Pilot Jaka-40: przy lądowaniu w Smoleńsku dysponowałem kartami podejścia sprzed kilku lat

- Przygotowując się do lotu do Smoleńska dysponowałem kartami podejścia sprzed kilku lat. Nowych kart nie było, otrzymaliśmy je dopiero po katastrofie - zeznał we wtorek przed sądem Artur Wosztyl pilot Jaka-40, który lądował w Smoleńsku krótko przed katastrofą Tu-154M.

2018-07-10, 15:11

Pilot Jaka-40: przy lądowaniu w Smoleńsku dysponowałem kartami podejścia sprzed kilku lat
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Jaromir Chalabała/shutterstock.com

Posłuchaj

Artur Wosztyl na wstępie wyjaśnił, że na kartach podejścia znajdują się wszystkie dane, które są niezbędne do wykonania lotu na danym lotnisku (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Wosztyl został wezwany na świadka w procesie b. szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013 Tomasza Arabskiego. We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuuje ten proces toczący się z oskarżenia prywatnego i dotyczący organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 r. Oskarżeni to - poza Arabskim - dwoje urzędników kancelarii premiera - Monika B. i Miłosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Grozi im do 3 lat więzienia. Proces rozpoczął się w marcu 2016 r.

Powiązany Artykuł

Smoleńska_KAT_1200_DOB.jpg

Wosztyl był dowódcą załogi i pilotem Jaka-40, który z dziennikarzami na pokładzie 10 kwietnia 2010 r. lądował w Smoleńsku przed Tu-154M. Jak zeznał, o tym, iż został wyznaczony do składu załóg w związku z wizytami w Katyniu - zarówno premiera Donalda Tuska 7 kwietnia 2010 r. oraz prezydenta L. Kaczyńskiego 10 kwietnia - dowiedział się pod koniec marca 2010 r.

Jak mówił karty podejścia do smoleńskiego lotniska przekazał mu szef sekcji planowania i ewidencji w 36. specpułku, który przeprowadzał transport najważniejszych osób w państwie. Były to karty z poprzednich lat, gdyż - jak dodał Wosztyl - "nie posiadaliśmy aktualnych kart". - Zostałem poinformowany, że jeśli aktualne dotrą do jednostki, to zostaną nam przekazane - zaznaczył. Przyznał, iż " niektóre karty były w fatalnym stanie, mało czytelne".

Przyznał, że po przelocie 7 kwietnia na posiadanych kartach starał się w Smoleńsku zweryfikować informacje z tych kart i "dane się pokrywały". - Aktualne karty dotarły post factum, dowiedziałem się o tym po tragedii i już nie dokonywałem analizy w celu porównania - zeznał. Jak dodał - odpowiadając na pytania pełnomocników oskarżycieli prywatnych - nowe karty były już dobrej jakości, "były bardzo ładnie wydrukowane".

REKLAMA

Podstawą złożonego w 2014 r. prywatnego aktu oskarżenia jest art. 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego. Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo ws. organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska z 7 i 10 kwietnia 2010 r. Oskarżycielami prywatnymi są bliscy kilkunastu ofiar katastrofy - m.in. Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. Do procesu - jako "rzecznik praworządności" - przyłączyła się prokuratura.

Na początku stycznia sąd rozpoczął tzw. zaliczanie materiału dowodowego. Zazwyczaj jest to jedna z ostatnich czynności w procesie przed jego zakończeniem, mowami końcowymi stron i wyrokiem.

mr

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej