Ambitne plany nowego prezesa Polskiego Związku Koszykówki. "Jest we mnie duży optymizm" [WYWIAD]

2018-12-24, 17:25

Ambitne plany nowego prezesa Polskiego Związku Koszykówki. "Jest we mnie duży optymizm" [WYWIAD]
Prezes Polskiego Związku Koszykówki - Radosław Piesiewicz . Foto: PZKosz/Andrzej Romański

- Stawiam na kontynuację, ale też na inne spojrzenie w niektórych aspektach - zapowiedział nowy prezes Polskiego Związku Koszykówki Radosław Piesiewicz w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl. Działacz zaznaczył, że mimo znakomitej sytuacji reprezentacji Polski w eliminacjach do przyszłorocznych mistrzostw świata, związek "nie bukuje jeszcze biletów do Chin".

Radosław Piesiewicz, który 26 listopada został wybrany prezesem Polskiego Związku Koszykówki, objął to stanowisko w momencie, gdy nasza reprezentacja jest o krok od historycznego awansu na Mistrzostwa Świata w Chinach.

Czy prezes jest spokojny o sukces polskich koszykarzy? Co będzie priorytetem podczas nadchodzącej kadencji? Czy koszykówka może dorównać siatkówce pod względem popularności w naszym kraju? Jakie zmiany czekają Energa Basket Ligę? O tym w długim wywiadzie nowy szef polskiego basketu opowiedział naszemu portalowi.

Przejmuje Pan stery w polskiej koszykówce w wyjątkowym momencie dla tej dyscypliny. Jesteśmy o krok od pierwszego od 1967 roku awansu na mistrzostwa świata. Czy związek bukuje już bilety do Chin?

Jeszcze nie, trzeba wygrać jeszcze jeden mecz. Ostatnie okienko było bardzo udane, udało się wygrać wyraźnie mecz na trudnym terenie z Holandią. Potem wróciliśmy do Gdańska i wygraliśmy z reprezentacją Włoch. Atmosfera w drużynie jest bardzo dobra, co widać zarówno na parkiecie, jak i w szatni. Każdy z tych chłopaków wie, że ma szansę przejść do historii polskiej koszykówki. Po 52 latach mamy szansę zagrać na mistrzostwach świata. Myślę, że całe środowisko koszykarskie trzyma kciuki, by udało nam się awansować. To będzie krok milowy w rozwoju koszykówki w naszym kraju. Myślę, że na bukowanie biletów ciut za wcześnie – trzeba skupić się na lutowym okienku. Mam nadzieję, że 22 lutego przypieczętujemy ten historyczny awans w wyjazdowym meczu z Chorwacją, a mecz z Holandią w Gdańsku trzy dni później będzie prawdziwym świętem.

Mecz z Włochami również odbył się w Ergo Arenie. Hala była pełna, oglądalność telewizyjna także niezła. Może nie mamy do czynienia z boomem na basket, jak w latach 90., ale… Czy uważa Pan, że popularność koszykówki powoli rośnie? Awans mógłby być motorem napędowym, który sprawiłby, że ta dyscyplina mocniej wejdzie do szkół?

Zawsze kadra narodowa jest kołem zamachowym całej dyscypliny. Każdy kibic przyciąga uwagę do danej dyscypliny poprzez kadrę narodową. Jest nas coraz więcej w telewizji, minimum dwa mecze Energa Basket Ligi w weekend są transmitowane. Zaczyna się mówić o koszykówce jako o sporcie numer dwa, tak jak to jest na świecie. Trzeba pamiętać o NBA, czyli najlepszej lidze świata. Boom, o którym Pan powiedział, był związany z Michaelem Jordanem, Scottie Pippenem, Denisem Rodmanem… Dzięki temu polska liga również dobrze stała medialnie. Dzisiaj powoli wracamy do tych czasów. Chcemy pisać nową historię polskiej koszykówki. Nasi kadrowicze stoją przed szansą, żeby to ich wspominano za 15-20 lat jako tych, którzy wrócili do elity. Awans awansem, ale stawiamy sobie ambitne cele, by kadra zaszła jak najdalej na mistrzostwach świata. Jak widać, jest we mnie duży optymizm. Ja po prostu wierzę w chłopaków. Wiem, jak są skupieni i jak chcą awansować. To było widać w dwóch ostatnich meczach.

Wspomniał Pan o sporcie numer 2. W Polsce takim sportem jest siatkówka. Ma Pan doświadczenie z pracy w Polskim Związku Piłki Siatkowej. Czy jakieś wzorce stamtąd chce Pan przenieść do PZKosz?

To dwa różne sporty. Siatkówka jest w Polsce popularna, ponieważ nasi reprezentanci obronili tytuł mistrzów świata. Jako kibic bardzo się z tego cieszę. My jesteśmy w innym miejscu. Walczymy o awans do mistrzostw świata, w mistrzostwach Europy występujemy cyklicznie. Myślę, że na razie nie ma sensu porównywać tych sportów. Musimy się skupić na rozwoju polskiej koszykówki i na tym, by kadrowicze awansowali. To będzie dla nas porównywalny sukces do tego, co zrobili siatkarze. Wtedy zacznie się boom na koszykówkę. Pamiętajmy, że większość kadrowiczów gra w Energa Basket Lidze. To oznacza, że mamy ciekawą ligę. Polskie kluby nieźle radzą sobie w europejskich pucharach. To wyznacznik, że polska koszykówka zaczyna być coraz lepiej odbierana przez kibiców.

Chciałem zapytać o ligę. Może nie wszyscy wiedzą, ale od stycznia jest Pan również prezesem Energa Basket Ligi. Idąc do wyborów deklarował Pan, że nie zrezygnuje z tego stanowiska. Wręcz przeciwnie: mówił Pan, że chce te stanowiska łączyć. Gdy liga zawodowa powstawała, kluby mówiły o chęci większego uniezależnienia od związku. Czy uważa Pan, że model ścisłej współpracy jest lepszy?

Trzeba pamiętać, że PZKosz jest właścicielem 61 procent akcji Polskiej Ligi Koszykówki, więc przez to podmioty są mocno powiązane. Uważam, że koszykówka to jeden produkt. Trzeba łączyć, a nie dzielić. Myślę, że moja wizja została przez delegatów przyjęta pozytywnie i zaakceptowana. 63 delegatów zgodziło się na ten pomysł. Koszykówka jest grą zespołową. W zarządzie jest 11 osób. Na zebraniu podzieliliśmy funkcje. Każdy z członków zarządu odpowiada za konkretny odcinek pracy, który został mu przyznany przeze mnie. Każdy wie co ma robić. Wszystko nie będzie się opierało na prezesie, tylko na każdym z członków zarządu. Będziemy się dość często spotykać, by weryfikować, co udało nam się zrobić. Trzeba pamiętać, że sponsorzy i w kadrze i w lidze są de facto ci sami. Myślę, że ze względów marketingowych trzeba to połączyć i dać obu tworom możliwość rozwijania się.

W pańskim zarządzie znalazł się poprzedni prezes PZKosz Grzegorz Bachański. Rozumiem, że nie należy się więc spodziewać radykalnych zmian. Jaka to będzie prezesura? Ewolucja zamiast rewolucji?

Myślę, że rewolucję mieliśmy osiem lat temu, gdy wygrał pan prezes Bachański. Przejął związek w trudnym momencie i przez osiem lat wyprowadzał go na prostą. Zaczął rozwijać programy: KOSSM-y (Koszykarskie Ośrodki Sportowego Szkolenia Młodzieży – przyp. red.) i SMOK-i (Szkolne Młodzieżowe Ośrodki Koszykówki – przyp. red.) wspólnie z Ministerstwem Sportu i Turystyki. Zrobił kawał dobrej roboty. O rewolucji nie ma mowy. Stawiam na kontynuację, ale też na inne spojrzenie na aspekty marketingowe, również na kadrę 3x3, do zajmowania się którą oddelegowano trzech członków zarządu. Uważam, że to bardzo ważny aspekt polskiej koszykówki. Zajęliśmy czwarte miejsce na mistrzostwach świata, piąte miejsce na mistrzostwach Europy i mamy szansę pojechać na igrzyska olimpijskie. Chcę kontynuować dzieło poprzednika, ale też wprowadzić kilka nowatorskich rozwiązań.

Koszykarze w rywalizacji 3x3 mają chyba nawet większe szanse na olimpijski awans od kadry pięcioosobowej, ale ja chciałem zapytać o kadrę kobiet, która w ostatnich latach zawodzi. Jaki jest Pański plan, by nasze panie, podobnie jak męska reprezentacja, regularnie kwalifikowały się na Eurobasket?

Odpowiem przewrotnie. Jeszcze niedawno wydawało się, że to kadra 3x3 ma większe szanse, by awansować na igrzyska niż kadra pięcioosobowa, ale trzeba pamiętać, że grając na mistrzostwach świata, otworzymy sobie też drzwi do eliminacji igrzysk olimpijskich. Byłbym więc ostrożny, bo może się okazać, że kadra 5x5 też pojedzie do Tokio. Jeśli pyta Pan o kadrę żeńską, to zdecydowano się na, według mnie, słuszny krok by odmłodzić kadrę, by zaczęła grać innym stylem. Myślę, że powoli dziewczyny zdobędą doświadczenie, nabiorą pewności siebie i wrócimy w żeńskiej koszykówce tam, gdzie nasze miejsce. Trzeba pamiętać, że gry zespołowe charakteryzują się tzw. zmianami pokoleniowymi. To widać w każdej dyscyplinie. Nie da się w każdym pokoleniu być na topie. To odbywa się we wszystkich krajach świata: chociażby Holendrzy w piłce nożnej...

Albo my w piłce ręcznej…

Albo my w piłce ręcznej. Biliśmy się zawsze o najwyższe cele, a w tej chwili mamy tam zastój. Każda dyscyplina ma więc ten problem. Patrząc na koszykówkę mamy to szczęście, że mamy teraz fantastycznych chłopaków wraz z trenerem Mike’m Taylorem i całym sztabem. Zbudowała się grupa, która wie czego chce. Mam nadzieję, że ten cel zostanie osiągnięty w lutym.

Jak ocenia Pan trenera Taylora? Jeszcze niedawno po meczach z Węgrami i Litwą pojawiały się głosy, by mu podziękować. Teraz w ogóle ich nie słychać…

Widzi Pan, jak przewrotny jest sport. Po przegranej jednego - dwóch meczów każdy żąda głowy trenera. A czasem to nie jest jego wina – tak po prostu ułoży się mecz. Trener nie będzie rzucał za zawodników… Myślę, że praca, którą wykonuje Mike procentuje dzisiaj. Bardzo się cieszę, że prezes Bachański wraz z zarządem wytrzymali ciśnienie i dali szanse trenerowi pokazać, co naprawdę potrafi. Mam nadzieję, że uda nam się awansować do mistrzostw świata i wtedy żadnego tematu zmiany trenera nie będzie. Myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

Wrócmy do kwestii ligowych. Skoro PZKosz i PLK będą jeszcze mocniej współpracowały, to jak zapatruje się Pan na obowiązek wystawiania dwóch Polaków w składzie? Kluby, zwłaszcza te biedniejsze, często mówiły, że nie jest to dla nich dobry przepis, bo wynagrodzenia polskich zawodników zostały wywindowane niewspółmiernie do umiejętności. 

Rozmowa na ten temat z klubami zaczęła się w zeszłym sezonie. Dziś możemy sobie powiedzieć, że ten przepis daje dużo, bo mamy kadrę u drzwi mistrzostw świata. My proponowaliśmy, żeby na dwunastu zawodników w składzie meczowym siedmiu było Polakami. Okazuje się, że kluby zaczynają mówić o tym, że ten przepis jest jeszcze bardziej rygorystyczny. Musimy więc wypracować konsensus, ale trzeba pamiętać, że dobro polskich zawodników jest bardzo ważne. To z nimi identyfikuje się kibic, a nie z zawodnikami, którzy po sezonie odchodzą i pamięć po nich zanika.

Czy związek planuje wprowadzenie programów, które będą zachęcały, ale nie zmuszały do stawiania na polskich koszykarzy? Chodzi mi głównie o szkolenie. Mówił Pan o kontynuacji programów ministerialnych… Jak w ogóle ocenia Pan szkolenie młodzieży w ligowych klubach?

To ważne, żeby ekstraklasowe kluby miały swoich zawodników, których wychowają. Jest pomysł, by stworzyć młodzieżową ligę centralną. To jeden aspekt. Drugi to zwiększanie nakładów ministerstwa na wspomniane programy. Liga może natomiast nagradzać. Chciałbym, żeby od przyszłego sezonu nagradzała kluby, które będą stawiały na młodych polskich koszykarzy. Chcemy dać wędkę, a nie złowić rybę. Niech kluby łowią i mają możliwość wyboru. Będą mogły dostać profity za grę Polakami.

Rozumiem, że takie kluby jak Arka Gdynia, która przez dwa lata grała samymi Polakami, będą mogły liczyć z tego powodu na benefity?

Na pewno tak. Mam już w głowie plan, którym muszę się podzielić z Radą Nadzorczą PLK. Będę namawiał drużyny do gry polskimi koszykarzami. Najważniejsze jest, by Polacy przebywali na parkiecie. Nic tak dobrze nie robi polskiej koszykówce…

I liga jest traktowana nieco po macoszemu, również przez kibiców. Zainteresowanie jest mniejsze, rozgrywki nie mają sponsora tytularnego… Kluby narzekają na to, że po awansie do Energa Basket Ligi mają problem. Tak było w poprzednim sezonie z Legią Warszawa i GTK Gliwice. Mówi się o pozwoleniu klubom na posiadanie w pierwszoligowym składzie jednego obcokrajowca. Czy zgodzicie się Państwo na ten przepis?

Zastanawiam się, czy to dobre rozwiązanie. Po Nowym Roku przyjdzie czas na dyskusje z klubami. Myślę, że to temat otwarty… Pierwsza liga nie ma na dzień dzisiejszy sponsora tytularnego, ale trzeba pamiętać, że to nie jest prosta sprawa, by go pozyskać dla niższej klasy rozgrywkowej. Pracujemy teraz nad tym, ale od razu wszystkiego nie jesteśmy w stanie zrobić.

A jak ocenia Pan Energa Basket Ligę? W ubiegłym sezonie finałem żyły oba miasta: zarówno Włocławek, jak i Ostrów Wielkopolski. Czy uważa Pan, że są w Polsce lokalizacje, gdzie koszykówka może stać się miejskim sportem numer jeden?

W tych dwóch miastach koszykówka jest sportem numer jeden. Myślę, że szansę na to ma Zielona Góra. Musimy też pamiętać o drużynie, której w tej chwili nie ma w lidze, czyli Turowie Zgorzelec. To miasto również żyje koszykówką. Każde miasto z drużyną z Energa Basket Lidze ma szansę stać się miastem koszykarskim. Myślę, że każde miasto, które grałoby w finale, żyłoby nim. To naturalne, że walka o mistrzostwo wzbudza największe emocje. To ogromne wydarzenie. Zobaczmy choćby jak wygląda Suzuki Puchar Polski, którym żyją miasta.

Żeby nie było tak kolorowo, to chcę zapytać też o wspomniany Turów czy inny legendarny klub Czarnych Słupsk. Kluby, które wycofują się albo przed rozgrywkami, albo w ich trakcie, a wcześniej otrzymały licencję na występy w lidze. Czy nie uważa Pan, że należy uszczelnić system wydawania licencji, by do takich sytuacji jak z Czarnymi w ubiegłym sezonie nie dochodziło?

Polska Liga Koszykówki jest najbardziej restrykcyjna ze wszystkich lig zawodowych i najmocniej sprawdza dokumenty związane z płynnością finansową swoich klubów. Nie zawsze mamy wpływ na to, że sponsor wycofa się i klub utraci płynność. To nieprawda, że Zgorzelec dostał licencję i się wycofał. Turów nie dostał licencji. Sprawdzano ich sprawozdania finansowe. Wycofali się z rozgrywek, zgłosili nowy podmiot, na co nie było zgody PLK. Jesteśmy pod tym względem najbardziej restrykcyjni. To nie tak, że u nas jest łatwo dostać licencję. Każdy klub musi mieć zagwarantowany określony budżet. Pamiętajmy też, że koszykówka to drogi sport. Jeśli chodzi o Czarnych to nie miałem na to wpływu. Na dzień dzisiejszy podobna sytuacja nie powinna mieć miejsca, choć nigdy nie wiadomo co może się stać w poszczególnym klubie. Mamy weryfikację przedsezonową oraz w środku sezonu, co będzie miało miejsce między 1 a 15 stycznia. To pokazuje, że cały czas staramy się kontrolować kluby na tyle, na ile możemy to robić.

Rozmawiał: Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej