Po tragedii w gospodarstwie Mojzesowicza wykryto szereg nieprawidłowości
Na terenie gospodarstwa polityka PJN Wojciecha Mojzesowicza w Bieskowie zginęła pracownica przygnieciona 250-kilogramowym balotem słomy. Trwa w tej sprawie śledztwo.
2011-04-05, 17:45
Do wypadku doszło 28 lutego br. Balot słomy na 37-letnią kobietę zrzucili dwaj nietrzeźwi pracownicy gospodarstwa.
- Kontrola wykazała szereg organizacyjnych, technicznych i czysto ludzkich przyczyn wypadku. Wybrano niebezpieczną formę transportu słomy i nie było instrukcji na tę okoliczność, nie wyznaczono i nie zabezpieczono strefy zrzutu słomy, a także tolerowano odstępstwa od przepisów i zasad BHP - powiedziała rzeczniczka Okręgowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy Katarzyna Pietraszak.
Inspektorzy PIP stwierdzili także, że w gospodarstwie nie prowadzono ewidencji czasu pracy, pracownicy nie przeszli badań lekarskich i nie było oceny ryzyka zawodowego zatrudnionych.
Raport został przekazany Prokuraturze Rejonowej Bydgoszcz-Północ, która prowadzi śledztwo w sprawie wypadku.
Mojzesowicz: nie poczuwam się do zasadniczej winy
- Przede wszystkim to dla mnie tragedia. Zarówno mnie, jak i mojej żonie bardzo żal zmarłej pracownicy, była z nami przez pięć lat - powiedział PAP poseł Mojzesowicz.
Podkreślił, że współpracował z inspekcją pracy, stawiał się na wezwania, udostępniał dokumenty, a także odniósł się do pokontrolnych uwag.
- Moi pracownicy byli ubezpieczeni, przeszli przeszkolenie BHP. To prawda nie było ewidencji czasu pracy, ale zatrudnieni nie pracowali dłużej niż 7-8 godzin. Obaj pracownicy każdego ranka wykonywali te same czynności, stale o tej samie porze zrzucany był jeden balot słomy - mówił Mojzesowicz.
Zaznaczył, że nie poczuwa się do "zasadniczej winy", a główną przyczyną tragedii jest to, że pracownicy byli nietrzeźwi.
- Słyszę uwagi, że inspektor pracy nie ukarał mnie, gdyż mam immunitet. Gdyby chciał nałożyć karę to poddałbym się, tak samo gdyby prokurator zamierzał przedstawić mi zarzuty zrzekłbym się immunitetu - dodał poseł.
Mojzesowicz przyznał, że obaj pracownicy, którzy feralnego dnia zrzucali słomę, nadal pracują w jego gospodarstwie. Jeden z nich był wieloletnim partnerem zmarłej kobiety.
PAP,kk
REKLAMA