Prezydent w Kisielinie oddał hołd pomordowanym Polakom

2013-07-14, 18:47

Prezydent w Kisielinie oddał hołd pomordowanym Polakom
Prezydent Bronisław Komorowski odwiedził ruiny kościoła w Kisielinie. Foto: PAP/Jacek Turczyk

Bronisław Komorowski mówił, że nie można zapominać o zbrodni wołyńskiej, ale przy tym nie można jej wykorzystywać do dzielenia narodów.

Posłuchaj

Prezydent Bronisław Komorowski o zbrodniach w Kisielinie i w innych miejscach na Wołyniu (źr. IAR)
+
Dodaj do playlisty

Prezydent Bronisław Komorowski apelował o nowy etap w relacjach polsko-ukraińskich. - Tu w Kisielinie mogą państwo zobaczyć jakie są skutki nienawiści pomiędzy narodami, jakie są skutki żywiołu mordu i śmierci, jakie miały tutaj miejsce - mówił prezydent.

Bronisław Komorowski zwrócił uwagę, że na uroczystościach upamiętniających pomordowanych na ziemi wołyńskiej Polaków po raz pierwszy obecny był przedstawiciel ukraińskich władz. - Uważam, że jest to postęp - powiedział.

Dodał, że trzeba pracować nad tym , aby tego rodzaju wydarzenia, które są nie tylko pamięcią o zbrodni wołyńskiej, ale także budową lepszych relacji, gromadziły jak największą liczbę osób reprezentujących opinię publiczną w Polsce i na Ukrainie.

ROCZNICA ZBRODNI WOŁYŃSKIEJ: serwis specjalny portalu PolskieRadio.pl >>>

Dziwny incydent w Łucku

Przed przyjazdem do Kisielina prezydent Komorowski uczestniczył w uroczystej mszy św. w katedrze w Łucku. Prezydent na Ukrainie: na polsko-ukraińskich konfliktach zawsze korzystał ktoś trzeci, ktoś, kto czyhał na naszą wolność i niepodległość >>>

Gdy wychodził z katedry, został zaatakowany jajkiem przez 20-letniego mężczyznę. Pytany przez dziennikarzy o incydent prezydent odmówił komentarza na ten temat. - Nie ma co komentować, też słyszałem, że podobno miało coś takiego miejsce - powiedział. Mężczyzna miał plecak z widocznym napisem "Swoboda”. Jednak nacjonalistyczna partia Swoboda odcina się od tego ataku. Jej reprezentant podkreśla, że Swoboda bierze odpowiedzialność za wszystkie swoje akcje, a prócz tego nie organizuje protestów w czasie modlitwy za zmarłych. Swoboda odcina się od incydentu w Łucku. Prezydent nie komentuje >>>

Prezydent w Kisielinie: zniknął dorobek wielu pokoleń

Prezydent
PAP/Jacek Turczyk

W Kisielinie prezydent przypominał, że przed wojną żyło tu ok. 1200 ludzi, teraz zniknął dorobek wielu pokoleń. Wskazywał, że Kisielin może być przykładem skutków nienawiści między narodami.
W Kisielinie na Ukrainie do tej pory można zobaczyć ruiny plebanii, w której Polacy 11 lipca 1943 r. zwycięsko obronili się przed UPA. Mimo obrony, ukraińscy nacjonaliści zamordowali tam ok. 90 osób.

 

Prezydent przypomniał, że w składzie polskiej delegacji na niedzielne uroczystości jest m.in. kompozytor Krzesimir Dębski, którego członkowie rodziny zginęli w Kisielinie. - Myślę, że mogę powiedzieć, że rozmawialiśmy także z władzami województwa łuckiego i z władzami państwa ukraińskiego, żeby w przyszłości w tym miejscu odbył się koncert żałobny w wykonaniu właśnie pana Krzesimira Dębskiego - powiedział prezydent.

Trzeba mówić językiem biskupów

Prezydenta pytano też, czy zgadza się z uchwałą polskiego Sejmu, który określił zbrodnie wołyńskie jako czystkę etniczną o znamionach ludobójstwa; nie nazwał jej wprost ludobójstwem.
Prezydent odpowiadając przypomniał, że on w swoim przemówieniu w Łucku odnosił się wspólnej deklaracji zwierzchników Kościołów z Polski i Ukrainy ws. zbrodni wołyńskiej i "rozum podpowiada", żeby w tej sprawie "właśnie mówić językiem biskupów". - I radziłbym wszystkim naśladować ten język i na Ukrainie, i w Polsce, bo to nie sztuka wzajemnie się ranić słowami, sztuka jest z najcięższym doświadczeniem zbrodni działać na rzecz lepszej przyszłości - powiedział Komorowski.
Prezydent wraz z polską delegacją oraz wicepremierem Ukrainy Kostiantynem Hryszczenko złożyli wieńce pod tablicą upamiętniającą około 90 Polaków w tym kobiety i dzieci zamordowanych przez oddział UPA 11 lipca 1943 roku. Podczas tej uroczystości delegacją prezydenta w skupieniu i ciszy zapalała tez znicze.
Prezydent zwiedził też ruiny kościoła i plebani, gdzie Polacy podjęli się bohaterskiej obrony.
Ponadto prezydent złożył hołd zamordowanym przez niemieckich okupantów Ukraińcom i Żydom. Na ich mogile, leżącej niedaleko od ruin kościoła wspólnie z Hryszczenko złożył kwiaty.
W drodze do Łucka prezydent upamiętnił też ofiary ukraińskich nacjonalistów w nieistniejącej już dziś miejscowości Rudnia. Złożył kwiaty i udał się w drogę powrotną do Polski.

Prezydent
Prezydent Bronisław Komorowski przy mogile w Kisielinie, 14 bm. Prezydent Bronisław Komorowski odwiedził Kisielin na Ukrainie, by oddać hołd zamordowanym tam Polakom. Prezydent łożył wieniec na mogile zamordowanych przez oddział UPA 11 lipca 1943 roku ok. 90 Polaków, w tym kobiet i dzieci. Odwiedził również ruiny kościoła, w którym ich zabito. Fot. PAP/Jacek Turczyk

 

Krwawa niedziela: ataki na kościoły

Wizyta prezydenta w Kisielinie wiąże się z przypadającą w tym roku 70. rocznicą zbrodni wołyńskiej, w wyniku której w latach 1943-1945 oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii, wspierane przez miejscową ludność ukraińską, zamordowały ok. 100 tys. Polaków.
W Kisielinie zbrodnia ukraińskich nacjonalistów rozpoczęła się od ataku na kościół, podobnie jak w wielu innych miejscowościach na Wołyniu podczas tzw. "krwawej niedzieli" 11 lipca 1943 r. Badacze zbrodni wołyńskiej podkreślają, że ukraińskim nacjonalistom z OUN-UPA chodziło o zaskoczenie polskiej ludności cywilnej i dokonanie jak najliczniejszego mordu.
- Datę uderzenia wyznaczono na niedzielę 11 lipca, pragnąc dopaść Polaków licznie zebranych na mszach - zwrócił uwagę historyk prof. Grzegorz Motyka, który od wielu lat bada polsko-ukraiński konflikt, w tym rzeź wołyńską. W jednej ze swych publikacji historyk przytoczył relację z wydarzeń w Kisielinie zapamiętaną przez jedną z jego mieszkanek, Adelę Preis (z domu Ziółkowską).
- Po mszy św., około godz. 13, banderowcy wtargnęli do kościoła (...) i mordowali ludność. Małe dzieci roztrzaskiwali o mur. Część wiernych schroniła się na plebanii, między innymi - ja, ojciec, brat Stanisław. Weszliśmy na pierwsze piętro. Parter został podpalony. Napastnicy dostawali się do nas drabinami. Raziliśmy ich cegłami, które otrzymywaliśmy z rozbiórki pieców i ścian. (...) Mój brat (...) zginął od kuli, która trafiła go prosto w serce - opowiadała Preis.
Ostatecznie Polacy, którzy bronili się na kisielińskiej plebani, zwyciężyli. Po trwającym wiele godzin ataku banderowcy odstąpili od obleganego kościoła i plebanii. Z obrońców zginęły cztery osoby, kilku było rannych, w tym proboszcz parafii ks. Witold Kowalski. Tych, którzy się poddali, a było to ok. 80 osób, banderowcy rozstrzelali i dobili bagnetami.
Mało znany jest fakt, że w trakcie obrony kościoła przed UPA w Kisielinie poznali się rodzice kompozytora Krzesimira Dębskiego. Oboje przeżyli atak UPA, a następnie ukrywali się u zaprzyjaźnionych Ukraińców; później wstąpili do 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej.
W kalendarium zbrodni wołyńskiej lipiec 1943 r., a zwłaszcza niedziela 11 lipca 1943 r., zapisuje się jako niezwykle krwawy okres. Badacze obliczają, iż tylko 11 lipca 1943 r. mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków - głównie kobiet, dzieci i starców. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi, nierzadko w kościołach podczas mszy św. i nabożeństw.
Napady na świątynie - jak podaje IPN - były spowodowane tym, że banderowcom chodziło o zamordowanie jak największej grupy Polaków. "Tylko tej jednej krwawej niedzieli 11 lipca w kościele w Porycku zginęło ok. 200 parafian razem z proboszczem ks. Bolesławem Szawłowskim. W kaplicy w Chrynowie razem z grupą ok. 150 parafian zginął ks. Jan Kotwicki. W podobnych okolicznościach został zamordowany 74-letni ks. Józef Aleksandrowicz w parafii Zabłoćce. W kaplicy w Krymnie zginęło ok. 40 wiernych, zaś w Kisielinie ok. 80 parafian" - przypominają historycy IPN na portalu poświęconym zbrodni wołyńskiej.

Prezydent już jest w kraju

Prezydent Bronisław Komorowski około godziny 18 wrócił do Warszawy po uroczystościach w Łucku i w Kisielinie na Ukrainie związanych z 70. rocznicą zbrodni wołyńskiej. Podróż powrotna prezydenta i towarzyszącej mu delegacji przebiegła bez zakłóceń.

PAP/IAR/agkm

Polecane

Wróć do strony głównej