"USA nie zrewidują polityki wobec Rosji i Chin. Polska może rozszerzyć listę pól współpracy". Ekspert PISM o Joe Bidenie
- Stany Zjednoczone po wyborach nie zmienią znacząco polityki wobec Rosji, Chin, Polski. Nie należy się spodziewać resetu relacji z Rosją – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Mateusz Piotrowski (analityk PISM). Zaznacza, że pierwszoplanową kwestią dla Polski będzie w tych miesiącach upewnienie się co do głównych kierunków obecnych relacji z USA – w bezpieczeństwie, energetyce – ważne będzie też szukanie nowych szans rozwoju współpracy, np. w sferze ochrony klimatu.
2020-12-14, 11:30
Powiązany Artykuł
Wnioski po Górskim Karabachu. Ekspert: Putin może wykorzystać okres przejściowy w USA, czas zwiększyć sankcje dla Mińska
Sytuacja po wyborach w Stanach Zjednoczonych klaruje się stopniowo. Prezydent elekt Joe Biden wskazał kandydatów na część kluczowych stanowisk w przyszłej administracji – m.in. doradcy ds. bezpieczeństwa i sekretarza stanu.
Warszawa liczy na kontynuację w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza w obliczu agresywnej polityki Kremla w regionie, i tego, że Moskwa uznaje nie tylko surowce energetyczne, ale i siłę militarną za instrument prowadzenia polityki zagranicznej i osiągania jej celów.
- Dla Polski w pierwszych tygodniach i miesiącach będzie ważne, by upewnić się, że kierunek współpracy, który jest rozwijany od dawna, w zakresie bezpieczeństwa, także energetyki będzie utrzymany i dalej rozwijany. O to raczej nie będzie trudno – ocenia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Mateusz Piotrowski, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Analityk PISM zaznacza, że Joe Biden będzie skoncentrowany na Europie i relacjach transatlantyckich, jednak jednym z głównych celów w tym obszarze będzie poprawa stosunków z Niemcami i Francją – i to może pochłaniać uwagę jego administracji w dużym stopniu, kosztem innych problemów Starego Kontynentu.
REKLAMA
Kim są nominowane przez Bidena osoby na kluczowe stanowiska w administracji, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego i sekretarza stanu? Jakich zmian w polityce zagranicznej można po nich się spodziewać?
O tym w rozmowie.
Powiązany Artykuł
B. attaché USA w Polsce o wschodniej flance NATO: wieści o śmierci mózgowej Sojuszu są przesadzone, jak to ujął Mark Twain
PolskieRadio24.pl: Między innymi z Polski popłynęły już gratulacje dla osób, które po wyborach w USA Joe Biden wyznacza do nowego prezydenckiego zespołu. Wydaje się, że już teraz można prognozować, że wiele w relacjach Polski i USA pozostanie bez zmian, na przykład jeśli chodzi o współpracę wojskową, energetyczną, o projekt Trójmorza? Czego pana zdaniem należy się po tym spodziewać, co przyniesie styczeń przyszłego roku?
REKLAMA
Mateusz Piotrowski (analityk PISM): Styczeń przyniesie inaugurację Joe Bidena – w tej kwestii się nic nie zmieni. Prezydentura Bidena jest przesądzona.
W styczniu jeszcze niewiele ulegnie zmianie w zakresie polityki Białego Domu, pierwsze zmiany dostrzeżemy w lutym. Rozpocznie się proces przeglądu polityki. Niektóre inicjatywy będą musiały być z pewnością dostosowane do priorytetów Joe Bidena i jego zespołu.
Dla Polski w pierwszych tygodniach i miesiącach będzie ważne, by upewnić się, że kierunek współpracy, który jest rozwijany od dawna, w zakresie bezpieczeństwa, także energetyki, będzie utrzymany, a współpraca będzie postępować. O to raczej nie będzie trudno.
REKLAMA
Joe Biden zdaje sobie bowiem sprawę ze znaczenia relacji transatlantyckich, uznaje znaczenie Europy. Wynika to także z jego doboru osób do przyszłej administracji.
Kandydatem na sekretarza stanu jest Antony Blinken, doradcą do spraw bezpieczeństwa Jake Sullivan. W tym ostatnim przypadku można rzec, że jest to niemal pewne, bo doradca ds. bezpieczeństwa nie potrzebuje dodatkowo zgody Senatu. Blinken musi uzyskać jeszcze zgodę senatorów. Można tu jednak dodać, że w 2015 r. uzyskał zgodę Senatu na objęcie stanowiska zastępcy sekretarza stanu w administracji Baracka Obamy.
Co warto dodać, Blinken nie jest kontrowersyjnym kandydatem. Jest osobą, która ma poglądy centrowe – i nawet z punktu widzenia republikanów jest to kandydatura bezpieczna.
Wydaje się zatem, że kurs polityki USA w relacjach Polski i Stanów Zjednoczonych będzie w dużej mierze kontynuacją.
Podkreślmy, Polska będzie musiała się upewnić co do kierunku polityki USA, otrzymać jej potwierdzenie.
REKLAMA
Natomiast strona amerykańska będzie miała do rozwiązania dość palący problem dotyczący Europy. Chodzi o tradycyjnych sojuszników, relacje z którymi pogorszyły się w ostatnich latach, takich jak Francja, Niemcy. Chodzi o podjęcie dialogu, który miałby naprowadzać te relacje na właściwe tory, zaktywizować je. Ważne będą też relacje z Unią Europejską – tu także są problemy do rozwiązania. Część z nich na pewno nie zniknie – samo objęcie urzędu prezydenta przez Bidena nie rozwiąże wszystkich komplikacji w relacjach Unii i USA - pewne problemy pozostaną. Świadomość takiego stanu rzeczy została już zaznaczona przez obie strony.
W takich warunkach dla Bidena relacje z Polską, jeśli przyjmiemy założenie, że ich kształt nie ulegnie zmianie, nie będą przedstawiać obszaru palących zagadnień do rozwiązania. Będzie dla nich oczywiście miejsce w polityce europejskiej, ale z punktu widzenia obserwatorów, istotniejszy będzie dla Bidena cel odbudowy relacji z Berlinem.
Relacje z Polską na szczęście wydają się już dobrze poukładane i wiadomo, jak mają się rozwijać. Współpraca w zakresie energetyki i bezpieczeństwa to przecież plany na dziesiątki lat.
Większość ekspertów podkreśla to, że Biden będzie wzmacniał wschodnią flankę NATO, Trójmorze - rozwój projektów infrastrukturalnych i energetycznych, także zbieżnych z celami USA. Zatem ważne będzie pielęgnowanie relacji i ich dalszy rozwój, miejsce w agendzie już mają, zapewne to i dobrze, że nie w charakterze palącego problemu, jaki USA mają z Berlinem.
Forma relacji może się zmienić, ale szczegóły poznamy w kolejnych miesiącach. Za przykład niech posłużą kwestie współpracy wojskowej – mogą one zostać przeniesione w większym stopniu z relacji dwustronnych na forum NATO. Chcąc dalej stawiać na wzmacnianie wschodniej flanki, Stany Zjednoczone mogą np. naciskać na inne państwa NATO, by zaangażowały swoje wojsko w rotacyjną obecność.
Trójmorze jest projektem wielostronnym i jak najbardziej pozostanie wysoko w agendzie. Wydaje się, że administracja Bidena dostrzega szanse związane z Trójmorzem, także w zakresie ograniczania wpływów Chin. Oprócz tego bardzo istotne dla USA są kwestie energetyki i infrastruktury.
REKLAMA
Każda sytuacja niesie ze sobą szanse, bo pewne projekty można uzupełnić o to, czego nie było wcześniej. Niesie też zagrożenia. Jednak jak pan zauważył, pewne projekty realizowane są od dekad.
Wystarczy wspomnieć terminal w Świnoujściu, który obecnie umożliwia zakup LNG od USA.
Do każdych nowych okoliczności należy odpowiednio się dostosować. Dodajmy tutaj, że USA nie są uczestnikiem projektu Trójmorza, są gościem. Jednak z ich inspiracji w przyszłej kadencji prezydenta USA w agendzie Trójmorza może się pojawić na przykład kwestia promocji technologii zielonej energii, energii odnawialnej. To niewykluczone.
Dla administracji Bidena kwestia klimatu będzie bardzo istotna. Fakt, że były sekretarz stanu John Kerry wraca do administracji i będzie specjalnym wysłannikiem do spraw klimatu, pokazuje, jak ważne są dla Bidena i jego najbliższego otoczenia kwestie klimatyczne.
Johnowi Kerry’emu pogratulował już minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka.
Może to być obszar bardzo istotny w zakresie relacji USA z różnymi państwami. To stwarza szanse, by również Polska mogła rozmawiać ze Stanami Zjednoczonymi o ochronie klimatu i energii odnawialnej.
REKLAMA
To może przyniesie dobre rezultaty, tym bardziej, że Polska także musi intensywnie działać w tym zakresie. Wspominany wyżej Antony Blinken, kandydat na sekretarza stanu budzi zainteresowanie w Polsce – mówi się o jego związkach z Polską.
Z Białymstokiem związany był ojczym Blinkena, drugi mąż jego matki. Był to ocalały z Holokaustu. Samuel Pisar posiadał obywatelstwo polskie i amerykańskie, odznaczony był m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
Blinken bywał w Warszawie, np. w związku ze szczytem NATO, zna sytuację wschodniej flanki. Nie zajmował się w administracji Obamy w sposób szczególny sprawami europejskimi. Gdy był w administracji Baracka Obamy jako doradca wiceprezydenta, a później zastępca doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa, portfolio powierzonych mu zadań obejmowało właściwie cały świat. W dużym stopniu odpowiadał jednak za formowanie podejścia wobec Afganistanu, Pakistanu i Syrii. Przygotowywał także zręby dotyczące interwencji w Libii.
W 2014 roku, gdy doszło do aneksji Krymu, Blinken był jedną z kluczowych osób, które szykowały odpowiedź, koordynowały działania USA, przede wszystkim w zakresie sankcji wymierzonych w Kreml. Nie jest mu zatem obca sytuacja Europy Środkowo-Wschodniej.
REKLAMA
Czy Polska jest obecnie bardzo bliska Blinkenowi? Trzeba pamiętać, że wychował się częściowo w USA, częściowo we Francji. Większe znaczenie dla Blinkena niż sam fakt, że jego ojczym pochodził z Polski, mają jego doświadczenia związane z ocaleniem z Holokaustu. Co dla Polski ważne, to fakt, że Blinken zdecydowanie opowiada się za współpracą transatlantycką, traktując działania koordynowane przez USA i państwa europejskie jako naturalny i pożądany element polityki międzynarodowej.
Trzeba dodać, że nie jest politykiem. Długie lata pracował w administracji – dostał się w ramach naboru do departamentu stanu w latach 90. Po roku przeszedł do Białego Domu Clintona, gdzie sukcesywnie awansował w strukturach Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Po zakończeniu prezydentury Clintona trafił do komisji spraw zagranicznych Senatu, gdzie jako dyrektor personelu przez 8 lat współpracował z Bidenem. Następnie był doradcą ds. bezpieczeństwa wiceprezydenta USA Joe Bidena w administracji prezydenta Baracka Obamy, (2009-2013), zastępcą doradcy ds. bezpieczeństwa na początku drugiej kadencji Baracka Obamy (2013-2015) i zastępcą sekretarza stanu (2015-2017), Johna Kerry’ego.
Powołanie Blinkena i Sullivana pokazuje, że Biden zaczyna się otaczać ludźmi zaufanymi, nie tyle politykami, co urzędnikami z długim doświadczeniem, podnosi ich na wyższy szczebel. Doskonale się z nimi rozumie.
Joe Biden zdaje sobie sprawę, że będzie miał wiele problemów do rozwiązania, także związanych z pandemią. W związku z tym dobiera ludzi, do których ma zaufanie, którzy mają za sobą lata doświadczeń w pracy dla administracji i znają się nawzajem. Być może grono to nie zgadza się ze sobą w pełni w każdej kwestii, to nigdy nie jest możliwe. Biden ma jednak wiedzę, jak te wewnętrzne spory mogą wyglądać, czego mogą dotyczyć i jak je rozstrzygać.
REKLAMA
Obecnie znamy niestety tylko kilka nazwisk z ogromnej grupy doradców, także niższego szczebla. Wygląda jednak na to, że w kwestiach ogólnego kierunku polityki pomiędzy departamentem stanu i samym prezydentem nie będą występować istotne spory.
Co istotne Biden zapowiedział też, że przywróci rolę departamentu stanu w dyplomacji. Dobra relacja Blinkena z prezydentem faktycznie może umocnić rolę kierowanego przez niego departamentu w procesie tworzenia polityki.
Biden dobiera zatem państwowców, nie osoby, które chcą na bazie stanowiska prowadzić gry polityczne. Chodzi o osoby realizujące strategie, cele. To chyba dobry sygnał, jeśli chodzi o organizację długoterminowych projektów, w które zaangażowana jest m.in. Polska. Chodzi o odpowiedzialne podejście do celu, a nie granie na bazie doraźnej potrzeby politycznej.
Owszem, wyżej wspomniane osoby doskonale znają funkcjonowanie administracji od niższych szczebli.
Do tego, co jest bardzo ważne w przypadku Polski, i Biden, i Blinken, mają świadomość neoimperialnego zagrożenia ze strony Rosji – Blinken, jak pan mówił, zajmował się sytuacją na Krymie. To kluczowe dla Polski, to pociąga za sobą określone decyzje wojskowe.
REKLAMA
Postawa USA wobec Rosji nie zmieni się zapewne…
Nie będzie raczej resetu.
Nie znamy jeszcze obsad stanowisk podsekretarzy i asystentów sekretarzy stanu. Bardzo ważne będzie, kto będzie odpowiadał za politykę wobec Rosji, Europy Centralnej. To te osoby będą proponować szczegóły polityki.
Jednak mimo to nie ma perspektyw na reset, zapowiedzi powrotu do polityki Obamy wobec Rosji z początku jego prezydentury.
Być może będzie miał miejsce dialog w sprawie rozbrojenia – natomiast nie ma zapowiedzi wiązania się z Rosją. To nie jest możliwe po ingerencji Rosji w wybory w USA w 2016 roku i po agresji na Ukrainę.
REKLAMA
Wspomniał pan, że Biden dobiera do swego zespołu osoby z doświadczeniem, świadome celów polityki USA. Tu można dopatrywać się intencji "wytyczenia polityki zagranicznej dla nowego pokolenia", co zapowiada. Może rzeczywiście chodzi o dobranie grupy osób, które mogą myśleć strategicznie…
To też oczywiście sygnał dla politycznej sceny wewnętrznej w USA. Te wybory były specyficzne – obaj kandydaci byli najstarsi w historii. W tej deklaracji widać zapowiedź kierowania się do młodszych pokoleń.
Ważna jest w tym kontekście w programie Bidena kwestia klimatu. Ochrona klimatu zajmie bardzo istotne miejsce w agendzie, będzie wpisana nie tylko w politykę zagraniczną, ale także jako element zagrażający bezpieczeństwu USA.
To nie będzie oznaczać forsowania tego obszaru np. w relacjach z państwami arabskimi opierającymi swoje gospodarki o wydobycie ropy naftowej, niemniej wpłynie na ogólny kształt amerykańskiej polityki zagranicznej.
Wiele mamy niewiadomych. Jednak wiemy, że centrum prezydentury będzie walka z pandemią, także klimat, utrzymany będzie zapewne dotychczasowy kurs wobec Chin…
Chiny oczywiście pozostaną w centrum zagranicznej polityki USA. Samo podejście może nieco zmienić format. Podczas kadencji Trumpa po wysiłkach dotyczących umów handlowych pandemia zweryfikowała stan relacji między państwami. Umowa podpisana na początku 2020 roku nie przyniosła USA wielkich korzyści. Po wybuchu pandemii widzieliśmy zmianę podejścia Trumpa. Również podejście Bidena do Chin będzie stanowcze, ale spodziewałbym się regionalnej współpracy z sojusznikami w Azji, wywierania presji na Chiny także z Japonią, Koreą Płd. czy Australią.
REKLAMA
Na pewno USA nadal pozostaną na stanowisku, że trzeba być uważnym, obserwować działania Chin. Ważna pozostanie kwestia praw człowieka. Istotna będzie sprawa akwenu Morza Południowochińskiego - chodzi o traktowanie go jako wód ogólnodostępnych, a nie wewnętrzne morze Pekinu. Zachowane będzie poparcie dla Tajwanu. USA będą nadal wspierać Tajwan, do tej pory robiły to, choć unikały ostentacji.
Jednocześnie USA mogą podjąć dialog z władzami Chin – być może o rozbrojeniu, choć Chiny będzie bardzo ciężko włączyć w tego rodzaju układy. Chiny nie podlegają żadnym limitom w tym zakresie i nie zamierzają podjąć zobowiązań, utrzymują, że kwestie rozbrojenia dotyczą Rosji i USA. Oczywiście USA będą chciały nakłonić Chiny do podjęcia działań na rzecz ochrony klimatu.
USA wrócą na stare tory nie tylko w relacjach z Europą, a także z innymi państwami – powrócą do roli dobrego sojusznika, który będzie wypełniał zobowiązania. Wróci zapewne poprzedni model relacji z Japonią i Koreą Płd.
Większego znaczenia mogą nabrać wartości uniwersalne – może się zmniejszyć wsparcie USA dla państw, które ich nie podzielają. To skutkować może ograniczeniem współpracy np. z Arabią Saudyjską, szczególnie w zakresie wsparcia militarnego.
REKLAMA
USA zarabiają wiele na sprzedaży uzbrojenia Arabii Saudyjskiej, jednak popyt na amerykańskie uzbrojenie na świecie się utrzymuje. Waszyngton może zadać sobie pytanie, czy zademonstrowanie wsparcia dla określonych wartości nie jest w tym przypadku ważniejsze.
Większych zmian nie należy tymczasem się spodziewać w zakresie współpracy amerykańsko-izraelskiej.
Co wiadomo nam o kandydacie na doradcę ds. bezpieczeństwa Joe Bidena, Jake’u Sullivanie?
Będzie zajmował bardzo istotną pozycję. Doradca ds. bezpieczeństwa ma stały dostęp do prezydenta, negocjuje często w jego imieniu, przebywa w najbliższym otoczeniu prezydenta, kieruje Radą Bezpieczeństwa Narodowego i przewodzi spotkaniom tzw. gabinetu, w których uczestniczą szefowie różnych departamentów i najważniejszych agencji rządowych. Doradca ds. bezpieczeństwa jest na takich spotkaniach im równoważny, musi pogodzić ich racje i stanowiska w procesie formowania polityki.
Decyduje on też o przepływie informacji dotyczącej globalnego bezpieczeństwa, polityki międzynarodowej i ewentualnych zagrożeń dla USA.
REKLAMA
Rada Bezpieczeństwa Narodowego nie jest tak wielka jak departamenty, jednak liczy około 200 osób. Znajdują się w niej osoby zajmujące się różnymi regionami świata i obszarami. Ma ona potężne zaplecze analityczne, jest w stanie proponować określone kierunki polityki zagranicznej.
W zależności od tego, jaką doradca ds. bezpieczeństwa ma pozycję, charyzmę, jakie są jego relacje np. z sekretarzem stanu - taki jest wpływ rady i samego doradcy na ostateczną politykę danego prezydenta.
Na przykład duży wpływ na politykę USA za prezydentury Trumpa miał John Bolton – jako doradca ds. bezpieczeństwa, ze względu właśnie na charyzmę, doświadczenie. Jednocześnie jednak popadał w konflikty, m.in. z sekretarzem stanu Mikiem Pompeo.
Czy 14 grudnia sytuacja będzie całkowicie jasna? Na tę datę wyznaczono posiedzenie Kolegium Elektorów.
Trwa już proces przekazywania władzy. Zazwyczaj zaczyna się od razu po wyborach. Wydaje się jednak, że nowej administracji uda się nadrobić stracony czas.
REKLAMA
Warto dodać, że Kolegium Elektorów jako instytucja nie zbiera się nigdy formalnie w jednym miejscu. Nie będzie to zebranie, które wszystko objaśni i rozstrzygnie. Władze stanowe, w oparciu o wyniki wyborów, które wcześniej muszą certyfikować, wybierają elektorów, i to oni, zbierając się w poszczególnych stanach, wskazują zgodnie z wolą wyborców na jednego z kandydatów.
Tak czy inaczej, jak mówiliśmy wcześniej, prezydentura Joe Bidena jest już przesądzona.
***
***
REKLAMA
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA