Floyd Mayweather Jr. - pięściarski geniusz czy mistrz autopromocji?

2018-11-02, 10:00

Floyd Mayweather Jr. - pięściarski geniusz czy mistrz autopromocji?
Floyd Mayweather. Foto: Wikimedia Commons/Chamber of Fear/CC-BY-SA-2.0

Największy bokser w historii i geniusz defensywy, czy może starannie dobierający swoich przeciwników i uwielbiający luksus narcyz? Niepokonany w zawodowej karierze Floyd Mayweather Jr. zawsze budził kontrowersje, ale jednocześnie budował swoje imperium.

Każdy genialny bokser ma swój styl, coś, co wyróżnia go z dziesiątek innych pięściarzy. Bez większych wątpliwości można powiedzieć, że Mayweather to zawodnik wyjątkowy, który ma boks we krwi i czysty talent, poparty morderczą pracą. W historii zapisał się jako pierwszy, który odniósł 50 zwycięstw z rzędu, nie mając na koncie żadnego remisu i ani porażki. Trudno policzyć, ile dokładnie pieniędzy zarobił na swoich walkach, ale są to kwoty astronomiczne.

Kariera Mayweathera to jednak też konieczność udowadniania wszystkim swoich atutów, wcielania się w rolę tego, który nie jest ulubieńcem publiczności. Ale potwierdzało się to, że im bardziej go nienawidzili, tym więcej emocji generował. A im więcej emocji generował, tym więcej zer było na jego koncie.

- Zawsze ktoś musi być tym złym, i to ze mnie zawsze go robią. Przyzwyczaiłem się do tego, to sprawia, że ciężej trenuję i walczę. Tu nie chodzi o osobowość, nie chodzi o to, żeby być czarnym charakterem. Chodzi o dawanie ludziom rozrywki - powiedział.

Można nie znosić Mayweathera ze względu na jego sposób bycia, obnoszenie się bogactwem, samozachwyt i pychę. Ale nawet jego najwięksi krytycy muszą przyznać, że przekonanie o własnej wyjątkowości w tym przypadku ma naprawdę mocne podstawy.

"Nigdy nie płacz. Nigdy nie narzekaj. Po prostu pracuj"

Można zastanawiać się nad jego miejscem w historii, gdybać, czy jest w niej miejsce dla lepszego. Stoczył 24 pojedynki z byłymi lub aktualnymi mistrzami, 26 razy bił się o tytuł - w tym przypadku "0" w pełni definiuje jego wielkość. Sięgał po pasy w pięciu różnych wagowych kategoriach.

- Często mówimy o legendarnych bokserach, o tym, że stoczyli sto albo więcej walk, mieli sto albo więcej zwycięstw. Ale kiedy spojrzymy wstecz, to wciąż pokonałem więcej mistrzów świata niż wszyscy inni w historii - powiedział "Money".

Każdy z wielkich bokserów poznał smak porażki - dla Mayweatera pozostaje on czymś egzotycznym. Nawet jeśli będzie chciał wrócić na ring, to jako 41-latek może liczyć na taryfę ulgową w tym, jak będzie się go odbierać.

W wieku 41 lat może pozwolić sobie praktycznie na wszystko, co pokazała walka z Conorem McGregorem oraz spekulacje dotyczące tego, że zmierzy się z Khabibem Nurmagomiedowem. To on dyktuje warunki, a kiedy mówi o tym, że w ciągu jednego wieczoru jest w stanie przebić kontrakt na 11 walk za 365 milionów dolarów, który podpisał niedawno z platformą DAZN Saul Alvarez, to raczej nie rzuca słów na wiatr. Według magazynu "Forbes" żaden sportowiec nie może liczyć na porównywalne wynagrodzenie.

Warto podkreślić, że Amerykanin zawsze był czysty - jeśli ktokolwiek oskarżał go o doping, nie miał argumentów na poparcie tej tezy w faktach. Wielu mistrzów, którzy sięgali po tytuły, nie może się tym pochwalić. Przez dwie dekady zmieniał się jako pięściarz, cały czas się rozwijał. Wiek mógł zabierać mu niektóre atuty, ale doświadczenie nie szło na marne.

Mayweather to jeden z tych bokserów, którzy obsesyjnie podchodzili do przygotowania, treningowy reżim był dla niego codziennością. Do tego nigdy nie osiadł na laurach, z każdej swojej walki wyciągał wszystko, co mogło mu pomóc. 50 rywali szukało na niego sposobu, każdy wychodził na ring z planem, który miał okazać się skutecznym. Żadnemu się nie udało. W sporcie, w którym o losie walki może zadecydować ułamek sekundy, chwila dekoncentracji, jeden rozpaczliwy cios przeciwnika.

Widzieliśmy wielu bokserów, którzy na końcu swojej kariery przypominali już wraki, a ich ostatnie walki były smutnym epilogiem, w którym byli cieniem samego siebie. Trudno patrzyło się na twarze pokryte bliznami, wyraźne problemy z mową. Skutki zaciętych pojedynków, nokautów i przyjmowanych ciosów były aż nadto widoczne.

Gdyby nie wyjątkowo trafny pseudonim "Money", w wieku 41 lat Mayweather wciąż mógłby bez poczucia żenady używać pierwszego ringowego przydomka - "Pretty Boy", czyli "Piękniś". Kiedy w mediach społecznościowych publikuje nagrania z treningów, cały czas widać, że może stanąć do walki z każdym z obecnych zawodników. Cały czas jest piekielnie szybki, pozostaje w świetnej formie. Bez większego problemu można by dać mu kilka lat mniej. To także jest kwestią geniuszu, który pokazywał między linami.

"Boks będzie bez ciebie lepszy"

Co więcej mógł zrobić Mayweather? Krytycy zarzucają mu kunktatorstwo, to, że unikał najtrudniejszych rywali i często kalkulował (inna kwestia to taka, czy rzeczywiście można to uznać za przejaw tchórzostwa, jak pisali niektórzy).

Oscar de la Hoya nie gryzł się w język, powiedział jasno, że dziedzictwem Mayweathera będą pieniądze i gadanina, a większość jego walk została już zapomniana albo ledwo się je pamięta.

- Boks będzie bez ciebie lepszy. Spójrzmy prawdzie w twarz. Byłeś nudny. Kiedy moje dzieci będą miały problemy z zasypianiem, włączę im twoją ostatnią walkę. Swoją karierę zbudowałeś na byciu ostrożnym. Walczyłeś z kilkoma świetnymi bokserami, ale mieli już najlepszy czas za sobą. Nie wychodziłeś do ringu, dopóki nie miałeś pewności, że wygrasz. Zostaniesz zapamiętany jako ten, który zarobił najwięcej pieniędzy - mówił w 2015 roku de la Hoya, który przegrał z Mayweatherem na punkty osiem lat wcześniej.

"Złoty Chłopiec" miał problemy z tym, by pogodzić się z decyzją sędziów. Patrząc na tę walkę, widać wyraźnie, kto atakował i dążył do ringowej wojny. Problem w tym, że statystyki są bezlitosne - Mayweather, który dużo czasu spędził przy linach w defensywie, zaliczył prawie dwa razy więcej celnych ciosów, prawą ręką operował jak chirurg. Większość uderzeń rywala trafiała powietrze, a jeśli nawet ciosy sięgały celu, to były kwitowane uśmiechem. To był "Money" w pigułce, chociaż jego styl także w tym przypadku nie wzbudził entuzjazmu. Zwycięzca został bezlitośnie wybuczany.

Czy Mayweather miał się czym przejmować? Niespecjalnie - była to druga w historii boksu walka pod względem liczby sprzedaży pay-per-view - 2,4 miliona, a Amerykanin zarobił fortunę. Tak, jedni buczeli, inni byli zadowoleni. Ale praktycznie każdy chciał więcej.

To, że styl wygranych był nieważny, dobitnie potwierdził najgłośniejszy nokaut w karierze Amerykanina. Podczas walki z Victorem Ortizem "Money" został uderzony głową przez sfrustrowanego rywala. Chwilę później skruszony Meksykanin zaczął przepraszać. Było to już po wznowieniu walki przez sędziego. Mistrz nie kalkulował i dwoma ciosami posłał Ortiza na deski, kończąc pojedynek. Nie było to coś, co przysporzyło Mayweatherowi fanów, ale zdarzyło się zgodnie z przepisami. 

Po walce Larry Merchant z HBO pytał zwycięzcę, czemu postąpił w ten sposób. Po którymś z kolei pytaniu Mayweather nie wytrzymał, oskarżył komentatora o to, że zawsze był do niego uprzedzony, nie ma pojęcia o boksie i stacja powinna go zwolnić. Ten odpowiedział, że gdyby był 50 lat młodszy, skopałby mu tyłek. Zdania, kto miał rację w tym sporze, były podzielone. Faktem jest jednak, że jedną z pierwszych rzeczy, której uczą się bokserzy na całym świecie, jest żelazna zasada, by bronić się w każdej chwili.

"Boks jest naprawdę prosty. Życie jest znacznie trudniejsze"

Mayweather z całą pewnością był mistrzem defensywy, potrafił też zabójczo kontrować, a do tego był jednym z tych pięściarzy, którzy mają niesamowicie szeroki repertuar ringowych chwytów. Kontrolował sytuację nawet wtedy, kiedy pozornie był w opresji, a rywal zasypywał go gradem ciosów. Publiczność wstawała z miejsc, w hali robiło się głośniej. Chwilę później Mayweather wychodził z tej sytuacji bez szwanku, niewzruszony.

Mayweather jest daleki od brawury, w ringu walczy na chłodno, szuka słabości rywala. Jest wyjątkowo pragmatyczny, ale to część strategii. Choć niektórym wydaje się przewidywalny, to na ringu jest prawdziwą zagadką, której nie rozwiązał żaden z przeciwników.

Źródło: YouTube/FloydMaywewather

Prywatny odrzutowiec, zdjęcia z górą pieniędzy, ekskluzywne samochody, imprezy i posiadłość za 10 milionów dolarów. To kolejny obraz Floyda Mayweathera, który znamy dobrze. "Money" w pełni zapracował na ten pseudonim, jego styl życia jest wręcz przerysowany. To zaprzeczenie tego, że sportowiec powinien być skromny i mieć w sobie dużo pokory. Trudno uznać też Amerykanina za wzór do naśladowania. Największą rysą na jego karierze jest niewątpliwie dopuszczenie się przemocy domowej wobec matki dwójki jego dzieci, za co w 2012 roku odsiedział w więzieniu 60 dni.

Pięściarz wiele razy w wywiadach zaprzeczał wersji wydarzeń, którą sąd uznał za prawdziwą. To nie pierwszy przypadek, w którym bokser ma problemy z prawem. Można też zwrócić uwagę na fakt, że Mayweather Jr. ma za sobą wyjątkowo trudne dzieciństwo, w którym podobne rzeczy nie były niczym szczególnym.

Jego matka była uzależniona od narkotyków, ojciec odsiedział wyrok za przemyt nielegalnych substancji. Ci, którzy pamiętają jego początki, mają przed oczami biednego dzieciaka, który nie mógł być pewny nawet tego, gdzie spędzi noc. Jak w wielu podobnych przypadkach, boks był praktycznie jedyną drogą, która mogła odmienić jego los.

Jego ojciec po czasie spędzonym w więzieniu był bardzo ważną postacią w życiu zawodnika, jednak nie można mówić o wielkim pojednaniu - panowie stoczyli prawdopodobnie więcej walk niż Floyd Mayweather Junior zaliczył ich w ringu, wielokrotnie rozstawali się i znów łączyli siły. Jako były bokser, który walczył między innymi z Sugar Rayem Leonardem, jest zdania, że zrobić ze swojego syna zawodnika, którym był w najlepszych latach kariery. Niepokonany pięściarz miał jednak na ten temat inne zdanie, doceniając zasługi swojego wujka, Rogera Mayweathera, który był na początku jego bokserskiej drogi i wielokrotnie stawał w narożniku.

Amerykański sen

Jako amator pokazywał niesamowity talent, w 1996 roku pokazał się na igrzyskach olimpijskich w Atlancie. Wyglądało na to, że zmierza po złoto, ale w półfinale został okradziony przez sędziów. Ringowy arbiter podniósł nawet w górę rękę Mayweathera, ale ku konsternacji praktycznie wszystkich zgromadzonych, zwycięzcą został ogłoszony Bułgar Serafim Todorow. To mógł być cios, jednak porażka stała się paliwem do tego, by walczyć dalej. Szybko przeszedł na zawodowstwo i rozpoczął drogę w stronę sławy i rekordów.

Przez pierwsze lata uważał, że nie zarabia wystarczająco dobrze, nie wywoływał wielkich emocji, choć pozostawał niepokonany i odsyłał z kwitkiem kolejnych rywali. Wszystko miała zmienić wspomniana wyżej walka z Oscarem de la Hoyą. Już wcześniej irytowało go, że rywal może liczyć na gigantyczne pieniądze, mimo że jego zdaniem nie pokazuje w ringu wystarczająco dużo. 

Od tego momentu Mayweather dał się poznać jako świetny biznesmen, który ze swojego nazwiska zrobił niesamowicie rozpoznawalną markę, założył też własną agencję promotorską. I na każdym kroku podkreśla, że do wszystkiego doszedł sam, bez niczyjej pomocy. Zbudował imperium, po mistrzowsku kierował swoją karierą, zawsze wchodził do ringu przygotowany, nie lekceważył rywali i jako sportowiec zasługuje na najwyższe uznanie.

- Jestem po prostu amerykańskim snem. Niektórzy płacą, by zobaczyć, jak przegrywam, inni płacą, by zobaczyć, jak wygrywam. Ale wszyscy płacą - powiedział w jednym z wywiadów.

Mayweather cały czas sprawia wiele kontrowersji, można być pewnym, że wróci do ringu, jednak niewiadomych jest wiele. Czy w tym momencie mógłby zrobić coś, by przekonać niedowiarków do swojego geniuszu? To wydaje się być niemożliwe. Być może jednak przypadek Amerykanina potwierdza słowa George'a Foremana, który stwierdził, że "boks jest jak jazz - im jest lepszy, tym mniej ludzi go docenia".

Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej