MŚ siatkarzy: gdy wielka polityka dotyka wielkiego sportu... Kuba przez lata "zmuszała" siatkarzy do ucieczek
Kuba była pierwszym rywalem reprezentacji Polski podczas mistrzostw świata w siatkówce mężczyzn. Zawodnicy prowadzeni przez trenera Nicholasa Vivesa nie należą do faworytów bułgarsko-włoskiego czempionatu. Byłoby inaczej, gdyby w reprezentacji grali wszyscy najlepsi tamtejsi siatkarze. Niestety, nie mogą tego robić, gdyż przed laty zapragnęli wyjazdu za granicę, by zawodowo uprawiać sport.
2018-09-13, 10:25
W dniach 10-30 września odbywa się 19. edycja MŚ w piłce siatkowej mężczyzn. Z tej okazji sekcja sportowa portalu PolskieRadio24.pl przygotowała specjalny serwis, na którym można śledzić wszystkie wydarzenia związane z turniejem rozgrywanym w Bułgarii i we Włoszech. Zapraszamy również do słuchania relacji naszych wysłanników na antenach radiowej Jedynki i Trójki.
Powiązany Artykuł
MŚ w siatkówce mężczyzn Włochy/Bułgaria 2018 - specjalny serwis PR24
Siatkówka jest jednym ze sportów narodowych "Gorącej Wyspy". Kraj ten, jak mało który, obrodził w talenty tej dyscypliny. Wystarczy rzut oka na dorobek medalowy, jakim mogą pochwalić się reprezentanci tego karaibskiego państwa.
Na igrzyskach olimpijskich udało się Kubańczykom wywalczyć brąz w Montrealu (1976 rok). Lepiej wiodło im się na mistrzostwach świata (cztery medale: po dwa srebrne i brązowe), w Lidze Światowej (osiem krążków, w tym złoty w 1998 roku), czy w Pucharze Świata (triumf w 1989 roku). Jeszcze bardziej utytułowane są kubańskie siatkarki. Trzykrotnie sięgały one po złoto igrzysk olimpijskich. Tyle samo razy zostawały mistrzyniami świata. Kubanki zdominowały kobiecą siatkówkę w latach 90. XX wieku.
Zarówno one, jak i ich koledzy mogliby zdobyć na światowych parkietach jeszcze więcej, gdyby nie fakt, iż ustrój tego komunistycznego kraju wymuszał na sportowcach wybór: reprezentowanie kraju i zdobywanie w jego barwach medali lub zawodowy kontrakt za granicą, w wypadku siatkarzy - przeważnie we Włoszech. To dlatego niebotyczne wyskoki i silne ataki najznamienitszych kubańskich siatkarzy oraz siatkarek nie zawsze przekładały się na punkty dla reprezentacji ich ojczyzny.
Pierwszą wielką generacją tamtejszej siatkówki była ta z lat 90. XX wieku. W tym okresie zarówno reprezentantki, jak i reprezentanci tego kraju osiągali znakomite rezultaty. Siatkarki przywoziły złote medale z igrzysk w Barcelonie, Atlancie oraz Sydney. W 1994 i 1998 roku wygrały ponadto mistrzostwo świata.
REKLAMA
Ich koledzy byli równie znakomici, ale mieli pecha, że trafili na jeszcze lepszych w tym okresie Włochów. W latach 90. ani razu nie wypadli z czołowej czwórki Ligi Światowej, wygrywając te rozgrywki w 1998 roku. Przywozili również krążki z mundiali. Obie drużyny dorobiły się rangi bohaterów narodowych, ale, w odróżnieniu od włoskich, rosyjskich czy brazylijskich rywali, ich członkowie mogli tylko pomarzyć o dużych pieniądzach towarzyszących grze w czołowych europejskich klubach.
Mistrzynie i mistrzowie z Kuby formalnie byli natomiast amatorami. Oficjalne wynagrodzenie, jakie mogli otrzymać za swoją grę w ojczyźnie wynosiło równowartość 20 dolarów. Oczywiście nie był to jedyny miesięczny dochód sportowców. Zawodników, podobnie jak np. w PRL-u, chętnie zatrudniano na rozmaitych fikcyjnych etatach, jednak nie mogły one równać się finansowo z warunkami państw kapitalistycznych. Źródłem takiej rzeczywistości był dekret z 1961 roku, podpisany niedługo po rewolucji kubańskiej. Komunistyczny dyktator Fidel Castro zakazał bowiem pod groźbą więzienia profesjonalnego uprawiania sportu, widząc w zawodowstwie... źródło imperialnego wyzysku.
Siatkarze, marząc o naprawdę dużych pieniądzach, które mogliby otrzymać za swoje nieprzeciętne umiejętności, podejmowali więc ryzyko, decydując się na ucieczki ze zgrupowań kadry, które często odbywały się w państwach europejskich. Ryzykowali nie tylko fakt, iż zostaną złapani, co wiązałoby się z wyrzuceniem z kadry narodowej, ale także bezpieczeństwo własnej rodziny. Szefowie kubańskiego sportu niejednokrotnie bowiem usiłowali "zmiękczyć" uciekiniera groźbami wobec pozostałych w kraju najbliższych sportowca.
Najbardziej spektakularna i najsłynniejsza ucieczka w historii kubańskiego sportu to ta z września 2002 roku, kiedy to sześciu czołowych siatkarzy zdecydowało się opuścić hotel, w którym przebywała reprezentacja podczas zgrupowania w Belgii. Leonel Marshall, Yasser Romero, Angel Dennis, Ihosvany Hernandez, Ramon Moya Gato i Jorge Luis Hernandez najpierw poprosili o azyl polityczny, by potem pozostać na stałe w Europie. Znakomity środkowy Ihosvany Hernandez grał później m.in. w Asseco Resovii Rzeszów.
REKLAMA
Belgijska ucieczka na kilka lat podkopała pozycję reprezentacji Kuby, która nie potrafiła nawiązać do dawnych sukcesów. Co ciekawe, niektórzy z dezerterów, jak Marshall czy Dennis, mieli wcześniej okazję gry w drugoligowych zespołach we Włoszech. Uzyskali bowiem specjalne pozwolenie z kubańskiego ministerstwa sportu. Zawodnicy musieli jednak stale meldować urzędnikom o swoim pobycie - o jakiejkolwiek wolności nie było mowy.
Najsłynniejszy z tego grona, 39-letni dzisiaj Marshall nadal występuje na europejskich parkietach. Zawodnik, który odniósł wiele sukcesów występując we włoskiej Serie A oraz w Fenerbahce Stambuł, gra obecnie w portugalskim Sportingu Lizbona. W tym zespole kończył zresztą karierę jego kolega, inny przyjmujący Dennis, który występował wcześniej m.in. w słynnym Lube Banca Macerata.
Dennis uzyskał włoskie obywatelstwo, biorąc ślub ze znaną siatkarką Simoną Rinieri. Małżeństwo szybko się zakończyło, ale paszport sprawił, iż przyjmującego gorąco namawiano do gry we włoskiej kadrze, która w drugiej połowie ubiegłej dekady zmagała się z wymianą pokoleniową i sporym kryzysem.
Dennis nigdy nie zdecydował się na grę dla Italii. Inaczej było z jego młodszym kolegą - Osmany'm Juantoreną. Ten od momentu debiutu w krajowej lidze w wieku...12 lat, był nazywany cudownym dzieckiem kubańskiej siatkówki. Korzystał też z rodzinnych koneksji - jego wujkiem był bowiem słynny biegacz, dwukrotny medalista olimpijski - Alberto Juantorena, który po zakończeniu kariery został ministrem sportu. Umożliwiło to 19-latkowi wyjazd do rosyjskiego Nieftianiku Ufa w 2004 roku, przy jednoczesnym zachowaniu prawa do gry w kadrze.
REKLAMA
W 2006 roku w organizmie Juantoreny wykryto środki dopingujące, przez co nie mógł zagrać podczas nieudanych dla jego kraju mistrzostw świata. Łączna karencja Kubańczyka trwała aż trzy lata, gdyż zdecydował się on wykorzystać przymusową przerwę, by bez zgody krajowej federacji podpisać kontrakt ze słynnym Itasem Trentino, z którym wygrywał potem Ligę Mistrzów.
Drzwi do kubańskiej kadry zostały dla niego zamknięte, ale znakomity przyjmujący odebrał z czasem włoski paszport i zaczął grać w reprezentacji kraju z Półwyspu Apenińskiego, gdzie stał się największą, obok Iwana Zajcewa, gwiazdą drużyny. Juantorena nie zapomniał o miejscu pochodzenia i już zapowiedział, że nie wystąpi w ewentualnym meczu Włoch z Kubą w drugiej rundzie trwających mistrzostw.
Ucieczki Juantoreny, a następnie Raidela Poeya Romero oraz Yassera Portuondo, do Włoch sprawiły, iż istnieć przestała kolejna utalentowana kubańska generacja, która w 2005 roku zdobyła brązowy medal w Lidze Światowej, pokonując w dramatycznym starciu o trzecie miejsce prowadzoną przez Raula Lozano kadrę Polski. Kubańczycy potrafili jeszcze raz zaszokować siatkarski świat w 2010 roku, gdy ekipa prowadzona przez trenera Orlando Samuelsa Blackwooda (twórcę sukcesów z lat 90.) zdobyła srebrny medal mistrzostw globu, ulegając w finale wielkiej Brazylii.
Od tamtego sukcesu minęło osiem lat, a po dwunastce bohaterów włoskiego mundialu pozostały Kubańczykom jedynie mgliste wspomnienia. Cała siatkarska Polska czeka dziś na potwierdzenie do gry w biało-czerwonych barwach Wilfredo Leona.
REKLAMA
W 2010 roku ten, zaledwie 17-letni wówczas, przyjmujący był objawieniem mundialu i jasne stało się, że europejskie kluby bardzo szybko zaczną walczyć o jego usługi. Leon, wraz z rozgrywającym Yoandry'm Diazem, zimą 2013 roku zdecydowali się na wyjazd do Rosji, by grać w tamtejszych klubach. Obaj zostali oficjalnie potępieni przez kubańskich decydentów.
Leon trafił do Zenita Kazań, w którym spędził cztery kapitalne sezony, za każdym razem wygrywając mistrzostwo Rosji i Ligę Mistrzów. Od nowego sezonu przyjmujący zagra we włoskiej Perugii, ale nas bardziej interesuje fakt, iż od 24 lipca 2019 roku będzie mógł przywdziać biało-czerwoną koszulkę. Stanie się tak, mimo, iż Kubańczyk nigdy nie grał w polskiej lidze. Otrzymał jednak najpierw kartę stałego pobytu, a potem obywatelstwo od ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Było to możliwe, gdyż w 2013 roku, podczas zawieszenia przez kubańską federację, został zatrudniony w agencji sportowej, której właścicielem jest Andrzej Grzyb, późniejszy menedżer siatkarza. Z naszym krajem połączyły go także kwestie rodzinne - jego żoną została Polka o imieniu Małgorzata.
To właśnie starania Andrzeja Grzyba oraz działaczy Polskiego Związku Piłki Siatkowej sprawiły, iż Kubańczycy, po długich negocjacjach, w końcu wyrazili zgodę na grę Leona w polskiej reprezentacji. Dwuletnia karencja minie w lipcu przyszłego roku i nic nie będzie stało na przeszkodzie, by uważany przez wielu za najlepszego obecnie zawodnika świata przyjmujący wziął udział w igrzyskach olimpijskich w Tokio. Podobne nadzieje mają Brazylijczycy wobec innego przyjmującego wicemistrzowskiej drużyny sprzed ośmiu lat - Yoandy'ego Leala, który już w 2010 roku zdecydował się na odejście do najsłynniejszego klubu z Kraju Kawy - Sady Cruzeiro.
REKLAMA
Kanadyjczycy marzą natomiast o naturalizacji kapitana kubańskich wicemistrzów - środkowego Robertlandy'ego Simona, który od 2012 roku występuje jedynie w rozgrywkach klubowych. Temat pojawił się przed rokiem, a Simon miał nawet lecieć do Kanady, by kompletować dokumenty potrzebne do uzyskania paszportu. W ostatnich miesiącach sprawa ucichła, przez co stało się jasne, iż środkowy nie pojedzie do Tokio, chyba, że... jako reprezentant Kuby.
Czy to możliwe, by Simon i inni siatkarze, którzy nie zmienili reprezentacji zagrali jeszcze w barwach Kubańczyków? Obecnie wydaje się to być mało realne, a karaibski zespół jest budowany w oparciu o bardzo młodych zawodników, często juniorów. W 2013 roku pojawiła się jednak opcja, by kubańska kadra odzyskała dawny blask poprzez powrót części banitów. Katastrofalna gra w Lidze Światowej (jedna wygrana w dziesięciu meczach) kosztowała posadę trenera Blackwooda, ale też zmusiła Kubańczyków do refleksji.
Tamtejsza partia komunistyczna doszła do wniosku, iż dyskwalifikowanie uciekających graczy źle wpływa na wyniki kadry. Wobec tego, postanowiono nieco zliberalizować przepisy. Organ prasowy partii, gazeta "La Gramma" informowała wówczas, iż wyjazd do USA czy Europy baseballistów, siatkarzy czy lekkoatletów nie będzie już oznaczał automatycznego zawieszenia. Zawodnicy "w dalszym ciągu będą musieli wypełniać obowiązki związane z narodowymi reprezentacjami" - pisano.
Niezbędna jest także zgoda sportowych władz kraju na wyjazd. Spekulowano wówczas, iż siatkarze, którzy porzucili reprezentowanie Kuby, wrócą do kadry. Takie wnioski wygłaszał także dyrektor stosunków międzynarodowych kubańskiego Instytutu Sportu - Pedro Cabrera, który wykluczał jedynie powrót Leona i Diaza. Ci zawodnicy byli oskarżani o to, że ich ucieczka przyczyniła się do złej postawy Kubańczyków w Lidze Światowej.
REKLAMA
Od tamtej pory minęło jednak już pięć lat, a do kadry nie wrócili ani Simon, ani atakujący Henry Bell czy rozgrywający Raydel Hierrezuelo. Faktem jest jednak, iż obecni kadrowicze mogą wyjeżdżać za granicę. W kadrze na tegoroczny mundial znalazło się czterech siatkarzy grających w lidze argentyńskiej. Problem w tym, że obecnie daleko im do poziomu Leona, Juantoreny, Leala czy Simona...
Podobnie sytuacja ma się z reprezentacją siatkarek. Obecnie w kadrze występują bardzo młode zawodniczki, które nie będą faworytkami nadchodzących mistrzostw świata. Przed czterema laty Kubanki były w stanie wygrać ledwie jednego seta podczas fazy grupowej mistrzostw. Kwalifikacje, w których udało się uzyskać awans, mimo m.in. porażki z przeciętnymi Kanadyjkami, pokazały, że tegoroczny turniej może nie być bardziej udany.
A kubańskim kibicom pozostaje wspominać czasy takich zawodniczek, jak Regla Bell, Taismary Aguero czy Liana Mesa, które dominowały na światowych parkietach w przed dwudziestoma laty. Z czasem wszystkie wybrały jednak emigrację. Ostatni krążek zdobyty przez Kubanki na poziomie ponadkontynentalnym to srebrny medal World Grand Prix - poprzedniczki Ligi Narodów. Od przegranego finału z Brazylią minęło jednak już dziesięć lat...
Identyczne problemy dotyczyły masowo uciekających do MLB baseballistów, dominujących na amatorskich ringach bokserach czy pozbawionych w kraju warunków rozwoju szczypiornistów, z których najsłynniejszy - Rafael Capote w 2015 roku kapitalnie spisywał się w barwach Kataru, niespodziewanie zostając wicemistrzem świata.
REKLAMA
Kubańska siatkówka już zapłaciła za ideologiczne podejście do sportu. Komunistyczne ograniczenia sprawiły, iż siatkarze pokroju Juantoreny czy Leona nigdy nie zagrają już w barwach ojczyzny. Opamiętanie przyszło jednak w porę. W ubiegłym roku młodzi kubańscy siatkarze zdobyli srebrny medal mistrzostw świata juniorów, ulegając jedynie rewelacyjnej reprezentacji Polski. Czterech z tych zawodników trener Vives przywiózł do Bułgarii na mistrzostwa świata. Wśród nich nazywanego przez niektórych "nowym Leonem" - przyjmującego Marlona Yanga Herrerę.
Najbliższe lata pokażą, czy kubańska siatkówka znowu zaświeci dawnym blaskiem. Trzeci set starcia z biało-czerwonymi dał nadzieję, iż młodzi zawodnicy już posiadają spore umiejętności i potrafią znakomicie serwować oraz wysoko skakać w ataku, czyli robić to, z czego słynęli ich starsi koledzy.
Kubańskie władze mają natomiast gwarancję, że tym razem siatkarskie talenty nie trafią do reprezentacji Włoch, Brazylii czy Polski. Niewykluczone więc, iż dla reprezentacji karaibskiego kraju przyszłość rysuje się w jasnych barwach.
Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA