Biegaczka zmarła, a datki nie przestają napływać
Fenomenalne rozmiary przybrały składki dobroczynnej po śmierci 30-letniej uczestniczki niedzielnego maratonu w Londynie.
2012-04-25, 07:29
Posłuchaj
30-letnia Claire Squires wystartowała w londyńskim maratonie po to, aby zebrać pieniądze na fundusz osób cierpiących na depresję. Zasłabła w pobliżu mety przy pałacu Buckingham i mimo natychmiastowej akcji ratunkowej zmarła.
Na jej stronie internetowej zapisało się już 52 tysiące sponsorów, wpłacając prawie 600 tysięcy funtów. Przed swoim maratońskim wyczynem, Claire Squires otworzyła internetową skarbonkę na portalu JustGiving, używanym jako przekaźnik darów w wielu sponsorowanych imprezach. W krótkiej notatce datowanej 10 kwietnia pisała, że chciała pobiec tylko dla zabawy, ale gdyby wszyscy znajomi dali po piątce na organizację Samarytanie, pomogłoby jej to w ratowaniu ludziom życia. Przed biegiem zebrała 490 funtów.
Jako pierwsza 50 zadeklarowała jej matka. Cilla Squires sama od ponad 20 lat jest ochotniczką w lokalnym oddziale Samarytan, odpowiadając na telefony zdesperowanych, samotnych i myślących o samobójstwie. Potem, w trakcie biegu ktoś wpłacił jeszcze 20 funtow z adnotacją "Biegaj, biegaj - jesteśmy w drodze i będziemy czekać na mecie".
Zobacz galerię DZIEŃ NA ZDJĘCIACH >>>
Po śmierci Claire - niemal na finiszu, sypnęły się datki od innych biegaczy, a potem ruszyła prawdziwa lawina dobroczynności. Organizacja Samarytan zadeklarowała, że te niespodziewane sumy wpłaci na fundusz imienia Claire Squires i wraz z jej rodziną postanowi, jak go zainwestować. A tymczasem datki płyną nadal.
REKLAMA
IAR, sm
REKLAMA