Kanada: zarzuty fałszywych zeznań ws. śmierci Roberta Dziekańskiego
W poniedziałek w Vancouver rozpoczęły się wstępne przesłuchania dotyczące dowodów w procesie jednego z czterech policjantów związanych ze śmiercią polskiego emigranta Roberta Dziekańskiego w Vancouver w 2007 r.
2013-06-11, 09:54
W poniedziałek miał się zacząć proces policjanta Billa Bentleya, a nie tylko przesłuchania, jednak, jak poinformowała agencja The Canadian Press, zarówno obrona, jak i prokurator złożyli wnioski dotyczące uwzględnienia dowodów. Sędzia będzie musiał zdecydować, czy wyjaśnienia Bentleya złożone przed ekipą dochodzeniową wydziału zabójstw oraz zeznania pozostałych trzech policjantów uczestniczących w zajściu powinny zostać dopuszczone do sprawy jako dowody. Problem polega na tym, że podczas składania zeznań Bentley nie został poinformowany, iż jego słowa mogą zostać użyte jako dowód w procesie. Nie miał też możliwości skonsultowania się z prawnikiem.
Wstępne przesłuchania mają potrwać do końca tygodnia, a proces Bentleya rozpocznie się najprawdopodobniej w poniedziałek - podała The Canadian Press.
W 2010 r., po przeprowadzeniu dochodzenia, komisja sędziego Thomasa Braidwooda uznała, że użycie tasera wobec Dziekańskiego za nieuzasadnione, a działania policjantów z RCMP (Royal Canadian Mounted Police - Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej) za zbyt pośpieszne. Podkreślił też, że gdyby policjanci nie mieli paralizatorów, zastosowaliby inne środki znane im ze szkoleń. W jego opinii użycie tasera spowodowało wzrost ciśnienia krwi i przyspieszenie pracy serca u Dziekańskiego, a pięciokrotne użycie broni odegrało olbrzymią rolę w śmierci zmęczonego i zdenerwowanego Polaka.
14 października 2007 r. Dziekański zmarł po tym, gdy na lotnisku w Vancouver funkcjonariusze RCMP użyli paralizatorów do obezwładnienia go. Jak wynikało z nagrania, które jeden ze świadków wydarzenia zarejestrował na lotnisku, Dziekański zachowywał się dość gwałtownie po długim locie i dziesięciogodzinnym oczekiwaniu, kiedy nikt go nie skierował do właściwej dalszej części lotniska, jednak w niczym nie zagrażał policjantom.
pp/PAP
REKLAMA
REKLAMA