Polacy ruszają z misją badawczą do Arktyki. Wszystko sfinansowali z własnej kieszeni

Dwuosobowa ekipa, siedemnastometrowy jacht i kilkadziesiąt tysięcy złotych. To liczby, które obrazują rejs, w który Eugeniusz Moczydłowski wybiera się już za kilka dni. Celem jest Arktyka, daleko za kołem podbiegunowym. Wszystko sfinansowane z własnej kieszeni.

2018-07-20, 16:52

Polacy ruszają z misją badawczą do Arktyki. Wszystko sfinansowali z własnej kieszeni
To nie pierwsza wyprawa 17-metrowego jachtu do krainy wiecznego lodu. Foto: Eugeniusz Moczydłowski

- Uważam, że nie ma nic wspanialszego, żeby uczcić stulecie (niepodległości - przyp. red.) niż żeby zrobić coś unikalnego, coś co jest wartością ogólnoświatową, uniwersalną. Czyli poznaniem świata - powiedział przed kamerą portalu PolskieRadio.pl Eugeniusz Moczydłowski - pomysłodawca, konstruktor i kapitan jachtu "Magnus Zaremba".

Kosztowna wyprawa, sponsorów brak

To trzecia wyprawa pod dowództwem doktora nauk biologicznych, sfinansowana z własnej kieszeni. Jak twierdzi Moczydłowski, próbował zwracać się w sprawie arktycznego rejsu do Polskiej Fundacji Narodowej i szeregu sponsorów. Niestety bezskutecznie. 

Kapitan się jednak nie załamuje i wspólnymi siłami, wraz z żoną i synem, sfinansował wyprawę, która wyruszy z gdańskiego portu za kilka dni. 

- Gdyby nasi piłkarze zdobyli mistrzostwo świata i pojechali na biegun, to wtedy zainteresowałoby i polityków i sponsorów i żeglarzy - ocenił Moczydłowski. 

REKLAMA

Magnus przeżył, załoga też

Wcześniejsze rejsy odbywały się w latach 2014 i 2015. Niewiele brakowało, a ten sprzed trzech lat mógł zakończyć się tragicznie.

Powiązany Artykuł

magnus zaremba 1200.jpg
Akcja ratunkowa u wybrzeży Norwegii. Gdański jacht Magnus Zaremba ocalony

Kiedy żeglarze zorientowali się, że nie pracuje im silnik, niezbędny do poruszania się pośród lodu, postanowili wrócić do portu w Stavanger na południowym zachodzie Norwegii. W trakcie powrotu złapał ich sztorm, a fale sięgały nawet 15 metrów.

- Kiedy spokojnie sztormowaliśmy, nadeszła tzw. freak wave - mówił nam kapitan.

"Freak wave" to fala, która może być nawet dwa razy większa od regularnych, sztormowych fal, pojawiających się w danych warunkach pogodowych. I ona właśnie sprawiła, że maszt "Magnusa Zaremby" połamał się na trzy części, a łódź wywróciła się do góry dnem. Dzięki specyficznemu kształtowi, powróciła jednak do pozycji wyjściowej. Załoga została wtedy ewakuowana przez śmigłowiec ratunkowy, a jacht kolejnego ranka został scholowany do brzegu przez norweską straż przybrzeżną. 

REKLAMA

Wszystko skończyło się dobrze.

Kapitan dziś nie uważa, żeby ta sytuacja była szczególnie niebezpieczna. Twierdzi, że chciał zostać na pokładzie do rana, kiedy to na horyzoncie miała pojawić się łódź straży przybrzeżnej. Dowódca śmigłowca ratunkowego nalegał jednak na to, by poleciał do bazy z resztą załogi.

Odkrywanie świata

Żeglarstwo to wielka pasja Eugeniusza Moczydłowskiego, którą kultywuje od 1964 roku. Miał wtedy 15 lat i przygodę z wiatrem oraz wodą rozpoczynał w warszawskim Harcerskim Ośrodku Wodnym. 

Na swoim koncie ma m.in. wyprawy do obu Ameryk (14 miesięcy), a także wokół Ameryki Południowej. 

REKLAMA

Jest także doktorem nauk biologicznych Polskiej Akademii Nauk. 

Zapraszamy do obejrzenia materiału wideo, w którym Eugeniusz Moczydłowski określa m.in. w jakim kierunku będą prowadzone badania. 

Krzysztof Plona, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej