Wojsko zamknie śródmieście stolicy
Tajlandzka armia zagroziła w piątek, że może użyć siły wobec antyrządowych demonstrantów, którzy budują nowe barykady na zewnątrz swego głównego obozowiska w centrum Bangkoku, gdzie opozycjoniści koczują i protestują już od kilku tygodni.
2010-05-14, 07:27
"Nie pozwolimy na tworzenie nowych punktów kontrolnych na zewnątrz obozowiska i jeśli będzie trzeba użyjemy siły do rozpędzenia tłumu. Chcemy ograniczyć obszar, na którym odbywa się protest" - powiedział rzecznik armii Sansern Kaewkamnerd.
Setki protestujących zebrały się w piątek przed nocnym targiem Suan Lum, żeby powstrzymać żołnierzy idących w kierunku głównego centrum bankowo-handlowego w mieście.
Wojsko poprzedniego dnia powtórzyło ostrzeżenie, że zamknie pierścieniem pojazdów pancernych śródmieście stolicy, okupowane przez 10 do 20 tysięcy manifestantów, tzw. czerwonych koszul - zwolenników obalonego w 2006 premiera Thaksina Shinawatry, który próbował wprowadzić pewne reformy na rzecz uboższych warstw ludności.
W czwartek w Bangkoku doszło do starć między wojskiem a "czerwonymi koszulami", w których zginęła jedna osoba, a osiem zostało rannych.
REKLAMA
Według źródeł szpitalnych, nikłe szanse na przeżycie ma generał Khattiya Sawasdipol, alias Seh Daeng, który został postrzelony w głowę przez snajpera, gdy udzielał wywiadu dziennikarzowi na jednej z barykad z opon samochodowych, jakie demonstranci ustawili wokół centrum handlowego. Armia zaprzecza, że na miejsce protestu wysłała snajperów.
Generał Khattiya, zwieszony w obowiązkach od stycznia, nie ukrywał w ostatnich dniach, że nie akceptuje rządowego planu wyjścia z kryzysu; zaczął popierać "czerwone koszule" i stał się wojskowym strategiem opozycjonistów.
Wieczorem rząd premiera Abhisita Vejjajivy ogłosił stan wyjątkowy w Bangkoku i okolicach oraz w piętnastu innych prowincjach Tajlandii. Swoją ambasadę zamknęły Stany Zjednoczone, wyrażając "głębokie zaniepokojenie" z powodu zamieszek.
W sumie w starciach, do których doszło w ostatnich tygodniach, zginęło w Bangkoku 29 osób, a ponad 900 zostało rannych.
REKLAMA
rr, PAP
REKLAMA