminy dostępne na stronie facebook.com. Analiza dała podstawy do wszczęcia postępowania wyjaśniającego dotyczącego praktyk spółki Facebook Ireland.
Wątpliwości UOKiK wzbudziły m.in. postanowienia, które niejednoznacznie określają sposób korzystania z gromadzonych danych użytkowników oraz procedurę ich udostępniania innym podmiotom. Prezes UOKiK zaznaczył również, że w ramach prowadzonego postępowania analizowana jest m.in. kwestia informowania konsumentów o zasadach usuwania lub blokowania treści zamieszczanych w serwisie przez użytkowników.
REKLAMA
Adwokat Bartosz Lewandowski z Instytutu Ordo Iuris zapowiedział, że Instytut zwróci się do UOKiK o rozszerzenie postępowania. - Facebook ma swój regulamin, ale nie jest tak, że treść tych standardów nie podlega ocenie z punktu widzenia polskiego prawa, bo de facto serwis ma pozycję monopolistyczną wśród portali społecznościowych - oświadczył Lewandowski.
Zaznaczył ponadto, że możliwość złożenia odwołania do samego Facebooka jest "iluzoryczna". Dodał, że bardzo trudno jest wystąpić ze skutecznym roszczeniem wobec samego Facebooka, bo ma on siedzibę w Irlandii, a właściwym dla niego sądem jest sąd w Kalifornii.
Profile znikają nie pierwszy raz
W listopadzie 2016 r. doszło do protestów działaczy ruchów narodowych po zniknięciu na jakiś czas z Facebooka profili Marszu Niepodległości, Ruchu Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego, Młodzieży Wszechpolskiej. Jak tłumaczyli wówczas przedstawiciele Facebooka, strony usunięto po publikacji postów naruszających "standardy społeczności w zakresie mowy nienawiści".
- Mamy jeszcze całe morze pytań do Facebooka - mówiła wtedy po spotkaniu z przedstawicielami Facebooka minister cyfryzacji Anna Streżyńska. - Jeżeli mamy wartości chronione, które trzeba zrównoważyć: wolność słowa jest taką wartością, która jest szczególnie bliska Polakom i wielokrotnie za nią już również w wolnej Polsce się opowiadali, też dobro dzieci, dobro młodzieży i wolność od agresji też jest taką wartością chronioną, to znalezienie tej równowagi może połączyć nasze siły, żeby znaleźć takie najbardziej obiektywne uwarunkowania do podejmowania decyzji - oceniła.
REKLAMA
Jakub Turowski, odpowiedzialny w Facebooku za politykę publiczną w Polsce, po spotkaniu z minister mówił: "ciągle szukamy równowagi między walką z mową nienawiści a wolnością słowa". Podkreślił, że misją jego firmy jest dostępność platformy dla "wszystkich tych osób, które chcą dzielić się tym, co jest dla nich ważne".
Piotr Konieczny mówi, że dla Facebooka najważniejsi są reklamodawcy. – To serwis społecznościowy, za który nie płacimy i nie jesteśmy tam klientem – my jesteśmy tam produktem – wyjaśnia ekspert. Dodaje, że klientem dla serwisów społecznościowych są tak naprawdę sieci reklamowe, które udostępniając swoje reklamy pozwalają Facebookowi zarabiać. – To oni mają bezpośredni dostęp do pracowników Facebooka, mogą im zgłaszać incydenty, reaguje się na ich zgłoszenia w odpowiednim czasie, natomiast zgłoszenia od przeciętnego Kowalskiego, który chciałby zwrócić się o pomoc, nie mają najwyższego priorytetu – mówi Piotr Konieczny portalowi PolskieRadio.pl.
Przemysław Goławski, Facebook.com, UOKiK, PAP
REKLAMA