Wybory w Niemczech. Istnieje tylko jeden znak zapytania
Wynik wyborów parlamentarnych w Niemczech, które odbędą się 24 września już dziś wydaje się być przesądzony. Wygra ponownie CDU/CSU kanclerz Angeli Merkel, przed SPD Martina Schulza. Jedyny znak zapytania dotyczy tego, z kim chadecy utworzą po wyborach koalicję.
2017-09-06, 14:37
Na nieco ponad dwa tygodnie przed wyborami poparcie sondażowe dla CDU/CSU oscyluje w granicach 36,5-39 proc. Notowania głównego rywala chadeków, czyli SPD wynoszą ok. 22-24 proc. Zdaniem ekspertów obecna strata jest właściwie nie do odrobienia. - Mało prawdopodobne, aby w ostatnich tygodniach kampanii wydarzyło się coś, co odwróci losy wyborów. Myślę, że nawet zamach terrorystyczny, czy cała seria ataków, nie przeszkodzi w zwycięstwie chadeków – mówi portalowi PolskieRadio.pl prof. Piotr Wawrzyk z Katedry Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
- Angeli Merkel mogłoby zaszkodzić jedynie ujawnienie potężnej afery, w którą zamieszani byliby politycy chadeków i sama kanclerz – dodaje ekspert UW. Ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Szefowa niemieckiego rządu pewnie prowadzi swoją partię do czwartego z rzędu zwycięstwa, które jeszcze kilka miesięcy temu wcale nie było tak pewne.
Efekt Schulza nie działa
Między lutym, a początkiem kwietnia SPD prowadziło w większości sondaży. Eksperci wyjaśniali tę sytuację efektem świeżości kandydata socjaldemokratów na kanclerza. Były szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz nie tylko zmotywował wyborców własnej partii, ale też przyciągnął część osób niezadowolonych z polityki prowadzonej przez Merkel. Różnica między głównymi partiami wynosił jednak zaledwie 1-2 pkt. procentowe. Dlatego też komentatorzy przekonywali, że jeśli za popularnością przywódcy socjaldemokratów nie pójdą konkretne postulaty programowe, to poparcie dla SPD spadnie równie szybko jak wzrosło.
I tak też się stało. Po 5 kwietnie CDU/CSU wróciło na pozycję lidera i zaczęło sukcesywnie zwiększać przewagę, która w drugiej połowie maja przekroczyła 10 pkt. procentowych. Korzystnego dla chadeków trendu nie odwróciły wybory lokalne, ani kampania wyborcza. Zwolennicy socjaldemokratów ostatniej szansy na zmniejszenie przewagi do głównego rywala upatrywali w debatach kandydatów na kanclerza. Niestety, Martin Schulz nie był w stanie przekonać Niemców w konfrontacji z Angelą Merkel.
REKLAMA
Lider SPD zawiódł na całej linii. Nie udało mu się nawet częściowo zniwelować przewagi nad chadekami, co w obecnej sytuacji jest głównym celem jego partii. Socjaldemokraci mają świadomość, że nie wygrają wyborów, ale wciąż mają szansę przegrać je z różnicą, która pozwoli wejść im do wielkiej koalicji. Obecnie połączone głosy chadeków i liberałów pozwalają im rządzić samodzielnie. Przewaga wspomnianych formacji jest jednak tak niewielka, że do samych wyborów i ostatecznego podliczenia głosów ważyć się będzie to, kto wejdzie w skład koalicji rządzącej.
- Merkel wolałaby rządzić z liberałami, ponieważ ta współpraca byłaby dużo lepsza. Wynika to z tego, że różnice programowe między jej partią, a FDP są dużo mniejsze niż w przypadku socjaldemokratów – wyjaśnia prof. Wawrzyk.
„Czarny koń” odpadł w przedbiegach
Sensacji nie powinno być również w rywalizacji między mniejszymi partiami. Jeszcze rok temu przewidywano, że czarnym koniem wyborów parlamentarnych w za Odrą będzie skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec. Eksperci wieszczyli, że ugrupowanie to może osiągnąć nawet 15-20 proc. głosów. Na skutek wewnątrzpartyjnych tarć oraz ataków ze strony wiodących mediów już samo przekroczenie progu wyborczego będzie sukcesem tej formacji.
Na razie zanosi się na to, że tak właśnie się stanie. W najnowszym sondażu AfD uzyskało 10,5 proc. co dało jej trzecie miejsce. W ciągu najbliższych dwóch tygodni skrajna prawica może jednak jeszcze stać się źródłem zmasowanego ataku niemieckiego establishmentu, który jest zainteresowany utrzymaniem statusu quo, zakładającego obecność w parlamencie Zielonych i Lewicy, ale nie ich odpowiedników z prawej strony politycznej barykady.
REKLAMA
„Niemcy nie wyobrażają sobie, że można inaczej”
To wszystko sprawia, że wyborcza rywalizacja za Odrą powiewa nudą, a jej finał jest bardzo przewidywalny. Problemy z imigrantami oraz zagrożenie terrorystyczne, które z punktu widzenia polskiego wyborcy powinny mieć wpływ na wynik politycznej rywalizacji, nie robią najmniejszego wrażenia na Niemcach. Dlaczego nasi zachodni sąsiedzi wciąż chcą głosować na chadeków, choć szefowa tej partii nie do końca radzi sobie z problemami, z jakimi boryka się dziś jej ojczyzna?
- Niemcy są narodem, który nie lubi szaleństw. W związku z tym wolą głosować na ugrupowania, które znają, licząc na to, że jakoś sobie poradzą. Obawiają się natomiast formacji, które mogą przynieść wstrząsy i rewolucyjne zmiany. Właśnie dlatego nie wybierają AfD i głosują na partie, które od lat tworzą tamtejszy establishment – tłumaczy politolog UW. Prof. Wawrzyk uważa, że u naszych zachodnich sąsiadów kluczową rolę w kształtowaniu preferencji politycznych odgrywają media.
- Eliminują one swoim przekazem jakąkolwiek konkurencję dla partii establishmentu, co sprawia, że Niemcy głosują na główne ugrupowania lub w ogóle nie idą na wybory – dodaje rozmówca portalu PolskieRadio.pl.
Kampania wyborcza w Niemczech wieje nudą również dlatego, że partie mainstreamowe niewiele się od siebie różnią, czego najlepszym przykładem jest wspomniana już kwestia uchodźców. Zarówno chadecy, jak i socjaldemokraci uważają, że należy ich przyjmować. Niezgodność zdań dotyczy jedynie tego, że Merkel jest przekonana o słuszności swojej decyzji z 2015 roku, natomiast SPD uważa, że popełniła błąd, bo powinna uzgodnić ją z innymi państwami członkowskimi.
REKLAMA
- Niemcy są już tak ukształtowani przez główny przekaz polityczno-medialny, że nie wyobrażają sobie tego, że można mieć inne poglądy – kwituje Wawrzyk.
- Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl
REKLAMA