PSL zadecyduje o karach dla Kłopotka i Dąbrowskiego

2013-11-08, 12:55

PSL zadecyduje o karach dla Kłopotka i Dąbrowskiego
Poseł PSL Eugeniusz Kłopotek, po głosowaniu nad obywatelskim wnioskiem o przeprowadzenie referendum ws. obowiązku szkolnego 6-latków. Foto: PAP/Leszek Szymański

Niesubordynowani posłowie mogą nawet zostać wykluczeni z klubu PSL. Domagają się tego niektórzy z ich partyjnych kolegów.

Posłuchaj

Marek Sawicki z PSL: Eugeniusz Kłopotek powinien sam wiedzieć, jaką decyzje podjąć (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Klub PSL zdecyduje w piątek jak ukarać posłów, którzy złamali dyscyplinę przy głosowaniu nad wnioskiem o organizację referendum w sprawie sześciolatków. Andrzej Dąbrowski i Eugeniusz Kłopotek wbrew koalicji poparli referendum edukacyjne.
Poseł Marek Sawicki uważa, że tacy posłowie jak Eugeniusz Kłopotek powinni sami zrezygnować z członkostwa w klubie.
- Jeśli jest mężczyzną i nie po drodze mu ze środowiskiem, z formacją, z którą jest już kilka kadencji w Sejmie to powinien sam wiedzieć, jaką decyzję podjąć - powiedział Sawicki.
Za złamanie dyscypliny w klubu PSL grozi nagana, upomnienie lub wykluczenie z klubu.

Eugeniusz Kłopotek już wcześniej zapowiadał, że zamierza dyscyplinę klubową złamać. Liczył się przy tym z konsekwencjami swojego postępowania, ale nie wierzył, że zostanie wykluczony z szeregów klubowych i partyjnych. - Nie ma takiej siły, żeby mnie wyrzucić z Polskiego Stronnictwa Ludowego, bo statut na to nie pozwala - powiedział dziennikarzom przed rozpoczęciem obrad. - O tym decyduje moja organizacja w Bydgoszczy - dodał.

Poseł Andrzej Dąbrowski komentował w piątek, że może zostać posłem niezależnym.
Dąbrowski powiedział, że jest "na wszystko przygotowany". Oświadczył, że zgodnie z zapowiedzią zagłosował za referendum, bo "w sprawach dzieci głos powinien należeć do rodziców".
Wiceszef klubu ludowców Zbigniew Włodkowski zapytany o przyszłość większości parlamentarnej w razie wykluczenia z klubu PSL dwóch posłów stwierdził, że "nie musi to oznaczać utraty większości". Obecnie oba kluby koalicyjne mają łącznie 232 posłów.

Kara także w PO

Wniosek o ukaranie posła po piątkowym głosowaniu zostanie złożony także w PO. Poseł Leszek Korzeniowski nie wziął udziału w głosowaniu. Był on jedynym posłem PO, który nie uczestniczył ani w głosowaniu ws. sześciolatków, ani w żadnym innym przeprowadzonym w piątek w Sejmie.
Rzeczniczka dyscypliny klubowej Iwona Śledzińska-Katarasińska powiedziała, że mimo prób skontaktowania się z Korzeniowskim do tej pory nie wiadomo, dlaczego nie uczestniczył w głosowaniach. Dlatego - jak zapowiedziała - złoży do władz klubu wniosek o ukaranie go.
Według rzeczniczki dyscypliny Korzeniowski może zostać ukarany karą finansową w wysokości 1 tysiąca złotych. Śledzińska-Katarasinska zaznaczyła jednocześnie, że nie chce przesądzać o wymiarze kary przed rozmową z Korzeniowskim.
W nieoficjalnych rozmowach politycy z klubu PO już przed głosowaniem przyznawali, że nie można się skontaktować z Korzeniowskim, który - według niepotwierdzonych informacji - jest na wycieczce w Peru.

Ważne głosowanie

W piątek w głosowaniu nad wnioskiem o referendum edukacyjne wzięło udział 454 posłów. Wniosek poparło 222 posłów, przeciw było 232. Nikt nie wstrzymał się od głosu. Bezwzględna większość głosów konieczna do przyjęcia wniosku wynosiła 228 posłów.

Przed głosowaniem miała w Sejmie miejsce gorąca dyskusja. Posłowie opozycji zarzucali rządowi złe przygotowanie reformy edukacyjnej i brak zainteresowania sprawami wychowania młodego pokolenia. Krytykowali też postawę rządu wobec obywatelskiego wniosku o przeprowadzenie referendum. Poseł PiS Kazimierz Michał Ujazdowski mówił, że działania przeciwko referendum to wrogość wobec Polaków, którzy podpisali się pod wnioskiem. Posłanka Beata Kempa pytała premiera kto w cywilizowanym państwie wie lepiej, co lepsze dla dzieci - rząd czy rodzice?
Zabierając głos w dyskusji Donald Tusk przypomniał, że o wprowadzeniu obowiązku szkolnego dla sześciolatków mówi się od kilku lat. Zdaniem premiera przygotowanie szkół na przyjęcie sześciolatków to obowiązek samorządów. - Wszyscy powinniśmy się czuć za to odpowiedzialni - dodał. Mówił też, że przeprowadzenie referendum nie sprawi, że szkoły staną się lepiej przygotowane. - Jeśli polskiej szkole coś zagraża, to pomysły, aby co kilka lat wywracać do góry nogami system edukacyjny - dodał premier.

Milion podpisów

Inicjatorem referendum było stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców. Od stycznia zbierało ono podpisy pod wnioskiem o referendum. W czerwcu było ich prawie milion i wniosek trafił  do Sejmu.
Karolina Elbanowska, prezes stowarzyszenia tłumaczyła, że jej walka o dobro dzieci trwa już od pięciu lat. Resort edukacji nie chciał jednak słuchać argumentów jej i ludzi działających w ramach akcji "Ratuj Maluchy".
Inicjatorzy referendum walczą przede wszystkim z reformą obniżającą wiek szkolny. Pierwsze pytanie ma dotyczyć tego, czy obywatele są za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków. Kolejne pytania dotyczą zniesienia obowiązku szkolnego dla pięciolatków, zmiany programu nauczania w liceach, likwidacji gimnazjów, a także ustawowego powstrzymania likwidacji szkół i przedszkoli.
Początkowo wszystkie sześciolatki miały pójść do pierwszej klasy od 1 września 2012 roku. Wcześniej, przez trzy lata to rodzice sami mieli decydować o tym, czy ich dziecko ma iść wcześniej do szkoły. Z tej możliwości korzystali rodzice co piątego sześciolatka. Sejm przesunął zatem reformę o dwa lata i sześciolatki miały bezwzględnie iść do szkoły od września 2014 roku.
W połowie tego roku wprowadzono kolejną zmianę. Obecnie przepisy mówią o tym, że w 2014 roku obowiązkiem szkolnym objęte zostaną dzieci urodzone w pierwszej połowie 2008 roku. Pozostałe dzieci z tego rocznika rozpoczną naukę w 2015 roku, tak jak wszystkie dzieci urodzone w 2009 roku.

Zobacz galerię - Dzień na zdjęciach >>>

IAR, PAP, bk

Polecane

Wróć do strony głównej