Aleksiej Nawalny zapowiada demonstracje w całej Rosji
Aleksiej Nawalny wezwał swoich zwolenników do zorganizowania w całej Rosji akcji protestacyjnych. Demonstracje mają być wyrazem sprzeciwu wobec niedopuszczenia go do kampanii wyborczej. Jednocześnie ich organizatorzy będą apelować do Rosjan o bojkot wyborów prezydenckich, które zaplanowano na 18 marca.
2018-01-17, 22:11
Posłuchaj
Sztaby Aleksieja Nawalnego przygotowują akcję protestacyjną na 28 stycznia. Jak do tej pory na wezwanie opozycyjnego polityka odpowiedziało 80 miast.
Nawalny tłumaczy, że będzie walczył o swoje prawa i prawa obywateli, którzy popierają jego kandydaturę.
Poinformował, że w ciągu roku zebrał na swoją kampanię 300 milionów rubli, to jest ponad 4 miliony euro z datków, które przekazało 150 tysięcy osób. Dla porównania podał, że na kampanię Władimira Putina wpłaciły pieniądze tylko dwie osoby.
Według radia Echo Moskwy, organy bezpieczeństwa próbują zastraszyć zwolenników Aleksieja Nawalnego, aby nie dopuścić do ogólnorosyjskiej akcji protestacyjnej.
REKLAMA
Rozgłośnia podaje, że w wielu regionach konfiskowane są materiały informujące o demonstracji, a współpracownicy polityka dostają wezwania na przesłuchania.
"Imperator"
Aleksiej Nawalny w wywiadzie dla agencji AFP nazwał nadchodzące wybory prezydenckie w Rosji fikcją mającą na celu ponowne wybranie na prezydenta Władimira Putina, który chce zostać "imperatorem na całe życie".
41-letni Nawalny, jeden z głównych krytyków Kremla, rozmawiał z AFP we wtorek w swoim sztabie wyborczym; rozmowa ukazała się w serwisie i na stronie agencji w środę.
W grudniu Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła, że Nawalny nie ma prawa kandydować w wyborach prezydenckich 18 marca z powodu wcześniejszych wyroków sądowych, na które został skazany. Jak wspomniano wyżej Nawalny wezwał do zbojkotowania wyborów i ogłosił, że jego sztaby staną się sztabami "strajku wyborców", czyli masowych zgromadzeń pod hasłem bojkotu marcowego głosowania. Pierwszy masowy protest zapowiedział na 28 stycznia.
REKLAMA
- To nie są wybory i moja rola będzie polegać na wytłumaczeniu ludziom, że ta procedura, która jest nazywana wyborami, w rzeczywistości odbywa się tylko po to, by ponownie wybrać Putina - powiedział.
Putin "boi się mnie i boi się osób, które reprezentuję"
Nawalny w ciągu minionego roku prowadził kampanię, której celem było zmobilizowanie poparcia na rzecz jego udziału w wyborach prezydenckich. Polityk, znany z haseł antykorupcyjnych, zdołał także zorganizować w wielu miastach Rosji wielotysięczne protesty przeciwko korupcji.
- Putin chce być imperatorem na całe życie. Jego świta, ludzie, którzy stali się miliarderami i najbogatszymi osobami na świecie, chce tego samego - oświadczył Nawalny, zapewniając, że będzie kontynuował "polityczną walkę".
Putin "boi się mnie i boi się osób, które reprezentuję" - dodał. - Stworzyłem największy ruch polityczny w najnowszej historii Rosji, w którym działa ponad 200 tys. wolontariuszy - stwierdził polityk. Działający w różnych regionach Rosji wolontariusze, jak poinformował Nawalny, będą teraz wspierać "strajk głosujących".
- Nie idziemy głosować, chcemy przekonać wszystkich, że nie powinni głosować i będziemy monitorować wybory, by uniemożliwić władzom fałszowanie frekwencji - ogłosił opozycjonista.
REKLAMA
Zgodnie z kilkoma sondażami poparcie dla Putina przekracza 80 proc. - Te szacunki istnieją jedynie w warunkach, w których władze nie pozwalają pewnym kandydatom na udział, pozwalają na udział jedynie osobom, wybranym przez siebie - stwierdził.
W rozmowie z agencją Nawalny oskarżył Putina o "przekształcenie Rosji w państwo autorytarne", którego niestabilność przejawia się w aktach terroru i spadającym poziomie życia. Dodał, że Putin "ustanowił trzonem swojej władzy korupcję".
- Korupcja sprawiła, że nasz kraj - kraj bardzo bogaty w ropę - stał się biedny! - ocenił. - Walczymy o nasz kraj, naszą przyszłość - podkreślił polityk.
Nawalny, odnosząc się do zabójstwa opozycjonisty Borysa Niemcowa w 2015 r., dodał, że wie, "do jakich działań jest zdolny Kreml". - Oczywiście, jak każdy zwykły człowiek, martwię się o bezpieczeństwo mojej rodziny - skonstatował opozycjonista, który ma dwoje dzieci i źonę.
REKLAMA
IAR/PAP/agkm
REKLAMA