Rozmowa: w jakie branże uderzy odpływ ukraińskich pracowników?
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców stwierdził, że w związku z tym, iż do otwarcia swojego rynku dla pracowników spoza Unii Europejskiej przygotowują się Niemcy, nasz kraj może czekać odpływ wielu pracowników z Ukrainy. To duże zagrożenie dla naszej gospodarki, bo – jak podał ZPP – możemy stracić 1,6 proc. PKB. O tym m.in., jakie sektory i branże są najbardziej zagrożone i kto zastąpiłby Ukraińców, mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Katarzyna Włodarczyk-Niemyjska ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
2018-11-21, 17:24
Bartłomiej Bitner, PolskieRadio24.pl: W ubiegłym roku wydano w Polsce 235,6 tys. zezwoleń na pracę cudzoziemców. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, było to o 108,2 tys. więcej niż w 2016 r. Aż 81 proc. wniosków - 192 547 zezwoleń - dotyczyło Ukraińców. Co zatem znaczny odpływ pracowników z Ukrainy może oznaczać dla polskiej gospodarki?
Katarzyna Włodarczyk-Niemyjska: Jej spowolnienie. Mamy najniższe bezrobocie od lat, jest chętnie napływająca do nas siła robocza nie tylko ze Wschodu, ale otworzył się też rynek z Azji. Przyjeżdżają Wietnamczycy, Bengalczycy, Hindusi. W związku z tym pracodawcy, jeśli nagle staną przed koniecznym znalezieniem pracowników, bo ci z Ukrainy wyjadą do Niemiec, będą mieli problem. Ich biznes może przestać funkcjonować tak, jak dotychczas, bo nie będzie miał kto tej pracy wykonywać. Nie będzie inwestycji w firmy, a jedna osoba będzie obsługiwała kilka etatów.
Dlaczego Niemcy zapragnęli mieć u siebie ukraińskich pracowników?
Niemcy widzą, że potencjał tkwi w sile roboczej i że jest ona cały czas tym, co powoduje nakręcanie gospodarki. Dlatego zdecydowali się na przygotowanie ułatwień. Np. Instytut Goethego otwiera swoje kolejne filie w krajach wschodnich i uczy ich obywateli języka niemieckiego. Za darmo. Ma to spowodować, że Ukraińcy nie będą bali się wyjeżdżać za Polskę. My mamy cały czas taką przewagę, że jesteśmy im bliscy kulturowo i językowo. Zwłaszcza ci mieszkający na zachodzie Ukrainy cenią sobie bliskość, co ułatwia powrót do domu. Ale jeśli będą mieli łatwiej np. pod kątem administracyjnym w Niemczech, to tam się przeniosą, bo tam zdecydowanie lepiej wyjdą finansowo.
Jakie branże i sektory są najbardziej zagrożone w związku z tym odpływem Ukraińców?
Na pewno budowlanka. To dość wrażliwy segment, który potrzebuje pracowników. Ale nie tylko ten sektor, bo wielu Ukraińców pracuje u nas opiekując się osobami starszymi czy dziećmi. Gastronomia może odczuć odpływ naszych sąsiadów ze wschodu, bo ostatnio ta branża stoi właściwie Ukraińcami. Do tego dojdą usługi transportowe.
Jak wygląda kwestia kwalifikacji pracujących u nas Ukraińców? Czy większość z nich to faktycznie osoby, które nie mają wyższego wykształcenia, skoro najczęściej pracują jako budowlańcy czy kierowcy?
I tu zaskoczenie. Ukraińcy pracujący w Polsce to w większości osoby z wyższym i średnim wykształceniem. Bardzo mały odsetek stanowią pracownicy z wykształceniem podstawowym. Zazwyczaj nasi wschodni sąsiedzi mają kwalifikacje ponad to, jaką pracę wykonują. Ale też spora ich część zdecydowała się kończyć polskie uczelnie, by dzięki naszym studiom znaleźć pracę na wyższych stanowiskach.
REKLAMA
Jakimi pracownikami są Ukraińcy na polskim rynku?
Ukraińcy są jak Polacy – jedni lepsi, drudzy gorsi. Na pewno ze wspomnianych już względów kulturowych łatwo im się odnaleźć u nas, łatwiej też się przystosowują panujących w naszym kraju realiów. Ukraińcy są jednak bardziej skoncentrowani na pracy i bardziej jej oddani, bo to jest ich główne źródło zarobku. Ale z drugiej strony spora ich część to pracownicy, którzy nie decydują się na stałe zatrudnienie i legalizację swojego pobytu w Polsce.
Co najbardziej ceni w Ukraińcach polski pracodawca?
Trudno jednoznacznie stwierdzić. To zależy od branży. Ale na pewno fakt, że są tani, nie jest bez znaczenia. Chociaż powoli różnice zaczynają się zacierać, bo ci będący bardziej wykwalifikowanymi ponad swoją pracę, chcą więcej zarabiać. A w niektórych branżach Ukraińcy są fundamentem prowadzenia działalności.
Kto miałby ich zastąpić po odpływie?
To pytanie bardziej do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jak ono chciałoby kreować otwarcie się polskiego rynku na emigrację zarobkową. Kiedyś był pomysł z Filipińczykami. Miała ich tutaj przyjechać grupa i pracować, ale udało się od tego odejść. Niemniej na pewno jest duże zapotrzebowanie na pracowników z Indii czy Wietnamu. To kraje mające osoby wykwalifikowane do prac np. w większych zakładach metalurgicznych. Tam prowadzona jest profesjonalna rekrutacja pracowników, którzy są bezpośrednio tutaj wysyłani na konkretne, przeznaczone dla nich stanowiska. I do tego jeszcze Nepalczycy, których rzeczywiście coraz więcej widać na polskich ulicach.
A więc Azjaci.
Jeszcze Rosjanie. Oni też są zainteresowani pracą u nas, bo jesteśmy dla nich krajem stosunkowo bliskim. Jeśli tylko uda im się znaleźć zatrudnienie, to mogą nawet zdecydować się przeprowadzkę.
REKLAMA
Ci obcokrajowcy nie wypełnią luki, która powstanie po odpływie Ukraińców?
Nie. Rynek imigrantów zarobkowych po wyjeździe do Niemiec Ukraińców będzie się u nas zmniejszał. Zresztą on już się zmniejsza, choć część Ukraińców wciąż do nas napływa. Jednak rąk do pracy cały czas potrzeba. Stąd niewykluczone, że konieczna będzie aktywizacja osób, które nie są czynne zawodowo, np. kobiet po 50. roku życia dotąd nie pracujących, czy przekwalifikowanie tych, którzy całe życie pracowali fizycznie, ale potem tej pracy już nie mogli wykonywać.
Z Katarzyną Włodarczyk-Niemyjską rozmawiał Bartłomiej Bitner, PolskieRadio24.pl
REKLAMA