Zakupy przez internet: bez geoblokady, ale nie bez wad. Kłopotem może być dostawa
Zakupy internetowe już bez barier na terenie Unii Europejskiej. 3 grudnia weszły w życie unijne przepisy, które znoszą tzw. geoblokadę – w sieci możemy kupić produkty ze stron z każdego kraju członkowskiego. Tyle tylko, że regulacje nie obejmą niektórych usług, m.in. telekomunikacyjnych i audiowizualnych. W dodatku sprzedawca z zagranicy nie zagwarantuje dostawy – tę będzie musiał zapewnić sobie sam kupujący.
2018-12-03, 19:15
W listopadzie Kowalskiemu spodobał się model zimowych butów. W internecie sprawdził ich ceny na polskiej i niemieckiej stronie tego samego producenta. Okazało się, że na niemieckiej obuwie kosztują nieco mniej. Chciał je tam kupić, ale był „odrzucany” i przekierowywany na polską.
Teraz nic nie stoi na przeszkodzie, by kupił buty tam, gdzie chce. Zaczęły obowiązywać przepisy, które umożliwiły mu dostęp w sieci do produktów i usług i ich kupna poprzez stronę znajdującą się w innym państwie członkowskim.
Powiązany Artykuł
Kupuj w sieci w całej UE. Koniec geoblokowania
"Teraz musi pojawić się komunikat"
Wcześniej było inaczej, bo sprzedawcy często dokonywali blokady geograficznej (geoblokady). Powód zazwyczaj tkwił w zwiększeniu zysków. Producent celowo przekierowywał naszego przykładowego Kowalskiego, by na zagranicznej dla niego stronie nie kupił taniej. Również w tym celu niektórzy sprzedawcy ograniczali oferty w zależności od kraju.
Magda Witan Celem regulacji było umożliwienie dokonania tańszego zakupu za granicą, ale także ukrócenie dyskryminujących praktyk stosowanych przez sprzedających w internecie.
- Celem regulacji było umożliwienie dokonania tańszego zakupu za granicą, ale także ukrócenie dyskryminujących praktyk stosowanych przez sprzedających w internecie – podkreśla Magda Witan z Europejskiego Centrum Konsumenckiego.
REKLAMA
Jak dodaje, do tej pory niektórzy nawet nie zauważali, że strona automatycznie ich przekierowywała. – Teraz na stronie danego sprzedawcy internetowego musi się pojawić komunikat z informacją, że konsument wchodzi np. na stronę z końcówką .cz, a więc dedykowaną dla Czech, a także z pytaniem, czy chce na nią wejść – zaznacza Magda Witan.
Dostawa po stronie klienta?
Nowe zapisy sprawią, że internetowi sprzedawcy będą musieli traktować wszystkich klientów jednakowo. Ale przepisy nie dadzą już gwarancji, że konsumenci otrzymają zakupiony produkt. Sprzedawca oczywiście umożliwi im jego zamówienie, ale dostawa już go nie interesuje. O dostarczenie będzie musiał zatroszczyć się sam kupujący.
- Tu faktycznie jest problem. Ale Komisja Europejska widzi go i zobowiązała się, że w ciągu dwóch lat dokona rewizji przepisów – przekonuje Magda Witan.
REKLAMA
Jednak eksperci z branży e-commerce wskazują, że konsument nie musi wcale stać tu na straconej pozycji i sam załatwiać transportu zakupionej rzeczy, jeśli odmówi mu go sprzedawca. Przypominają o tzw. dyrektywie konsumenckiej z 25 października 2011 r. W punkcie pierwszym art. 18 tego dokumentu czytamy, że "o ile strony nie uzgodniły innego terminu dostarczenia, przedsiębiorca dostarcza towary poprzez przeniesienia fizycznego posiadania towarów lub kontroli na nimi na konsumenta, bez zbędnej zwłoki, ale nie później niż 30 dni od zawarcia umowy".
- Natomiast w punkcie drugim art. 18 dyrektywy konsumenckiej jest zapis mówiący, że jeśli przedsiębiorca nie dostarczy towarów w terminie pierwszym i następnie w dodatkowym, to konsument może rozwiązać umowę. Zatem przeniesienia prawa własności następują w określonych momentach. Jeśli więc produkt nie będzie doręczony, nie ma przeniesienia prawa na konsumenta. To oznacza, że umowa nie została zawarta – zaznacza Łukasz Kiczma, ekspert ds. rynku e-commerce, specjalista w zakresie gospodarki i biznesu międzynarodowego.
Łukasz Kiczma Nie chodzi o to, by dostarczać towar wszędzie. Sprzedawca ma dostarczyć towar tam, gdzie kieruje ofertę. Zadaniem rozporządzenia nie jest nakładanie obowiązku udostępniania wszędzie oferty handlowej.
Z kolei w rozporządzeniu o zakazie geoblokady czytamy, że sprzedający nie będą mogli oferować klientom dyskryminacyjnych warunków, w tym cen, w trzech przypadkach, m.in. gdy sprzedają towary, a te zostają doręczone do państwa członkowskiego, do którego sprzedający oferują dostawę. - I tu tkwi klucz, bo nie chodzi o to, by dostarczać towar wszędzie. Sprzedawca ma dostarczyć towar tam, gdzie kieruje ofertę. Zadaniem rozporządzenia nie jest nakładanie obowiązku udostępniania wszędzie oferty handlowej – podkreśla Łukasz Kiczma. – Natomiast w dobrym interesie sprzedawcy powinno być to, by o klienta z tego kraju, do którego nie kieruje produktów i usług, zadbał pod kątem ich dostarczania – dodaje.
Geoblokada wciąż na część towarów
Ewentualne zmiany w rozporządzeniu, nad którymi ma się pochylić Komisja Europejska, mogą dotyczyć także liczby produktów i usług. Teraz lista tych, których nie obowiązuje geoblokada, nie jest zbyt długa. Nie ma na niej m.in. towarów chronionych prawami autorskimi (e-booki, albumy muzyczne czy gry), wyłączone są też usługi finansowe, transportowe, zdrowotne i społeczne. Obecnie swobodnie można kupić sprzęt elektroniczny, odzież czy wycieczkę zagraniczną.
REKLAMA
- W przypadku prawa autorskiego trzeba pamiętać o tym, że stworzenie regulacji, która uszczęśliwi wszystkie państwa członkowskie, jest dość trudnym zadaniem. Nie dziwię się więc, że w tej kwestii ustawodawcy zostawili sobie pole do zastanowienia się. Przepisy znoszące geoblokadę są jednak dużym ułatwieniem, np. dla ludzi mieszkających w Luksemburgu. Jeśli sprzedawca nie zagwarantuje im transportu kupionej rzeczy, zawsze mogą po nią pojechać na północ Francji czy na zachód Belgii, gdzie mają bardzo blisko – podkreśla Magda Witan.
"Węgierski" przypadek
Do tej pory liczba skarg wpływających do Europejskiego Centrum Konsumenckiego w Polsce w sprawie blokady geograficznej nie była zbyt duża. W tym roku wyniosła mniej niż dziesięć. Nie wszystkie też były zasadne. Czasami okazywało się, że nie doszło do dyskryminacji ze względu na narodowość, a wysokość ceny wynikała z obiektywnej przyczyny.
- Mieliśmy przypadek rodziny z Węgier, która twierdziła, że kupując wejściówki do jednego z muzeów niesłusznie zapłaciła więcej niż Polacy. Okazało się, że wszystko było zgodnie z cennikiem, bo skorzystała z droższego od tłumacza przewodnika w języku angielskim, czyli po prostu skorzystała z bardziej kosztownej usługi – mówi Magda Witan.
Będzie wzrost sprzedaży w sieci?
Eksperci z branży e-commerce (sprzedaż elektroniczna) przepisy znoszące geoblokadę oceniają pozytywnie. Uważają, że tak też powinni podejść do nich ci, którzy zajmują się handlem internetowym.
REKLAMA
Łukasz Kiczma Nie pochwalam praktyk "wyrzucania" ze względu na język czy kraj pochodzenia kupującego. To konsument powinien decydować, czy z chce skorzystać z zaproponowanej oferty.
- Z punktu widzenia internacjonalizacji polskich przedsiębiorstw oraz wzrastającego z roku na rok poziomu sprzedaży transgranicznej, decyzja ta powinna wzmacniająco wpłynąć na wzrost sprzedaży elektronicznej. Przedsiębiorcy powinni nie tylko uwzględnić wchodzący zakaz blokady geograficznej, ale także zacząć szerzej otwierać się na klienta zagranicznego, nie zapominając o kosztach jego pozyskania w poszczególnych krajach członkowskich – uważa Łukasz Kiczma.
Jak dodaje, ważne jest, by każdy konsument – niezależnie od miejsca jego pochodzenia – miał możliwość skorzystania z dowolnej oferty handlowej. – Nie pochwalam praktyk "wyrzucania" ze względu na język czy kraj pochodzenia kupującego. To konsument powinien decydować, czy z zaproponowanej oferty chce skorzystać czy nie. Zresztą umożliwienie mu tego świadczy też o profesjonalizmie e-sprzedawców. Uważam, że to powinno być standardem w kreowaniu sprzedażowych stron internetowych – podsumowuje Łukasz Kiczma.
Bartłomiej Bitner
REKLAMA