UFC 232: król powrócił do oktagonu. Jon "Bones" Jones nie dał szans Gustafssonowi

2018-12-30, 08:30

UFC 232: król powrócił do oktagonu. Jon "Bones" Jones nie dał szans Gustafssonowi
Jon "Bones" Jones. Foto: Printscreen z Twitter

Jon "Bones" Jones w trzeciej rundzie pokonał Alexandra "Maulera" Gustafssona na gali UFC 232 i odzyskał tytuł mistrza wagi półciężkiej najbardziej prestiżowej organizacji MMA. Amerykański skandalista potwierdził, że w optymalnej formie jest nie do pobicia.

Przed tym, zanim zawodnicy weszli do klatki, można było spodziewać się, że jeśli Szwed odrobił swoją pracę domową, stać go na sprawienie niespodzianki. "Mauler" zbierał świetne recenzje w UFC, ale wielu fanów zapamiętało go za sprawą porażek z gigantami (oprócz przegranej z "Bonesem" w 2013 roku nie zdołał pokonać także Daniela Cormiera). Walk, w których pokazał wielkie umiejętności i serce, ale mimo to musiał wychodzić z oktagonu jako pokonany.

Zapowiadał, że tym razem będzie inaczej i uda się wspiąć na szczyt, udowadniając, że dla Jonesa jest prawdziwym kryptonitem. Po kilkunastu miesiącach, które spędził na leczeniu kontuzji, nadszedł czas na to, by zrealizować plan na zemstę. Jeśli ktoś miał pokonać "Bonesa", to głównym kandydatem wydawał się właśnie Szwed, który pięć lat temu sprawił mu ogromne problemy i zdaniem wielu został okradziony ze zwycięstwa.

W sobotę jednak do żadnej niespodzianki nie doszło - od pierwszych sekund Jones kontrolował walkę, trzymał rywala na dystans za pomocą kopnięć, perfekcyjnie realizował swój plan. Było dużo badania dystansu, pojedynek przypominał bardziej partię szachów, a ciosy można było policzyć na palcach.

W drugiej odsłonie Gustafsson próbował wykorzystać swoje bokserskie umiejętności, doszło też do sporych kontrowersji, kiedy zagrał nieczysto, wsadzając palec w oko Amerykanina. Ten był jednak niewzruszony, kilka razy wykorzystał momenty, w których jego przeciwnik się odsłonił. Szwed przyjął potężne kolano na korpus i dwa mocne kopnięcia na prawą nogę. I bardzo szybko było widać efekty. Na przerwę między drugą a trzecią rundą schodził kulejąc, Amerykanin odebrał mu jeden z największych atutów - mobilność. 

W trzeciej, jak się okazało, decydującej rundzie, "Mauler" szybko znalazł się w opałach. Jones rzucił go na ziemię, szukał pozycji do tego, by uruchomić swoje mordercze uderzenia łokciami. Szwed nie zdołał uwolnić się z trudnej pozycji, znalazł się na brzuchu i zaczął przyjmować mocne ciosy na głowę - sędzia nie miał innego wyboru niż przerwanie walki. Gustafsson nie zaprezentował wiele, można powiedzieć, że rozczarował. Trzeba jednak przyznać, że Jones po prostu nie pozwolił mu na nic, co stanowiłoby realne zagrożenie. Zneutralizował wszystkie jego atuty.

Urodzony w Rochester zawodnik triumfował, ale zaznaczył, że Gustafsson nie był dla niego tym rywalem, którego pragnął. Wszyscy kibice UFC doskonale wiedzą, że gwiazdor chce trzeciego pojedynku ze znienawidzonym Danielem Cormierem. Wygrana tylko utwierdziłaby wszystkich w przekonaniu, że na tę chwilę "Bones" po prostu nie ma w swojej kategorii wagowej równego sobie przeciwnika. Jedyną porażkę zanotował, kiedy sędziowie zdecydowali, że dopuścił się nieregulaminowych ciosów - miało to miejsce w 2009 roku.

Świat UFC zdążył już przyzwyczaić się do kontrowersji, które wywołuje jedna z największych obecnie gwiazd MMA na świecie. Jon "Bones" Jones nie jest wzorem do naśladowania, ma na swoim koncie tyle samo wpadek poza oktagonem, co kapitalnych walk, które w nim stoczył. Jako zawodnik pokazuje niesamowity talent, jego umiejętności pozwalają mu na deklasowanie przeciwników, efektowne nokauty i poddania.

To przeciwnik z piekła rodem dla każdego, kto stanie naprzeciwko niego w klatce. Jest najmłodszym mistrzem w historii UFC, gdzie walczy od 2008, był pierwszym zawodnikiem organizacji, który podpisał umowę sponsorską z Nike. Wielu ekspertów uznaje go za najlepszego w historii organizacji w wadze półciężkiej. I podkreśla, że jedyną osobą, która może zafundować mu porażkę, jest on sam.

Czas mija, a Jones pozostaje prawdziwym magnesem na problemy, który raz za razem wystawia na próbę cierpliwość swoich fanów i włodarzy UFC. Wielokrotnie znajdował się w opałach ze względu na rozrywkowy tryb życia, uczestniczył w kilku wypadkach drogowych, musiał zaliczyć terapię kontroli gniewu, pracował społecznie, by uniknąć więzienia. Wreszcie, co dla wielu mogłoby przekreślić karierę, wpadł na dopingu i czekał go przymusowy odpoczynek od walk.

Tuż przed kończącą rok galą w organizmie Jonesa znaleziono śladowe ilości turinabolu, co stanowiło kolejną dopingową wpadkę odartego z pasa i wracającego po banicji mistrza. UFC uwierzyła w jego tłumaczenia i podjęła zaskakujący krok i zdecydowała się przenieść walkę z Las Vegas do kalifornijskiego Inglewood. Tamtejsza komisja podeszła do przypadku byłego mistrza wagi półciężkiej dużo bardziej liberalnie i zezwoliła mu na pojedynek.

Według Jonesa to, co wykryto w jego organizmie, było jedynie pozostałości po poprzedniej dopingowej wpadce. Alexander Gustafsson nie zamierzał milczeć i postanowił dorzucić do gorącej dyskusji swoje trzy grosze.

"Możesz być nawet na paliwie rakietowym, a ja i tak cię wykończę" - napisał, dodając też, że wszyscy wiedzą, że Amerykanin nie jest czysty. Potwierdzał to na konferencji prasowej i ważeniu. Nie jest w tym zdaniu odosobniony, można usłyszeć wiele głosów dotyczących tego, że UFC traktuje Jonesa wyjątkowo pobłażliwie, za każdym razem trzymając jego stronę.

Nie udało się, kolejny rywal został odprawiony z kwitkiem. Jones wrócił. Może bez wielkich fajerwerków, ale w stylu, który pozwala stwierdzić bez większych kontrowersji, że naprawdę był to powrót króla.

Na UFC 232 do historii przeszła Amanda Nunes (17-4), która dzięki nokautowi na Cris Cyborg (20-2) została pierwszą kobieta, w której posiadaniu znalazły się jednocześnie dwa pasy mistrzowskie UFC. Za najlepszy pojedynek wieczoru uznane zostało starcie między Alexandrem Volkanovskim (19-1) a Chadem Mendesem (18-5), w którym zwyciężył pierwszy z nich. 

ps, PolskieRadio24.pl


Polecane

Wróć do strony głównej