"Polska stanie się obiektem prowokacji?"
- Uważam, że nastąpi w przestrzeni światowych mediów seria prowokacji wymierzonych w Polskę, których celem będzie przetestowanie skuteczności działania tego przepisu - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl prof. Antonii Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
2018-02-09, 12:04
Prezydent Andrzej Duda zdecydował o podpisaniu nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej i odesłaniu jej do Trybunału Konstytucyjnego. Czy to dobra decyzja?
Powiązany Artykuł

Serwis German Death Camps
Byłem zwolennikiem odesłania tej ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, bez jej podpisywania. Rozumiem jednak, że prezydent działał wskutek wewnętrznych uwarunkowań politycznych – musiał się liczyć z głosami, które bardzo na niego naciskały, żeby to podpisał, bez jakichkolwiek dalszych działań. To, że się zdecydował zastępczo odesłać tę ustawę do TK, jest pozostawieniem jakiegoś niewielkiego elementu do dyskusji z krytykami tej ustawy.
Co się teraz może stać?
Uważam, że nastąpi w przestrzeni światowych mediów seria prowokacji wymierzonych w Polskę, których celem będzie przetestowanie skuteczności działania tego przepisu. Przewiduję pojawienie się z premedytacją formułowanych oskarżeń pod adresem narodu i państwa polskiego o współudział w Holokauście. Zwłaszcza spodziewam się tego w mediach amerykańskich, być może izraelskich. Wtedy autorzy ustawy będą musieli ją wykonywać – to będzie wyzwanie dla prokuratury, IPN, wszyscy będziemy śledzić tę sprawę.
Zapisy ustawy są nie do zrealizowania?
Ponieważ byłem przeciwnikiem tego rozwiązania – to będę miał gorzką satysfakcję jeśli się okaże, że mam rację i przepis okaże się martwy. Od początku uważałem, że tego typu kroki miałyby sens, gdyby to w Polsce tego typu oskarżenia się pojawiały. Natomiast, próba zmiany obrazu polskiej historii w przestrzeni światowych mediów przy pomocy polskiego prawa krajowego i to jeszcze przepisów karnych, jest moim zdaniem skazana na porażkę. Mogę się mylić, ale obawiam się, że mam rację.
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Ks. prof. Tadeusz Guz: nie ma dwóch prawd o II wojnie światowej
Jak wyeliminować tego typu fałszerstwa?
Zacznijmy od tego, że pewnych rzeczy nie da się w ogóle wyeliminować. Często się mówi, że Izrael jest szalenie skuteczny, że udało mu się zmienić obraz Holokaustu w świadomości społecznej na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat – i to wszystko jest prawda – tyle, że to nie zmienia faktu, że różne antysemickie wypowiedzi wciąż się pojawiają. Dlatego możemy mówić nie o całkowitym wyeliminowaniu, tylko o ograniczeniu tego typu zjawisk.
Jak je można ograniczyć?
Trzeba ograniczać metodami, które dotąd były stosowane, a mianowicie poprzez interwencje dyplomatyczne, pisanie sprostowań przez polskie placówki. Można organizować kampanie mailingowe, co już zaczęto robić, można się posunąć, jeśli jakieś medium będzie bardzo oporne, do organizowania pikiet pod redakcjami, co oczywiście wymaga nakładów. Jest też do rozważenia, by rozpatrywać wystąpienia na drogę prawną przed tamtejszymi sądami z pozwami cywilnymi, ale to, moim zdaniem, trzeba by przeprowadzać w każdym kraju odrębnie, a w przypadku USA, w każdym stanie oddzielnie. Musimy mieć jednak świadomość, że jest to kosztowne i że możemy przegrać. Jeśli mówimy o tym konkretnym, najczęstszym przykładzie - terminie „polskie obozy śmierci”, który nas tak oburza, to miejmy świadomość, że w wielu krajach może to być interpretowane, jako ukazanie lokalizacji geograficznej, a nie oskarżenie Polaków o udział w Holokauście. Tak się często bronią ludzie, którzy go zastosowali. Niektórzy nawet twierdzą, że większość tych przypadków wynika po prostu z pewnego skrótu myślowego, a nie z chęci doczepienia Polaków jako współodpowiedzialnych za Holokaust. Nie potrafię jednak ocenić, jakie są proporcje między celowym, a przypadkowym użyciem tego pojęcia.
Co się stanie, jeśli spełnią się czarne scenariusze i ustawa okaże się nieskuteczna.
Uważam, że nic tak nie kompromituje państwa, jak uchwalanie bezskutecznego prawa. Jeżeli to prawo okaże się nieskuteczne - a teraz będziemy musieli je zweryfikować, gdyż wchodzi ono w życie i obawiam się, że będziemy poddani „testom” - to trzeba będzie później wyciągnąć z tego wnioski. Mam nadzieję, że ci, którzy to forsowali zrozumieją, że nie warto czasem strzelać z armaty ślepym nabojem, gdyż huk jest olbrzymi, natomiast efekt jest żaden.
W prasie izraelskiej padają zarzuty pod adresem Polski o współudział w Holokauście, o to, że chcemy ukrywać swoje zbrodnie, pisać historię na nowo. Zdarzają się też relacje ocalałych z Zagłady, którzy wspominają, że „Polacy byli gorsi od Niemców”.
Rozumiem, że Polaków oburzają te wypowiedzi, ale musimy mieć świadomość, że wielu Żydów tak zapamiętało okupację. Nas to ma prawo oburzać, ale musimy się pogodzić, że taka narracja jest obecna w przestrzeni światowej, nie tylko w Izraelu i że ona będzie dalej obecna niezależnie od tego, jakie przepisy uchwalimy i jakie działania podejmiemy. Musimy spokojnie perswadować tej części opinii publicznej, która nie ma w tej sprawie wyrobionego poglądu, a jest tym zainteresowana, że sprawa jest bardzo skomplikowana, że w czasie okupacji były różne postawy społeczeństwa polskiego. Nie można generalizować, mówić, że polski naród ratował Żydów, albo ich mordował - jest to kompletnie nieuprawnione, gdyż polski naród w swej masie – to akurat da się naukowo udowodnić – był w tej sprawie neutralny. Natomiast pewne mniejszości – i tu się toczy spór o ich liczebność – z jednej strony zajmowały się ratowaniem Żydów, z drugiej szmalcownictwem. To jest oczywiste dla każdego, kto ma jakieś rozeznanie w literaturze dotyczącej tego przedmiotu. Spór naukowy, który się toczy, polega jednak na tym, że jedni historycy koncentrują się na tych, którzy ratowali Żydów i starają się udowodnić, że było ich więcej niż szmalcowników, a drudzy odwrotnie. Uważam, że konflikt między nimi jest nierozstrzygalny, ponieważ zachowane źródła nie pozwalają nam na dokonanie całościowych obliczeń.
REKLAMA
Szef niemieckiej dyplomacji Sigmar Gabriel zapewnił kilka dni temu, że "Niemcy biorą na siebie pełną odpowiedzialność za Holokaust". Z kolei poseł niemieckich Zielonych do Bundestagu Manuel Sarrazin zaapelował, by władze w Berlinie podjęły próbę pośredniczenia pomiędzy rządami Polski a Izraela.
Jestem bardzo wdzięczny Sigmarowi Gabrielowi za tę deklarację, natomiast powiedzmy sobie jasno, byłoby czymś absolutnie niedopuszczalnym, żeby strona niemiecka pośredniczyła, z racji czysto historycznych, między Polską a Izraelem w kwestii odpowiedzialności za Holokaust. Ale ktoś do tej sytuacji doprowadził. Opowieści, że w Izraelu trwa kampania wyborcza i Izrael do tego jest temu winien, to jest przerzucanie odpowiedzialności. Odpowiedzialność za tę sytuację ponoszą konkretni ludzie, którzy najpierw zgłosili ten projekt ustawy półtora roku temu, a później, kiedy zrobiła się wokół tego awantura, forsowali go w Senacie jakby się paliło i od tego zależała niepodległość Polski. Ludzie, którzy dali się wciągnąć w pułapkę - cynicznie czy niecynicznie - zastawioną przez izraelskich polityków. Zgadzam się, że państwo polskie stało się piłką w grze izraelskiej kampanii wyborczej. Polska się od tego jednak nie zawali, myśmy już gorsze rzeczy przeżyli, ale powiedzmy sobie jasno: wizerunkowo, zwłaszcza w kontekście nadchodzącej 50. rocznicy marca ‘68 i 75. rocznicy powstania w getcie - jest to fatalne. Gdyby to było jeszcze rok temu procedowane, to prawdopodobnie straty byłyby mniejsze. Trzeba wiedzieć jak funkcjonują światowe media, światowa dyplomacja, żeby wybierać momenty na forsowanie takich spraw.
Rozmawiał Petar Petrović
REKLAMA