12 lat temu Leo i Ebi zachwycili Polaków. Cristiano Ronaldo był bezradny wobec "international level"

Dwanaście lat temu Leo Beenhakker wcielił w życie swoje sztandarowe hasło. Polscy piłkarze uwierzyli w to, że prezentują "international level" i po wspaniałym meczu na Stadionie Śląskim pokonali naszpikowaną gwiazdami Portugalię, z Cristiano Ronaldo na czele.

2018-10-11, 13:15

12 lat temu Leo i Ebi zachwycili Polaków. Cristiano Ronaldo był bezradny wobec "international level"
Ebi Smolarek był bohaterem meczu sprzed dwunastu lat. Foto: PAP/Andrzej Grygiel

11 października 2006 roku Polska pokonała Portugalię 2:1 po dwóch golach Ebi Smolarka i honorowym trafieniu Nuno Gomesa w doliczonym czasie gry. Mecz okrzyknięto największym wyczynem reprezentacji w XXI wieku i, wobec braku bardziej spektakularnych osiągnięć, chyba nadal należy go traktować w takich kategoriach. Spotkanie było rozgrywane w ramach eliminacji do szwajcarsko - austriackiego Euro 2008, na które pojechaliśmy po raz pierwszy w historii, by polec sromotnie zdobywając tylko jedną bramkę w trzech meczach.

Zanim do tego doszło , zostaliśmy jednak "mistrzami eliminacji", bo na turniej finałowy pojechaliśmy jako zwycięzca klasycznej grupy śmierci. Kto by pomyślał - nawet dzisiaj - że Polacy wyprzedzą Portugalię, Belgię, Serbię (a także Finlandię, Kazachstan, Armenię i Azerbejdżan) w rywalizacji o awans do turnieju finałowego ME, w których polska reprezentacja nigdy nie grała? Szans nie dawano nam żadnych, ale nadzieja była jedna i miała imię Leo Beenhakkera. Holenderski trener z dużym CV, doświadczeniem i charyzmą, który prowadził w swojej karierze m.in Real Madryt, reprezentację Holandii, Ajax i Feyenoord pojawił się nad Wisłą dzięki inicjatywie Michała Listkiewicza, ówczesnego prezesa PZPN.

Doświadczenie trenera z Holandii robiło piorunujące wrażenie, ale nie od razu - początek eliminacji był pod górkę i szkoleniowca zaczęto mocno punktować po porażce z Finlandią i remisie z Serbią. Przełom nastąpił w trzecim miesiącu pracy selekcjonera i czwartym meczu eliminacji.

Bronowicki zakłada siatki "CR7", Ebi strzela dwa gole, a Stadion Śląski szaleje

"Nie wierzę w to, co widzę" - tak wspominam własną reakcję na wydarzenia na boisku - takie wrażenie mogło mieć więcej kibicujących biało-czerwonym. Do Chorzowa przyjechała bowiem czwarta ekipa MŚ w 2006 roku - naszpikowana gwiazdami, których nazwiska zapierały dech w piersiach: charyzmatyczny spec od karnych Ricardo w bramce, Ricardo Carvalho z Chelsea - czołowy stoper świata, Simao Sabrosa z Benfiki, Nani, który rok później grał już w Manchesterze United, nieustępliwy Maniche, Deco z Barcelony, Cristiano Ronaldo i wspomniany snajper Nuno Gomes - lis pola karnego. To była paka, której wielu z nas kibicowało na mundialu (tym bardziej, że na światowym czempionacie w składzie był jeszcze Luis Figo - boiskowy elegant i zdobywca Złotej Piłki w 2000 roku).

REKLAMA

"International level" - każdy kibic pamięta hasło - mantrę Leo. Szkoleniowiec tak skutecznie wpoił je swoim wybrańcom, że ci zagrali jak natchnieni. Holender oparł zespół na kilku żelaznych elementach, ale i wymyślił dla tej kadry kilku piłkarzy. O miejsce w bramce rywalizowali Artur Boruc z Wojciechem Kowalewskim i to zawodnik Spartaka Moskwa bronił w kilku nieprawdopodobnych sytuacjach tamtego wieczoru. Ostoją obrony był najbardziej doświadczony - Jacek Bąk, a pomagał mu Arkadiusz Radomski. Generałem środka pola był Mariusz Lewandowski z Szachtara. Doskonały okres w kadrze zaliczał wówczas "Żubr z Podlasia", czyli świetny Radosław Sobolewski.

Zaufanym trenera był także Jacek Krzynówek i - przede wszystkim Ebi Smolarek, który we wspaniałym stylu dwukrotnie karcił Ricardo, strzelając mu gole wyjątkowej urody. Bohaterami meczu byli też Paweł Golański i Grzegorz Bronowicki, którzy wyłączyli z gry - bagatela - wspomnianych Naniego i Cristiano Ronaldo. W składzie zespołu byli jeszcze Grzegorz Rasiak , Maciej Żurawski i Radosław Matusiak, którego czekała eksplozja talentu w kolejnych meczach, ale to już inna historia. Piękną kartą i wspólnym mianownikiem z dzisiejszą reprezentacją jest osoba Kuby Błaszczykowskiego, który pół roku wcześniej debiutował w pierwszej reprezentacji, a w Chorzowie wyszedł w pierwszym składzie. Drugim wciąż aktywnym piłkarzem z tamtego meczu jest "CR7", ale jego dzisiaj na boisku nie będzie.

Źródło: YouTube/Grzegorz Gil

Czterdzieści tysięcy kibiców na Stadionie Śląskim przecierało oczy ze zdumienia, ale i nie żałowało gardeł. Polska pokonała Portugalię 2:1 a nasi piłkarze "nakryli czapką" gwiazdy światowej piłki. Dziesięć lat później przegraliśmy z kolegami "CR7" ćwierćfinał Euro 2016 we Francji, grając wyrównany mecz, który rozstrzygnięty został dopiero w rzutach karnych. Dokładnie 12 lat po tamtym pamiętnym meczu doliczonego czasu gry i konkursu jedenastek nie będzie, ale przeciwnik jakby z tych, którzy nam leżą - zwłaszcza w październiku na Stadionie Śląskim w Chorzowie. 

REKLAMA

Chorzów, Stadion Śląski - 11 października 2006: Polska - Portugalia 2:1 bramki: Ebi Smolarek w 9 i 18 minucie

Skład Polski: Kowalewski - Golański, Bąk, Radomski, Bronowicki - Błaszczykowski (65' Krzynówek), Lewandowski, Sobolewski, Smolarek - Żurawski, Rasiak (73' Matusiak).

Skład Portugalii: Ricardo - Miguel, Ricardo Carvalho, Ricardo Rocha, Nuno Valente - Petit (69' Nani), Costinha (46' Tiago) - Simao Sabrosa, Deco (83' Maniche), Cristiano Ronaldo - Nuno Gomes.

Hubert Borucki, Polskie Radio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej