Dlaczego nie zadziałał system odejścia w Tu-154M?
Eksperci mają różne hipotezy na temat działania systemu automatycznego odejścia w samolocie Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem.
2011-07-26, 22:12
Na wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie wojskowy prokurator okręgowy w Warszawie płk Ireneusz Szeląg oświadczył, że rejestratory nie wykazały, aby system odejścia w ostatnich sekundach lotu Tu-154M był aktywny. Wyjaśniał, że rejestrator zapisuje inicjację całego systemu, a nie tylko naciśnięcie przycisku odejścia.
Według Edmunda Klicha lotnisko nie miało systemu ILS
Pytany o tę wypowiedź prokuratorów były polski akredytowany przy MAK płk Edmund Klich powiedział, że system automatycznego odejścia aktywuje się tylko w sytuacji, gdy na lotnisku jest system naprowadzania samolotów ILS, umożliwiający lądowanie przy znikomej widoczności. Na lotnisku w Smoleńsku takiego systemu nie było. Jednocześnie Edmund Klich podkreślił, że z wnioskami należy poczekać do raportu polskiej komisji badającej katastrofę i wyników oblotu na samolocie bliźniaczym do tego, który rozbił się pod Smoleńskiem.
Michał Fiszer uważa, że piloci nie mieli zamiaru lądować
Natomiast były pilot wojskowy mjr dr Michał Fiszer z miesięcznika "Lotnictwo" przypuszcza, że w polskiej maszynie - z uwagi na inne wyposażenie niż w oryginalnych maszynach produkcji radzieckiej - samolot mógł jednak automatycznie przerwać lądowanie na lotnisku bez ILS. Polski tupolew miał bowiem zamontowany system zarządzania lotem (flight management system, FMS) produkcji amerykańskiej, którego rosyjskie maszyny nie posiadają.
Jak tłumaczy Fiszer przycisk "uchod", który automatycznie przerywa schodzenie i rozpoczyna nabieranie wysokości przez samolot, działa w kilku zakresach.
REKLAMA
- Na samolotach oryginalnych radzieckich, działa tylko na jednym zakresie, który to zakres pracuje tylko we współpracy z ILS. Natomiast na polskich zmodernizowanych tupolewach zakres można "oszukać" sztucznym wygenerowaniem ścieżki przez komputer zarządzający lotem FMS, który zamontowali Amerykanie. FMS robi to na podstawie danych o położeniu samolotu z odbiornika GPS oraz położenia lotniska - tłumaczy Fiszer
Piloci nie włączyli przycisku "glisada"?
Fiszer porównuje to do sytuacji, gdy podróżując samochodem wyposażonym w GPS, słyszymy komunikat, by np. za 50 m skręcić w prawo. Taka wiadomość pojawia się, mimo że na skrzyżowaniu nie stoi radiolatarnia, ani inny odpowiednik systemu ILS.
Jak twierdzi Fiszer, FMS reaguje wygenerowaniem ścieżki odejścia na naciśnięcie przycisku "glisada". Zdaniem byłego pilota wojskowego piloci tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem, nie włączyli przycisku "glisada", a więc samolot nie wygenerował sztucznej ścieżki odejścia.
- Moim zdaniem oni nie zamierzali lądować, tylko chcieli zobaczyć, że faktycznie jest zła widoczność i odlecieć. Potem zapomnieli, że nie są na zakresie "posadka" i nacisnęli "uchod", a to nie zadziałało. Albo nie zdawali sobie sprawy, że to działa tylko w tych specyficznych warunkach - powiedział Fiszer
REKLAMA
Wszystkiemu winny przycisk "uchod"?
Z kolei zdaniem sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa Tomasza Hypkiego najprawdopodobniej załoga po prostu nie użyła przycisku "uchod".
- To moim zdaniem bardziej prawdopodobna wersja, bo w stenogramie, który znamy z rozmów w kabinie, nic nie wynika, żeby ktoś chciał użyć tego urządzenia - powiedział Hypki
Druga, mniej prawdopodobna według Hypkiego wersja, jest taka, że pilot próbował włączyć "uchod", ale nie znał zasad jego użycia. - To byłoby kolejnym dowodem na niedoszkolenie załogi - uważa Hypki
W ubiegłym tygodniu "Newsweek", powołując się na ustalenia komisji badającej katastrofę, napisał, że piloci tupolewa najpierw "nie aktywowali" przycisku "uchod", a gdy już go nacisnęli, samolot nie zareagował.
REKLAMA
Według tygodnika z ustaleń komisji wynika, że przycisk zadziałałby na lotnisku bez ILS, czyli takim jak w Smoleńsku.
mr
REKLAMA