Cimoszewicz kontra "Gazeta Polska". Zakończyły się rozprawy, wkrótce wyrok
W piątek odbyła się ostatnia rozprawa w sprawie, którą "Gazecie Polskiej" wytoczył Włodzimierz Cimoszewicz. Europoseł Koalicji Obywatelskiej pozwał m.in. naczelnego "GP" Tomasza Sakiewicza po tekście, który gazeta opublikowała w marcu 2019 roku opisującym stan leśniczówki w Puszczy Białowieskiej, którą przez 17 lat użytkował były premier. Wyrok ma zostać ogłoszony 5 lutego.
2021-01-22, 17:29
Oprócz Tomasza Sakiewicza, Włodzimierz Cimoszewicz pozwał także autora tekstu Jacka Liziniewicza i Niezależne Wydawnictwo Polskie. "Były premier, a obecnie europoseł Koalicji Obywatelskiej żąda przeprosin i wpłaty kilkudziesięciu tysięcy złotych na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy za artykuł w »Gazecie Polskiej« zatytułowany »Cimoszewicz dewastator«. Dziennikarze tygodnika opisali w nim, w jakim stanie polityk pozostawił leśniczówkę, którą dzierżawił przez lata od Lasów Państwowych" - podał portal.
Powiązany Artykuł
Włodzimierz Cimoszewicz pozwał "Gazetę Polską" za tekst o leśniczówce w Puszczy Białowieskiej
Powyrywane gniazdka, zerwana boazeria
Niezależna.pl podała, że Cimoszewicz przed sądem tłumaczył, że zainwestował w leśniczówkę ponad 300 tysięcy złotych, które próbował odzyskać. "Po negocjacjach Lasy Państwowe zapłaciły mu 50 tys. zł. Ten spokojnie przeniósł się do swojej prywatnej posiadłości w Białowieży" - czytamy. - Zostawiłem to w takim stanie, jak sobie życzyło nadleśnictwo - miał stwierdzić cytowany przez portal Cimoszewicz.
Czytaj także:
- Projekt dot. mandatów. Marszałek Sejmu poinformowała, kiedy zajmie się nim Sejm
- Kolejni posłowie Lewicy z koronawirusem. Czarzasty: niestety POZYTYWNY, uważajcie na siebie
W marcu 2019 roku "GP" informowała, że dotarła do wyników kontroli dotyczącej leśniczówki w Puszczy Białowieskiej dzierżawionej przez 17 lat przez Włodzimierza Cimoszewicza. Gazeta pisała m.in., że w ciągu lat użytkowania były premier, "niczym car, robił sobie, co mu się żywnie podobało. Okazało się, że na działce postawił garaże samochodowe, a także zbiornik na płynny gaz LNG. Wszystko powstało bez jakiejkolwiek zgody".
"Wyprowadzając się, Włodzimierz Cimoszewicz postanowił zabrać wszystko, co da się wynieść. Z kuchni zniknęły nie tylko meble, samowar oraz inne pamiątki, lecz także piec. Powyrywano gniazdka i instalację elektryczną. Zabrano drzwi, ościeżnice i parapety. Zerwano nawet… boazerię" - pisała gazeta.
REKLAMA
Cimoszewicz: chcieli zaszkodzić
Niezalezna.pl podała, że zdaniem Cimoszewicza "celem publikacji miało być zaszkodzenie mu przed wyborami do Europarlamentu". "Jak się okazało, nie udało się, bo Cimoszewicz, mimo że w kampanii potrącił nawet kobietę samochodem, bez problemu dostał się do PE. (…) W zasadzie Włodzimierz Cimoszewicz nie umiał wskazać nawet jednego zdania w publikacji, które byłoby nieprawdą” - podaje Niezależna.pl.
Wyrok w sprawie ma zostać ogłoszony 5 lutego.
mbl
REKLAMA