Happy Feet zaginął. Może został zjedzony?
Pięć dni po wypuszczeniu na wolność sławnego pingwina zwanego Happy Feet, przymocowany do niego nadajnik GPS przestał przesyłać dane i stracono z nim kontakt. Pingwin był w drodze powrotnej z Nowej Zelandii do domu na Antarktydzie.
2011-09-13, 06:00
Pingwin cesarski "Happy Feet" zdobył światowy rozgłos po tym, jak w czerwcu przebył około 3 tys. km i trafił na plaże w Nowej Zelandii, gdzie został czasowo umieszczony w ZOO w celu leczenia. Po kuracji naukowcy wsadzili go na swój statek badawczy, by pomóc w powrocie na Antarktydę. Ptaka uwolniono na Oceanie Południowym, około jednej czwartej drogi od Antarktydy. Wstępne dane przesyłane przez GPS pokazały, że Happy Feet płynął zawiłą drogą, aż kontakt z nim urwał się po około 120 km.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
Zdaniem naukowców, przymocowane do pingwina urządzenie mogło po prostu odpaść lub zwierzę mogło zostać zjedzone. Druga wersja jest jednak mało prawdopodobna. Nadajnik satelitarny przyklejony do piór ptaka, miał z założenia odpaść, ale dopiero za kilka miesięcy. - Kto wie? Może już teraz pływa szczęśliwy bez nadajnika na plecach - powiedział nowozelandzki naukowiec Peter Simpson.
REKLAMA
Gdy "Happy Feet" trafił na plaże w Nowej Zelandii, o jego wyczynie informowały największe światowe telewizje. Po przeprowadzonej operacji, która polegała na usunięciu z jego brzucha 3 kg piasku, pingwin odzyskał zdrowie i mógł powrócić do domu. Piasek znalazł się w jego brzuchu, ponieważ na plaży w Nowej Zelandii Happy Feet pomylił go ze śniegiem i zaczął jeść.
gs
REKLAMA