Alder Hay - mroczna przeszłość szpitala, w którym przebywa Alfie Evans

2018-04-26, 17:25

Alder Hay - mroczna przeszłość szpitala, w którym przebywa Alfie Evans

Ojciec dwuletniego Alfiego Evansa, Tom Evans, powiedział w czwartek rano na konferencji prasowej, że rodzice zdecydowali o podjęciu kroków w kierunku przeniesienia chłopca do domu i rezygnują z walki o jego wyjazd do kliniki do Włoch. Oskarżył też lekarzy o błędne zdiagnozowanie chłopca. Tymczasem przed szpitalem Alder Hay, gdzie przebywa Alfie, zbierają się ludzie wspierający jego rodziców i protestujący przeciwko bezdusznym procedurom, a w sieci pojawiają się pogróżki w kierunku personelu szpitala. Jak jednak pokazuje historia, brak zaufania do lekarzy w Alder Hay i wiary w ich dobrą wolę nie są wcale nieuzasadnione. 

Wcześniej trzech sędziów Trybunału Odwoławczego (Court of Appeal) odrzuciło wnioski apelacyjne złożone osobno przez ojca i matkę Alfiego, podtrzymując wcześniejsze decyzje, zgodnie z którymi w najlepszym interesie dziecka jest kontynuacja planu opieki paliatywnej w szpitalu Alder Hay w Liverpoolu, w którym chłopiec przebywa od grudnia 2016 roku.

"Naszym głównym priorytetem pozostaje zapewnienie, że Alfie otrzymuje opiekę, na którą zasługuje, aby zapewnić zachowanie jego komfortu, godności i prywatności" - skomentował tę decyzję szpital Alder Hay. 


Powiązany Artykuł

alfie 1200 fbb free.jpg
"Cywilizacja śmierci zaczyna zwyciężać". Beata Szydło o sprawie Alfiego Evansa

Z kolei prezes szpitala sir David Henshaw i dyrektor wykonawcza Louise Shepherd napisali w liście otwartym, że lekarze opiekujący się chłopcem stali się ofiarami ataków słownych i gróźb. "Wszyscy głęboko współczujemy Alfiemu i jego rodzinie, robiąc wszystko, co możemy, aby wesprzeć ich najlepiej jak potrafimy" - oświadczyli.

Jak zaznaczyli, w mediach społecznościowych pojawił się szereg nieprawdziwych zarzutów dotyczących działania lekarzy. "Musieliśmy zmierzyć się z atakami dotyczącymi naszych motywacji, profesjonalizmu i etyki. To był bardzo trudny czas" - napisali.

5 mln odszkodowania

Wrogie nastawienie do przedstawicieli i pracowników szpitala łatwiej zrozumieć, mając w pamięci, że Alder Hay był przed laty w centrum ogromnej afery dotyczącej nielegalnego pobierania i przetrzymywania organów pobranych od dzieci - często bez zgody rodziców, a nawet mimo ich wyraźnego sprzeciwu. Sprawa zakończyła się w 2003 roku ugodą szpitala z rodzicami. Na jej mocy wypłacono odszkodowanie w wysokości ok. 5 mln funtów, co dało kwotę ok. 5 tys. funtów dla każdej poszkodowanej rodziny. To jasno pokazuje, jak wielką skalę miał ten proceder. 


Powiązany Artykuł

alfie 663.jpg
Alfie Evans walczy o życie. Prezydent Andrzej Duda: cud życia może być silniejszy niż śmierć

Dodać trzeba, że podobne skandaliczne praktyki były na porządku dziennym również w innych brytyjskich szpitalach. Afera zaczęła wychodzić na jaw, gdy w szpitalu w Bristolu w 1992 roku po operacji serca zmarła 11-miesięczna Samantha Rickard. Jej matka rozpoczęła prywatne śledztwo i odkryła, że w placówce jest podejrzanie wysoki wskaźnik śmiertelności przy dziecięcych operacjach serca. Z raportu medycznego wynikało też, że szpital przetrzymuje serce dziewczynki. 

W konsekwencji powstała grupa Bristol Heart Children Action Group badająca, co dzieje się w szpitalu i jak wiele było przypadków podobnych do sprawy Samanthy Rickard. W 1999 roku aktywiści przedstawili wyniki swojego śledztwa. Wynikało z niego, że szpital w ok. 170 przypadkach pobrał organy dzieci bez wiedzy i zgody rodziców. Ruszyło oficjalne śledztwo, a w jego toku wyszło na jaw, że podobne działania na ogromną skalę są praktykowane w Alder Hay. 

Oficjalny raport

W 2001 roku opublikowano oficjalny raport. Kluczową postacią w nim był patolog z Alder Hay - Dick van Velzen. "Podczas pracy van Velzena w Alder Hay w latach 1988-1995 w sposób systematyczny zarządzał nielegalnie i wbrew etyce pobrania organów od każdego dziecka, u którego przeprowadzono sekcję zwłok" - mówił ówczesny minister zdrowia Alan Milburn. 

To jednak nie był koniec rewelacji. Na jaw wyszło też, że szpital z Liverpoolu przekazywał firmie farmaceutycznej gruczoły grasicy wycięte żywym dzieciom podczas operacji. W zamian placówka mogła liczyć na finansowe wsparcie. Okazało się również, że szpital przetrzymuje 1500 płodów, które urodziły się martwe bądź pochodziły z poronień i aborcji.

"To nie cud, lekarze się mylą"

Dziś Alder Hay znowu jest w centrum uwagi, a jego lekarze przekonują, dalsza terapia Alfiego "nie leży w jego najlepiej pojętym interesie" i może być nie tylko "daremna", ale także "nieludzka". Podejście takie jest dla wielu osób trudne do zrozumienia. Czyż lekarze nie powinni za wszelką cenę walczyć o uratowanie życia chłopca? Jeśli sami nie chcą się tego podjąć, dlaczego nie zgadzają się, by zrobili to lekarze we Włoszech?  Dodatkowo, kolejne przeżyte przez Alfiego godziny bez aparatury podtrzymującej życie potęgują ich wątpliwości, co do faktycznych intencji lekarzy. W pamięci pozostaje też, że historia Alder Hay nie jest krystaliczna. 


Powiązany Artykuł

alfie2 1200 fb .jpg
Tymoteusz Zych: wielu ekspertów wskazywało na szanse poprawy zdrowia Alfiego Evansa

 Dzisiaj będziemy mieli spotkanie z lekarzami w Alder Hay i zaczniemy prosić o możliwość pójścia z nim do domu. Alfie nie potrzebuje dłużej intensywnej opieki medycznej. Leży na łóżku i otrzymuje do płuc litr tlenu - cała reszta to on - powiedział w czwartek ojciec dziecka. 

Jak ocenił, stan dziecka "nie jest cudem" i oskarżył lekarzy o błędne zdiagnozowanie chłopca, mówiąc, że "zawsze było mu trudno wierzyć w to, że to choroba neurodegeneratywna". - (Alfie) się nie obudził, wciąż jest nieco słaby, ale prosimy o przeniesienie go do domu i podtrzymanie tam jego życia. Tutaj nie miał oceny neurologicznej i bezpośredniej opieki - stwierdził Tom Evans, podkreślając, że chłopiec "cały czas walczy". 

W lutym opinię szpitala, według której w wyniku choroby doszło do nieodwracalnych i katastrofalnych zmian w mózgu, które wykluczają nie tylko powrót do zdrowia, ale jakiekolwiek znaczące przedłużenie życia poparli także powołani na biegłych niezależni lekarze, w tym ci, którzy zostali skonsultowani na wniosek rodziców dziecka.

fc/guardian

  

Polecane

Wróć do strony głównej