Pierwsza kobieta-dowódca w Marynarce Wojennej: na morzu nie ma podziału na płeć

2018-08-01, 06:45

Pierwsza kobieta-dowódca w Marynarce Wojennej: na morzu nie ma podziału na płeć
Katarzyna Mazurek na ORP Lublin . Foto: PolskieRadio24

Listopad, 2016 rok. Katarzyna Mazurek, wówczas 35-letnia oficer, zostaje pierwszą kobietą w Polsce, która objęła dowodzenie nad okrętem Marynarki Wojennej. To ORP Lublin. Z Panią kapitan nie jest łatwo umówić się na wywiad. Dziś ma dwoje dzieci, a opieka nad nimi – jak sama przyznaje – "bywa trudniejsza niż dowodzenie 50-osobową załogą". 

Katarzyna Mazurek swoją zawodową służbę wojskową rozpoczęła trzynaście lat temu w 8. Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu na stanowisku dowódcy działu łączności i obserwacji technicznej na ORP Lublin. Później została zastępcą dowódcy okrętu na ORP Kraków, gdzie zdobyła uprawnienia na samodzielne dowodzenie okrętem transportowo-minowym.

W 2014 r. wyznaczono ją na stanowisko oficera flagowego w sztabie 2. Dywizjonu Okrętów Transportowo-Minowych. W sumie droga do pierwszej w historii kobiety-dowódcy w Marynarce Wojennej zajęła jej 16 lat. Na początku 2018 r. zdała obowiązki dowódcy na ORP Lublin.


Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl: Można powiedzieć, że nad okrętem jest łatwiej zapanować niż nad dziećmi? 

Katarzyna Mazurek: (śmiech) Realizacja zadań z góry jest ustalona, jeśli chodzi o dowodzenie okrętem, dlatego na pewno łatwiej jest pewne rzeczy zaplanować. 

Jak wygląda dzień pracy pani kapitan? 

To zależy od tego, czy załoga szkoli się w porcie, czy na morzu. Jeśli chodzi o port, to pracę rozpoczynamy o 7, a kończymy o 15.30, w trakcie której realizujemy szkolenie na okręcie i w bazie szkoleniowej 8. FOW. Natomiast w trakcie pobytu okrętu na morzu załoga przede wszystkim realizuje zadania w ramach czterogodzinnych wacht oraz realizuje szkolenia specjalistyczne.

Jakiego typu są to szkolenia? 

Głównie wynikające z przeznaczenia okrętu oraz dotyczące radzenia sobie w innych, trudnych sytuacjach. 

A jeśli chodzi o szkolenia na morzu, zdarzają się dłuższe rejsy? 

W takich dłuższych, zagranicznych rejsach brałam udział jeszcze przed tym, jak zostałam dowódcą. Natomiast ORP Lubin - w trakcie mojej kadencji - w nich nie uczestniczył. Pływał w obrębie Bałtyku. Takie rejsy trwają około tygodnia. 

Czy w trakcie dłuższych wypraw zdarzyły się Pani sytuacje niebezpieczne, zagrażające życiu? 

Myślę, że każdy dowódca ze swoją załogą przeżył takie sytuacje. Trzeba liczyć się z tym, że morze niesie za sobą wiele zagrożeń. To przede wszystkim żywioł, a warunki hydrometeorologiczne bywają zaskakujące. Duże doświadczenie i zgranie mojej załogi pozwalało radzić sobie w każdej sytuacji. 

Załoga, którą pani dowodziła, liczy 50 osób, w tym kilka kobiet. Mężczyźni przyzwyczaili się już, że to kobieta wydaje im rozkazy? 

Ja mam tym trudniej, że jestem tą pierwszą. Nie miałam wzorców od koleżanek jeśli chodzi o dowodzenie. W załodze natomiast dbamy o dobrą współpracę. To nie jest tak, że ja tylko wydaję polecenia, a inni je realizują. Poza tym na morzu nie ma podziału na płeć. 

Są różnice w dowodzeniu między kobietami a mężczyznami? 

Oczywiście. Kobiety są mniej szorstkie, bardziej wyrozumiałe i zdyscyplinowane. Więcej też wybaczają. 

We wcześniejszych wywiadach mówiła pani, że pasję do morza zaszczepił w pani brat, gdy kończyła pani klasę maturalną. 

Tak. W 2000 r. zostałam przyjęta do Akademii Marynarki Wojennej. To był drugi rocznik, w którym przyjmowano kobiety na tę uczelnię. Na moim roku uczyło się ponad 100 podchorążych. Kobiet było tylko 6, w tym jedna z nas zrezygnowała.  

Jaki etap w ścieżce kariery był najtrudniejszy?

Zdecydowanie etap dowodzenia okrętem. Jako dowódca byłam świadoma, że spoczywa na mnie odpowiedzialność przede wszystkim za życie ludzkie oraz sprzęt, co wiązało się z ogromnym stresem.

Z Katarzyną Mazurek rozmawiała Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej