Erdogan idzie śladami Putina? Syria jest rozrywana na strzępy
Turecka armia i sprzymierzone z nimi siły zdobyły po dwóch miesiącach walk zajmowany do tej pory przez Kurdów Afrin. Bojownicy kurdyjskiej milicji Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) zapowiadają przejście do partyzantki i kontynuowanie walki. Z miasta uciekają cywile. Krwawe starcia wciąż trwają również we Wschodniej Gucie. Zachód milczy, a organizacje humanitarne rozkładają bezradnie ręce.
2018-03-20, 15:04
Wymierzona w YPG operacja wojskowa Ankary o kryptonimie "Gałązka oliwna" trwa od 20 stycznia. Tureckie władze przekonują, że ma ona na celu chronienie granic kraju przed „kurdyjskimi terrorystami” z regionu Afrin, gdzie znajduje się główne miasto o tej samej nazwie i uwolnienie tamtejszej ludności od "ucisku i opresji". Uważają one tę organizację za powiązaną ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). YPG odrzuca oskarżenia o terroryzm i zarzuca Turcji dokonywanie ataków na cywili. Przedstawiciel dotychczasowej administracji Afrinu, Hewi Mustafa poinformował, że ponad 200 tysięcy osób, które uciekły z tego miasta nie ma dachu nad głową, ani dostępu do żywności i wody. W poniedziałek Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża (MKCK) zaapelował o umożliwienie organizacjom humanitarnym większego dostępu do ludności cywilnej w Afrinie podkreślając, że po tym, jak Turcja zajęła to miasto "wiarygodność Tureckiego Czerwonego Półksiężyca (...) jest bliska zeru".
USA porzucają Kurdów?
Kurdowie byli do tej pory głównymi sojusznikami USA w Syrii w walce z Państwem Islamskim. Ich zwycięstwa i przejmowane przez nich terytoria były postrzegane przez władze w Ankarze jako zagrożenie dla bezpieczeństwa ich kraju. Obawiają się one bowiem ustanowienia przy granicy tureckiej namiastki kurdyjskiej państwowości, która mogłaby wzmocnić separatystyczne tendencje tej społeczności w samej Turcji.
Władze w Ankarze są na tyle zdeterminowane w swoich działaniach, że gotowe są nawet na wejście w konflikt z Waszyngtonem. - Celem tureckiej operacji jest zniszczenie siły bojowej PKK zarówno na terytorium Turcji, jak i poza nią. Wszystkie terytoria, które obecnie Kurdowie zajmują w Syrii są zagrożone turecką inwazją i bombardowaniami – ocenia w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl ekspert dr Wojciech Szewko. Podkreśla przy tym, że prezydent Recep Tayyip Erdogan wprost mówił o zajęciu nie tylko ziem położonych na zachód od Eufratu, ale również tych na wschodzie. Jego zdaniem Turcja nie będzie liczyła się z tym, że wśród wojsk YPG mogą znajdować się żołnierze USA. Władze w Ankarze prowadzą również operację lądową w północno- wschodnim Iraku i zapowiadają analogiczne operacje w Iraku północno- zachodnim. Zmiana przez Kurdów taktyki na wojnę partyzancką wymierzoną w tureckich żołnierzy nie jest – w opinii eksperta - niczym nowym i nie przyniesie żadnych istotnych skutków militarnych ani politycznych. - Nie przybliża ona Kurdów do niepodległości, a zwiększa jedynie cierpienia ludności cywilnej narażonej na akcje odwetowe Turcji i działających w jej imieniu faszystowskich lub islamistycznych milicji – zaznaczył dr Szewko.
REKLAMA
Erdogan ciska gromy
W piątek na kongresie rządzącej partii AKP turecki prezydent Erdogan zagroził Stanom Zjednoczonym, że jeśli chcą dalej współpracować z jego krajem, to powinny wycofać bojowników YPG ze wschodniego brzegu rzeki Eufrat. Dodał, że Ankara pozostaje otwarta na wszelkie oferty współpracy dotyczące położonego na wschód od niego syryjskiego miasta Manbidż, gdzie stacjonują amerykańskie oddziały, które zostały tam rozmieszone w marcu ubiegłego roku, aby nie dopuścić do walk turecko-kurdyjskich.
Dzień wcześniej jego rzecznik - Ibrahim Kalin powiedział, że jeśli USA wypełnią „swoje obietnice”, to oba kraje utworzą tzw. bezpieczną strefę wokół tego miasta. Oskarżył przy tym Waszyngton, że do tej pory ich nie zrealizował: nie przestał zbroić bojowników YPG, nie odebrał im broni po pokonaniu IS i nie wycofał sił YPG z pozostającego w kurdyjskich rękach od dwóch lat Manbidżu. Zdaniem dr Wojciecha Szewko żołnierze USA nie będą umierać za Hasakę lub Kobane. - USA najpierw oświadczyły, że Kurdowie z Afrin nie są częścią koalicji anty-IS, potwierdziły też, że sojusz z Turcją jest nienaruszalny i że po zakończeniu walk z IS, Kurdowie zostaną rozbrojeni – zaznaczył ekspert. Zwrócił jednak uwagę, że gdyby doszło do zagrożenie życia amerykańskich żołnierzy, to Waszyngton odpowie natychmiast i bez względu na to, kto będzie atakującym. - Pokazowa akcja przeciwko SAA i Wagnerowcom w Deir Ezzor miała być wyraźnym ostrzeżeniem – przypomniał. 7 lutego duże zgrupowanie syryjskich sił rządowych, w tym kontraktorzy z tzw. Grupy Wagnera, w większości Rosjanie, przekroczyło Eufrat i zaatakowało pozycje SDF. Przebywający w szeregach kurdyjskich amerykańscy doradcy wojskowi wezwali pomoc – artylerię i lotnictwo, która zadała zgrupowaniu wielkie straty. „W wyniku zdecydowanego działania zgrupowanie zostało zmasakrowane ogniem artylerii oraz całego arsenału środków napadu powietrznego (MQ-9, F-22, F-15E, B-52, AC-130, AH-64), zginęła także i odniosła rany nieznana liczba rosyjskich najemników” – pisał w analizie dla Defence24.pl Marcin Gawęda.
Milczenie Zachodu
Wielu obserwatorów zastanawia się nad przyczynami obojętności Europy i USA wobec tureckiej inwazji. Specjalista od konfliktów asymetrycznych Gerard Chaliand na spotkaniu zorganizowanym w Paryżu przez prokurdyjski portal Rojinfo, tłumaczył, że wynika to z zawartej przez Brukselę z Ankarą umową w sprawie migrantów.
REKLAMA
- 6 miliardów euro trafia do kieszeni władz tureckich, by nie pozwoliły uciekinierom z Syrii dostać się do Europy. Erdogan bardzo finezyjnie gra tą kartą – oceniał ekspert postawę UE. Zdaniem Gerarda Chalianda dla Donalda Trumpa Kurdowie z Syrii są zmartwieniem o wiele mniejszym niż Korea Północna, Rosja, problemy wewnętrzne czy Iran. Z kolei filozof Alain Finkielkraut we francuskim radiu RCJ uznał postawę Zachodu wobec tureckiej agresji za błąd moralny i polityczny. - Przyzwolenie na wypędzenie Kurdów z Afrinu oznacza, że radykalny islam zastąpi ich u granic Turcji - powiedział filozof i dodał, że jest to również sygnał, że słowo Francji, NATO, Zachodu nic nie znaczy.
Duszenie Wschodniej Guty
Pomimo przyjęcia przez Radę Bezpieczeństwa ONZ rezolucji wprowadzającej 30-dniowy rozejm, oprócz walk w regionie Afrinu trwa również ofensywa sił podległych syryjskiemu dyktatorowi Baszarowi al-Asadowi na znajdującą się na przedmieściach Damaszku Wschodnią Gutę. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie, syryjskie wojsko, wspierane przez Rosjan i Iran, które w ostatnich dniach dokonało dużych postępów, kontroluje już ponad 80 procent obszaru stanowiącego od 2012 roku bastion rebeliantów. Trwa exodus ludności cywilnej z tego miasta, eksperci zwracają uwagę na dramatyczną sytuację humanitarną jego mieszkańców.
Zdaniem dr Wojciecha Szewko Wschodnia Ghouta to obecnie jedna czwarta pierwotnego terytorium enklawy, w której pozostały dwa większe miasta - Duma i Harasta i których upadek – w opinii eksperta - jest nieuchronny. - USA nie będą angażowały się w obronę ani HTS ani Armii Islamu (JAI), a to ponad połowa siły bojowej rebeliantów w podzielonej na trzy części enklawie. HTS - to do niedawna oficjalna Al Kaida w Syrii, JAI - to organizacja, która zasłynęła z wykorzystywania cywilów jako żywe tarcze. Obie organizacje są skrajnie salafickie i antyzachodnie – tłumaczy dr Szewko.
REKLAMA
Kreml idzie w zaparte
Moskwa z kolei nie przejmuje się międzynarodową krytyką. W czwartek Parlament Europejski uznał, że reżim prezydenta Syrii Baszara el-Asada, Rosja oraz Iran odpowiedzialne są za "haniebne" zbrodnie w Syrii i wezwał te kraje do respektowania rozejmu. „Powtarzające się rosyjskie weto w Radzie Bezpieczeństwa w sprawie Syrii i wysiłki na rzecz wznowienia dochodzeń ONZ w sprawie ataków chemicznych w Syrii są haniebne" - wskazali, dodając, że "utrudnianie międzynarodowych dochodzeń jest bardziej niż cokolwiek innego oznaką winy" – napisano w rezolucji.
W odpowiedzi Kreml oskarżył zachodnie państwa o sabotowanie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Szef komisji spraw zagranicznych Rady Federacji Konstantin Kosaczow ocenił, że przymykają one oko na działania bojowników części ugrupowań antyasadowskiej opozycji, a szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow oświadczył, że w Syrii operują siły specjalne zachodnich mocarstw, które prowadzą tam działania zbrojne.
O tym, że Rosja nie ma żadnych skrupułów w realizacji swoich celów w Syrii świadczy choćby zablokowanie przez nią w poniedziałek wystąpienia przez Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (UNHCHR) Zeida Ra'ada Al-Husseina przed RB ONZ. Zeid ocenił, że wykorzystywanie weta w Radzie służy do osłaniania przed wymiarem sprawiedliwości "sprawców zbrodni przeciwko ludzkości i zbrodni wojennych w Syrii i innych miejscach". Przemawiając na nieformalnym spotkaniu ONZ skrytykował brak zdecydowanych działań na rzecz obrony praw człowieka i „zapobiegania utraty życia w Syrii”, w której wojna trwa już siódmy rok, a w jej wyniku zginęło blisko pół miliona ludzi. - Konflikt w Syrii charakteryzuje się absolutnym lekceważeniem nawet najmniejszych standardów zasad i prawa - podkreślił Al-Hussein. - To niepowodzenie w ochronie życia i praw milionów ludzi podkopuje nie tylko pracę, ale także prawowitość ONZ - dodał.
Jego słowa, tak jak i pozostałe apele o pokój lub choćby trwały rozejm, pozostają bez odpowiedzi.
REKLAMA
Petar Petrović
REKLAMA