"Putin nie liczy się z ludzkim życiem". 20 lat od szturmu na teatr na Dubrowce

2022-10-26, 08:15

"Putin nie liczy się z ludzkim życiem". 20 lat od szturmu na teatr na Dubrowce
Obchody rocznicowe zamachu i szturmu w teatrze na Dubrowce.Foto: PAP/EPA/YURI KOCHETKOV

- Zamach na Dubrowce i sposób, w jaki był przeprowadzony szturm, pokazały, że dla Władimira Putina nie liczy się ludzkie życie, życie zakładników - mówi politolog Iwan Prieobrażenski. 20 lat temu po akcji antyterrorystów w moskiewskim teatrze zginęło co najmniej 130 osób.

130, to oficjalna liczba podawana przez władze. Według adwokatki Olgi Michajłowej, która powoływała się na akta postępowania karnego, ofiar było 174. W chwili ataku terrorystów w moskiewskim teatrze na Dubrowce było ponad 900 osób, wśród nich 121 dzieci. Dziesięcioro z nich zginęło.

Gaz, który do dzisiaj jest tajemnicą

Wczesnym rankiem 26 października w teatrze na moskiewskiej Dubrowce rozpoczął się szturm antyterrorystów z doborowych jednostek Wympieł i Alfa. Do sali koncertowej, w której od trzech dni przebywało ponad 800 zakładników, przetrzymywanych przez uzbrojonych czeczeńskich bojowników, wpuszczono gaz. Jego skład nie został wówczas ujawniony, chociaż domagali się tego lekarze, uczestniczący w akcji ratunkowej. Nie jest on także publicznie znany do dzisiaj i pozostaje jedną z wielu tajemnic Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), która odpowiadała za całą "operację".

Świat obiegły wówczas zdjęcia nieprzytomnych ludzi wynoszonych z teatru, a potem przewożonych autobusami (karetek było zbyt mało) do szpitali. Część z nich udławiła się własnymi wymiocinami. 119 osób zmarło już w szpitalach. Według relacji świadków lekarze, którzy ratowali nieprzytomnych zakładników, bezskutecznie błagali o to, by podano im skład gazu. Jurij Kostanow, adwokat Tatiany Frołowej, której córka Daria zginęła na Dubrowce, mówił w 2012 r. rosyjskiemu pismu "New Times", że lekarze nie od razu zostali dopuszczeni do zakładników wyniesionych z budynku teatru.

Posłuchaj

Pierwsze doniesienia na temat ataku - fragm. "Sygnałów dnia". (PR, 24.10.2002) 11:27
+
Dodaj do playlisty

Lekarze podawali nieprzytomnym ludziom środek nalokson, używany przy zatruciach narkotykami. Według Tatiany Karpowej z organizacji społecznej Nord-Ost w zamieszaniu niektórzy otrzymali środek dwa razy, inni – w ogóle. Karpowa, cytowana przez "New Times, mówiła, że sekcje zwłok w niektórych przypadkach wskazały jako przyczynę śmierci przedawkowanie naloksonu.

Początkowo ogłoszono, że szturm i odbicie zakładników przebiegły "idealnie", a władze święciły triumf. Potem liczba ofiar zaczęła rosnąć, a wieczorem Putin powiedział w telewizji, że "udało się uratować setki ludzi, ale nie udało się uratować wszystkich".

Posłuchaj

Jak zareaguje prezydent Putin - komentarz Katarzyny Połczyńskiej-Nałęcz z Inst. Studiów Wschodnich, fragm. "Sygnałów Dnia". (PR, 24.10.2002) 5:47
+
Dodaj do playlisty

- Myślę, że część ludzi dawała jeszcze oznaki życia. Być może jeśli zostaliby oni prawidłowo ułożeni, gdyby w porę wywołać odruch wymiotny, by wyrzucić tę obrzydliwość, to mogliby przeżyć – mówił Kostanow. Jego zdaniem FSB antidotum na gaz posiadała, jednak ze względu na "tajność" operacji, nie ujawniła go i nie przekazała medykom.

Lekarze podawali nieprzytomnym ludziom środek nalokson, używany przy zatruciach narkotykami. Według Tatiany Karpowej z organizacji społecznej Nord-Ost w zamieszaniu niektórzy otrzymali środek dwa razy, inni – w ogóle. Karpowa, cytowana przez "New Times, mówiła, że sekcje zwłok w niektórych przypadkach wskazały jako przyczynę śmierci przedawkowanie naloksonu.

Początkowo ogłoszono, że szturm i odbicie zakładników przebiegły "idealnie", a władze święciły triumf. Potem liczba ofiar zaczęła rosnąć, a wieczorem Putin powiedział w telewizji, że "udało się uratować setki ludzi, ale nie udało się uratować wszystkich".

Posłuchaj

Akcja odbicia zakładników, blokada informacji przez Rosję - fragm. aud. "Z pierwszej ręki". (PR, 27.10.2002) 19:35
+
Dodaj do playlisty

Trzy dni piekła

Zanim rozpoczął się szturm, przez trzy dni na oczach wszystkich rozgrywał się dramat zakładników. W środę 26 października kilka minut po godz. 21 podczas spektaklu "Nord-Ost" na scenie dubrowskiego teatru pojawiają się uzbrojeni terroryści. Każą aktorom zejść ze sceny, a ich lider Mowsar Barajew ogłasza, że wszyscy ludzie w teatrze są odtąd zakładnikami. Za każdego zabitego bojownika – zapowiada – rozstrzelamy 10 osób. Napastnicy rozpoczynają minowanie teatru. Wzdłuż ścian ustawiają się uzbrojone kobiety w burkach i z ładunkami wybuchowymi, tzw. czarne wdowy.

Zakładnicy dzwonią do krewnych, na telefony alarmowe. Są przerażeni, proszą o pomoc. Terroryści zachęcają ich do tego. Chcą, by przekazali na zewnątrz ich żądania – wyprowadzenie rosyjskich wojsk z Czeczenii. Od 1999 r. trwa druga wojna czeczeńska.

Atak terrorystyczny odbywa się na ekranach telewizorów. W kolejnych dniach napastnicy sami dzwonią do mediów, w tym do radia Echo Moskwy (które wkrótce zostaje za to zablokowane). Do teatru przyjeżdża ekipa telewizji NTV. Terroryści domagają się rozmów z władzami, ale bez reakcji. Ze strony władz i w państwowych mediach słychać głosy, że z terrorystami się nie dyskutuje. Próby dyskusji na ten temat blokowane są w parlamencie. Zakładnicy piszą w tej sprawie list do Putina. Ich krewni próbują organizować mitingi przeciwko wojnie w Czeczenii – działania te zostają przerwane przez milicję.

Barajew domaga się rozmów z Anną Politkowską, dziennikarką niezależnej "Nowej Gaziety". Ta pilnie wylatuje z USA i udaje się do Moskwy. Prosto z lotniska jedzie na Dubrowkę. Udaje się jej m.in. wynegocjować dostarczenie soków i wody dla zakładników – nosi je do środka sama, bo takie jest żądanie terrorystów. W wyniku działań negocjatorów udaje się doprowadzić do uwolnienia partiami kilku grup zakładników, w tym dzieci. Niewielka liczba uwięzionych – kilku aktorów, pracownicy obsługi technicznej, samodzielnie wydostaje się z teatru. Po ucieczce kobiet, które zostały wypuszczone do toalety, terroryści zabraniają wychodzenia w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych. Zakładnicy mają korzystać z podscenia przeznaczonego dla orkiestry.

"Nigdy się nie dowiemy, dlaczego teatru nie wysadzono"

Putin zapewniał, że użyty w czasie szturmu gaz był "nieszkodliwy". Minister zdrowia Jurij Szewczenko 30 października 2002 r. powiedział, że użyto gazu na bazie fentanylu. Brytyjscy badacze z rządowego laboratorium w Salisbury w 2012 r. poinformowali, że w składzie aerozolu były dwa anestetyki – karfentanyl i remifentanyl. Dokładny skład użytego gazu nie został jednak ustalony.

Posłuchaj

Tragiczne skutki akcji uwolnienia zakładników - reakcje świata - fragm.aud. "Z pierwszej ręki". (PR, 27.10.2002) 15:06
+
Dodaj do playlisty

Według oficjalnych informacji decyzja o szturmie zapadła, gdy z wnętrza budynku zaczęły dobiegać odgłosy strzałów i miała służyć ratowaniu zakładników. Władze przekonywały również, że użycie gazu miało zapobiec zdetonowaniu materiałów wybuchowych. Gaz jednak nie działał na tyle szybko, by zneutralizować zamachowców – gdy zaczął dostawać się do pomieszczenia mieli wciąż czas na to, by wysadzić teatr. Nie zrobili tego. Uśpionych terrorystów specnazowczy zabili strzałami w głowę.

- Zastosowanie gazu, który, przypomnę, miał barwę, zapach, był widoczny i nie działał natychmiastowo, nie miał antidotum – prowadziło do sprowokowania reakcji terrorystów. Na szczęście to się nie stało. Śledczy tak właśnie powiedział: "Nigdy się nie dowiemy, dlaczego sali nie wysadzono" – mówił w wywiadzie dla Swobody w 2014 r. przedstawiciel organizacji Nord-Ost Dmitrij Miłowidow. Na spektaklu były dwie jego córki. Jedna z nich – 14-letnia Nina, zginęła.

Pomimo apeli i trwających do dziś starań organizacji społecznych, skupiających poszkodowanych i bliskich ofiar Nord-Ostu, działania służb specjalnych nigdy nie zostały zbadane. Śledztwa w sprawie śmierci zakładników nigdy nie wszczęto.

Politkowska: władze mogły wiedzieć o zamachu

- Istnieje wersja, która mówi o tym, że władze same mogły być zaangażowane. I jeśli nie same ten atak zorganizowały, to przynajmniej – świadomie do niego dopuściły. Oczywiście ta wersja nigdy nie była oficjalnie badana, do śledztwa parlamentarnego w sprawie Dubrowki nie doszło. A ci, którzy próbowali się tą sprawą zajmować, mieli dużo problemów lub już nie żyją – mówi przebywający poza Rosją politolog Iwan Preobrażenski.

"Kolejne pytanie, z którym żyjemy do dzisiaj, to dlaczego tak fatalnie przeprowadzona została operacja antyterrorystyczna. Użyto gazu, którego składu nie podano i do dzisiaj nie ujawniono. W efekcie zginęło 130 osób, a według nieoficjalnych danych – 174. Jeszcze jedna kwestia, to dlaczego władze nie podjęły żadnych prób negocjacji. Chodziło w końcu o życie prawie tysiąca ludzi – dodaje Prieobrażenski.

- Około 50 ludzi, większość z nich w kamuflażu, dostała się do centrum Moskwy i wzięła ok. 700 zakładników (w istocie – znacznie więcej; na początku ataku w teatrze miało się znajdować 916 osób, według innych danych - 912 - red.). Ta grupa była uzbrojona w karabiny Kałasznikowa, granatniki i, jak ustaliły media, mieli oni ze sobą dwie tony plastycznego materiału wybuchowego. To jest znacznie bardziej złożony ładunek niż heksogen. Skąd oni go wzięli? – mówił w 2002 r. Aleksandr Litwinienko, były pracownik radzieckiego i rosyjskiego wywiadu, który uciekł do Anglii. Litwinienko twierdził, że w 1999 r. FSB zorganizowała w Rosji szereg zamachów, by zrzucić odpowiedzialność na Czeczenów i uzyskać pretekst do wznowienia wojny w Czeczenii. Sam Litwinienko zmarł tragicznie w 2006 r. w wyniku otrucia radioaktywnym polonem, podanym w herbacie. Brytyjskie śledztwo ustaliło, że było to zabójstwo "najprawdopodobniej zatwierdzone przez prezydenta Putina".

O tym, że władze mogły wiedzieć o planowanym zamachu, pisała także Politkowska, specjalizująca się m.in. w tematach związanych z Czeczenią i mająca z tego powodu licznych wrogów w rosyjskich władzach. Politkowska została zastrzelona na klatce schodowej we własnym domu kilka tygodni przed śmiercią Litwinienki. Zleceniodawcy jej zabójstwa nie zostali schwytani ani ukarani, a jej śmierć, podobnie jak zabójstwa Litwinienki i opozycyjnego polityka Borysa Niemcowa, została uznana za zabójstwo polityczne.

Agent wśród terrorystów?

M.in. Politkowska dotarła w 2003 r. do niejakiego Chanpaszy Terkibajewa, który był w grupie terrorystów z Dubrowki, lecz miał opuścić teatr przed rozpoczęciem ataku. Utrzymywał również, że ma kontakty w administracji prezydenta. Terikbajew twierdził, że bomby oraz ładunki na "pasach szachidów" nie zawierały prawdziwych materiałów wybuchowych. Nie ustalono, czy Terikbajew był terrorystą czy informatorem FSB. Pół roku po rozmowie z Politkowską mężczyzna zginął w wypadku samochodowym.

"Jeśli w Nord-Oście był taki agent (jak Terkibajew), to znaczy, że władze wiedziały o tym, iż przygotowywany jest zamach" – pisała Politkowska.

Po Dubrowce temat czeczeńskiej walki o niepodległość został zamknięty

- Atak na Dubrowce działał na rękę władzom, w tym sensie, że zwolnił je z absolutnie jakichkolwiek rozmów z kierownictwem Czeczenii. Wszyscy przedstawiciele ruchu niepodległościowego, nawet ci umiarkowani, zostali uznani za terrorystów i temat niepodległości Czeczenii został całkowicie zamknięty – zauważa Preobrażeński.

- Dla władz Czeczeni byli oficjalnie 'terrorystami' jeszcze od rozpoczętej w 1999 r. drugiej wojny czeczeńskiej, ale w rosyjskim społeczeństwie, także wśród elit, było sporo ludzi, którzy wciąż sympatyzowali z ruchem czeczeńskim. Po Dubrowce to stało się niemożliwe. Dubrowka to była tragedia, która dotknęła wszystkich. Więcej żadnych rozmów na temat Czeczenii po prostu nie można było podejmować – dodaje.

Putin nie ma żadnej empatii

Jak ocenia, w trakcie tragicznych wydarzeń na Dubrowce, Putin "pokazał, że nie ma żadnej empatii dla ludzi". - To było wiadomo już po Kursku (zatonięciu okrętu atomowego w 2000 r. - w wyniku nieudolnej akcji ratowniczej pod wodą zmarło 23 marynarzy, którym udało się przeżyć wybuch; łącznie zginęło wówczas 118 marynarzy – red.). Wtedy Putin oskarżył żony marynarzy, że ktoś im dał pieniądze za to, że go krytykują – mówi Prieobrażenski.

Już wtedy, jak zaznacza, było jasne, że w każdej takiej sytuacji nie liczą się ludzie, a realizacja celu. W przypadku Dubrowki celem było zniszczenie terrorystów, wobec którego los zakładników był dla władz "bez znaczenia".

- Dzisiaj widać dokładnie to samo na Ukrainie – najważniejsze jest osiągnięcie określonego celu, nie ważne jakimi środkami, a życie ludzkie się nie liczy – podsumowuje Prieobrażenski.

W 2011 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu stanął po stronie 64 osób, poszkodowanych w wyniku ataku terrorystycznego na Dubrowce, uznając, że władze dopuściły się naruszeń. Osoby odpowiedzialne za operację ratunkową, złamały art. 2 Konwencji Europejskiej, mówiący o prawie do życia. Ponadto władze Rosji nie umożliwiły zbadania działań struktur siłowych w trakcie szturmu teatru.

Czytaj także:

pg,pap,PR

Polecane

Wróć do strony głównej