Broad Peak. Himalaista: dramat rozpoczął się nagle
Adam Bielecki, który jako pierwszy z czwórki alpinistów wszedł na szczyt Broad Peak podkreślił, że nic nie wskazywało na dramatyczne wydarzenia.
2013-03-19, 16:29
Posłuchaj
- Schodząc ze szczytu spotkałem wspinających się kolegów. Odbyłem z nimi krótkie rozmowy. Wszyscy byli mocno zmotywowani i z wielką wiarą pokonywali ostatnie metry, że staną na wierzchołku - zaznaczył Bielecki na konferencji prasowej w Warszawie. Jak podkreślił przestrzegał kolegów - Macieja Berbekę, Artura Małka i Tomasza Kowalskiego, aby przypadkiem nie wpadli na pomysł biwakowania po zejściu ze szczytu.
- Wysokość osiem tysięcy metrów to strefa śmierci. Trzeba z niej jak najszybciej uciekać. Ja na szczycie byłem minutę, góra dwie. Na tej wysokości nie da się przeżyć. Każdy krok w dół przybliża do życia, każda sekunda zastoju - do śmierci - powiedział. Bielecki zaznaczył, że będąc już w czwartym obozie widział światło na grani.
- Przeraziło mnie to kiedy zobaczyłem na grani Artura. W pewnym momencie zniknął mi z oczu. Wyszedłem z powrotem w górę, ale nie dało się iść. Po trzech krokach musiałem siadać i odpoczywać. Byłem potwornie osłabiony. Na szczęście Artur doszedł do obozu i czekaliśmy na Maćka oraz Tomka. Niestety, nie doczekaliśmy się - wspominał Bielecki.
Małek podkreślił, że był zaskoczony kondycją kolegów, a zwłaszcza nestora polskiego himalaizmu Berbeki. - W pewnym momencie się zawstydziłem, kiedy popatrzyłem na Maćka. Miał niesamowitą "parę" jak 25-latek. Również i Tomek imponował formą. Doprawdy trudno jest mi określić, co się tak naprawdę przydarzyło naszym kolegom. To się stało tak nagle i tak niespodziewanie - dodał.
REKLAMA
Czytaj więcej o wyprawie na Broad Peak >>>
Zobacz galerię - Dzień na zdjęciach >>>
PAP/aj
REKLAMA