Żywy budda: samospalenie przynosi jedynie gorycz
Seria samopodpaleń w tybetańskim klasztorze w Syczuanie to forma ekstremizmu degradującego religię - powiedział Gyalton uważany za wcielonego Buddę.
2011-10-18, 16:08
Według wiceprzewodniczącego buddyjskiego stowarzyszenia wspieranego przez Pekin, "tybetański buddyzm kładzie nacisk na życzliwość, dobroć i troskliwe nastawienie i stanowi, w opozycji do przesądów, pełny system wiary i wysublimowanych wartości".
Zobacz galerię - Dzień na zdjęciach >>>
W tybetańskich etnicznie częściach Syczuanu od marca samospalenia w proteście przeciwko kontrolowaniu religii przez Pekin usiłowało dokonać ośmiu młodych mężczyzn, trzech z nich zmarło. Próby te podejmowali byli mnisi z klasztoru w Kirti, w prefekturze Aba, gdzie często dochodzi do protestów przeciwko polityce rządu Chin.
Ostrzegł, że jeśli mała grupa ekstremistów nadal będzie upolityczniać religię i zaniedbywać buddyjskie przykazania, w rezultacie może zniszczyć tybetański buddyzm w społeczeństwie.
REKLAMA
Inny żywy Budda z tybetańskiej prefektury Aba w Syczuanie, Dadrak z okręgu Zogy, wezwał mnichów, by radowali się życiem. - To ważna lekcja dla mnichów, być aktywnym i optymistycznym. A zakończenie życia samospaleniem przynosi jedynie bezgraniczną gorycz - powiedział.
Akty terroru
W zeszłym tygodniu Chiny skrytykowały Dalajlamę XIV za brak potępienia samospaleń i uznały jego stanowisko za naruszenie zasad buddyjskich. Samopodpalenia według władz w Pekinie są aktami terroru, podsycanymi przez otoczenie pragnącego oderwać Tybet od Chin Dalajlamy XIV.
W sobotę w proteście przeciwko łamaniu wolności religijnej przez władze Chin podpalił się ósmy Tybetańczyk. 19-latek domagał się "wolnego Tybetu" i powrotu z uchodźstwa dalajlamy. Policja ugasiła go i pobiła. Były mnich przeżył. Nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa.
Wielu mnichów z klasztoru Kiriti - jednego z najważniejszych dla tybetańskiego buddyzmu - zostało w tym roku zatrzymanych i wysłanych przez chińskie władze na tzw. reedukację.
REKLAMA
to
REKLAMA