Tomasz Mackiewicz na Nanga Parbat postawił pomnik ludzkiej niezłomności. "Teraz z Czapkinsa nie wypada się już śmiać"

2019-01-23, 22:00

Tomasz Mackiewicz na Nanga Parbat postawił pomnik ludzkiej niezłomności. "Teraz z Czapkinsa nie wypada się już śmiać"
Tomek Mackiewicz w Pakistanie miał wielu przyjaciół . Foto: screen/TomaszMackiewicz/Facebook

- Środowisko, przynajmniej to wspinaczkowe, śmiało się z Tomka Mackiewicza i śmieje się pewnie do dzisiaj. A teraz już śmiać się nie wypada. Tomek zdobył Nangę w stylu zbliżonym do alpejskiego, w małym zespole dwuosobowym, bez poręczowania, bez tragarzy, w takim trochę punkowym stylu, co docenił sam Wojtek Kurtyka - mówi Dominik Szczepański, autor wydanej właśnie biografii polskiego wspinacza "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza".

Rok temu, wielu ludzi na całym świecie śledziło wydarzenia na Nanga Parbat, ośmiotysięczniku, który zdobywali Tomek Mackiewicz i Elisabeth Revol. Polak i pochodząca z Francji Revol, po udanym jak się później okazało ataku szczytowym, potrzebowali jednak pomocy. Do brawurowej akcji ruszyli wówczas himalaiści z narodowej wyprawy na K2 - Adam Bielecki, Denis Urubko, Piotr Tomala i Jarosław Botor. Elisabeth udało się uratować, Mackiewicz na zawsze pozostał na Nandze.

"

Dominik Szczepański Tomek na początku ataku szczytowego czuł się bardzo słabo. Zatruł się, wymiotował, podejrzewał nawet, że ktoś go otruł, chciał do Polski zabrać próbki jedzenia, które wówczas zjadł i je zbadać   

Aneta Hołówek: Amator, naturszczyk, wariat – to niektóre określenia z którymi Tomek się mierzył. No właśnie, mierzył się, czy te opinie – jak wiele innych elementów "tego dziwnego świata" – miał w nosie?

Dominik Szczepański: Tomek mierzył się z tymi opiniami. Denerwowało go, gdy ludzie mówili, że wspina się zbyt wolno, albo, że nie umie się wspinać. W jednej z ostatnich rozmów z Markiem Klonowskim powiedział, że jedzie na Nangę, żeby "zamknąć kilka mord". I na tą ostatnią wyprawę pojechał trochę inny Czapa. Przez lata (Tomek pod Nanga Parbat był siedem razy – przyp. red.) trochę zmienił  się też powód dla, którego Czapkins chciał zdobyć szczyt. O ile na początku była to zabawa i przygoda, to później Nanga stała się również celem finansowym, ze względu na to, że Tomek miał długi i trudną sytuację materialną. Wierzył, że jak zdobędzie Nangę jako pierwszy zimą, zostawi coś dzieciom i rozwiąże swoje problemy. Natomiast na ostatnią wyprawę jechał z całkiem inną motywacją. Chciał coś udowodnić. Elisabeth opowiadała, że czuło się, że Tomek jest inny, że nie cieszy się tak jak zwykle. Że zamknął się w sobie, że pojechał tam z lekką "deprechą".    

AH: Tomek miał swój styl na Nandze i nie wszyscy uważali go za amatora.

DSZ: Marek Raganowicz, jeden z najlepszych wspinaczy wielkościanowych - po trzeciej wyprawie Tomka na Nangę, gdy ten dotarł drogą Schella na 7400 m i była to wysokość której od 16 lat nikt nie osiągnął -  napisał, że "to był kozacki rajd". Wojtech Kurtyka docenił, że Tomek jest w stanie spędzić w zimie 21 dni powyżej bazy, gdy zazwyczaj wspinacze spędzają w górze trzy, cztery dni i schodzą. Adam Bielecki docenia tamte survivalowe umiejętności Mackiewicza, który potrafił wykopać jamę na 6600 m n.p.m i przeleżeć w niej pięć nocy. Kurtyka zwracał też uwagę, że przebywanie w górze dla Tomka było nagrodą, że jemu o to też zresztą chodziło, chciał z górą tworzyć intymną relację.

Powiązany Artykuł

Czapkins_front (1).jpg

AH: Jerzy Kukuczka w tym jak chodził po górach nie przypominał Ci trochę szalonego Mackiewicza? 

DSZ: Wojtek Kurtyka pewnie powiedziałby, że Kukuczka był nawet bardziej szalony niż Tomek. Na pewno nie można porównać tego co, osiągnęli w górach. Kukuczka zresztą jeździł na duże, oblężnicze wyprawy, często wspinał się po poręczówkach. Ale na pewno jeśli chodzi o kwestie survivalowe, kwestie przetrwania w górach, siły psychicznej, to Kukuczka i Mackiewicz byli do siebie bardzo podobni. W górze, przy załamaniu pogody, gdy było bardzo ciężko, zarówno Kukuczka jak i Tomek nie odpuszczali. 

AH: Krzysztof Wielicki mówił mi ostatnio, że jeżeli w tym roku K2 ulegnie zimą (na K2 działają w tym roku dwa zespoły), to Polacy raczej już się na K2 nie wybiorą. W lutym 2016 roku Nanga Parbat została zdobyta, a Tomek wspinał się na szczyt dalej, mówił "zacząłem i trzeba to skończyć", ale Czapkins negował też wejście Simone Moro, Alego Sadpary i Alexa Txikona.

DSZ: To jest kwestia skomplikowana. Na początku Tomek chciał Nangę zrobić dla siebie. W pewnym momencie zauważył jednak, że jeśli wejdzie na szczyt i zostanie pierwszym zimowym zdobywcą, to poprawi swoją sytuację finansową. Nanga była dla niego przepustką do normalnego życia, którego Tomek od dawna nie miał. Kiedy jednak Nanga została zdobyta przez Moro, Sadparę i Txikona, to Tomek jechał tam z inną motywacją. Jechał, żeby coś udowodnić i to go chyba strasznie gryzło.

Powiązany Artykuł

k2 1200 f.jpg
K2 dla Polaków: zdobywanie K2 powinien poprzedzić atak wspinaczy na swoje ego. "Big Brother” też nie pomógł

AH: A jak było z podważaniem wejścia z 2016 roku? Piszesz zresztą o tym w książce. Ja rozmawiałam o tym z Tomkiem po jego powrocie z Nangi. On budował wtedy na Żoliborzu w domu siostry swojej pierwszej żony altanę, chciał się odstresować i dorobić. Tomek wzburzony jednak opowiadał o swoich wątpliwościach dotyczących zdobycia Nanga Parbat – o dopingu, o stylu wejścia, o tym, że Moro, Sadpara i Txikon nie mogli być widziani na szczycie. Kilka dni po nagraniu zapytałam Tomka, czy na pewno chce, abym opublikowała tę rozmowę. Tomek stwierdził, żebym nie publikowała. Ty piszesz o tym w książce.

DSZ: Tomek na pewno nie chciał wyjść na człowieka zawistnego. Mierzył się ze swoim wizerunkiem medialnym i mówiąc oficjalnie o swoich wątpliwościach musiałby się wystawić na jakąś grę medialną. Musiałby przyznać też, że nie sama droga, a szczyt był dla niego najważniejszy. To wszystko bardzo go męczyło. Prawdą jest, że w wejście z 2016 roku nie wierzył i dużo o tym opowiadał w pakistańskich wioskach. Bardzo zależało mu, aby swoje wejście szczytowe udokumentować bardzo dobrze, bo Moro, Sadpara i Txikon pokazali trzy zdjęcia ze szczytu. Sadpara nagrał też krótki, kilkunastosekundowy filmik ze szczytu, gdzie połowa kadru jest zasłonięta wełnianą rękawiczką, a na wierzchołku nie ma innych wspinaczy, bo Ali był pierwszy. Tomek chciał pokazać, że możliwe jest nagranie przekonującego filmu ze szczytu, chciał też udowodnić, że ze szczytu nie widać bazy. Chciał też pokazać, że na Nangę można wejść całkiem inaczej.

AH: O to właśnie kłócił się z Simone Moro. O ten styl.

DSZ: Tomek długo polemizował z Simone Moro na temat wydarzeń z 2016 roku. Wtedy w bazie pod Nanga Parbat rozgrywała się dziwna gra. Gdy Mackiewicz i Elisabeth Revol wrócili z nieudanego ataku szczytowego, w bazie zaczęło się dziać. Alex Txikon nie dogadywał się z Daniele Nardim (wspinali się wtedy razem – przyp. red.)  i w pewnym momencie Nardi w ogóle zniknął z bazy. Do Alexa Txikona, który współpracował też wtedy z Alim Sadparą – i którzy mieli już zaporęczowaną drogę do obozu trzeciego (C3) – dołączył wówczas Moro i jego wspinaczkowa partnerka Tamara Lunger. Przyszli w zasadzie na gotowe bo Nardi, Txikon i Sadpara wykonali praktycznie całą wysokogórską pracę za Moro. ITomka to denerwowało, uważał, że Simone zdobył szczyt po linach poręczowych, których nawet nie położył. Dla Czapkinsa bardzo istotne było to pojęcie stylu.

Tomek uważał też, że wejście na szczyt powinno się odbyć bez pomocy tragarzy wysokościowych, a Ali Sadpara został zatrudniony jako tragarz i otrzymał za to pieniądze, choć oficjalnie był członkiem wyprawy. Tomka denerwowało też to, że media, informację o zdobyciu szczytu, podały bezrefleksyjnie – Simone Moro zdobył szczyt. Nad tym w jaki sposób Moro tego dokonał, nikt już się nie pochylił. Tomek wahał się czy ma o tym mówić, czy uczestniczyć w tym sporze, ale zawsze denerwowała go hipokryzja i fałsz. Taki był, krytykował, ale często też później przepraszał.

AH: Jakie były relacje Tomka i Simone?

DSZ: W bazie relacje Tomka i Moro były bardzo zachowawcze. Jak Tomek zszedł z Elizabeth z góry i pakował się przed opuszczeniem bazy, Simone Moro przyszedł do namiotu Czapkinsa. Pamiętam jak rozmawiali o seraku, który zaczął pękać. Tomek i Simone wspinali się tą samą drogą, a ten serak trzeba było pokonać w drodze na szczyt. Tomek pokazywał Moro zdjęcia. Potem Czapa pożegnał się, podziękował Moro za udostępnienie internetu w bazie. Było miło. Ale ja mam takie spostrzeżenie, że relacje miedzy wspinaczami w bazie są bardzo poprawne, chociaż wcale za sobą nie przepadają. Potem bywa różnie.

AH: W bazie prowadzą jakąś grę?

DSZ: Tak, to jest taka gra bazowa. Później, co zresztą można przeczytać na Tomka blogu, Czapa wymienił z Moro mnóstwo maili. Tomek bardziej lub mniej spokojnie pisał do Simone, a Simone bardziej, lub mniej spokojnie mu odpowiadał.

AH: Prowadzili polemikę na temat wejścia Moro?

DSZ: Tak, Tomek domagał się od Moro dowodów wejścia, wideo ze szczytu, pytał co Simone zostawił na górze? Simone odpisywał mu bardzo zdawkowo, aż w końcu napisał żeby przestał go nękać, bo sprawa trafi do sądu.

AH: Gdy przed rokiem, w styczniu w 2018 trwał atak szczytowy Elisabeth Revol i Tomka Mackiewicza na Nanga Parbat, pod K2 nasi himalaiści obserwowali to śledzili. Adam Bielecki mówił później, że Tomek i Eli poszli do tego ataku bez odpowiedniej aklimatyzacji. Ty opisujesz jeszcze inne okoliczności tamtych wydarzeń. Tomek na początku ataku szczytowego czuł się bardzo słabo. Zatruł się, wymiotował, podejrzewał nawet, że ktoś go otruł, chciał do Polski zabrać próbki jedzenia, które wówczas zjadł i je zbadać. Czy Tomek w takim stanie miał w ogóle szanse na wejście na szczyt i bezpieczne zejście?

DSZ: Pewnie najlepiej na to pytanie odpowiedziałby jakiś lekarz. Faktem jest jednak, że Tomek zaczął w miarę normalnie jeść na wysokości 6000 m. Wcześniej, gdy przyjmował pokarmy, to wszystko zwracał. Był więc osłabiony, gdy ruszali w górę. Wysoko wspinacze już za wiele nie jedzą. Po przekroczeniu granicy 7000 m, organizm nie chce przyjmować tego, co powinien. Teoretycznie powyżej tej wysokości trzeba też pić około pięciu litrów wody czy herbaty, ale to praktycznie niemożliwe, a brak płynów osłabia. Elisabeth Revol opowiada, że w dniu ataku szczytowego z Tomkiem było wszystko w porządku. Pytała go jak się czuje, a Tomek mówił, że w porządku. Pamiętajmy jednak, że Tomek miał przesuniętą granicę komfortu. Wielu wspinaczy nie poszłoby w jego sytuacji do góry, albo bardzo szybko by zawróciło. Tomek, zapewne dlatego, że wiele razy w życiu znajdował się w sytuacjach, w których normalnie ludzie się nie znajdują, nie zrezygnował. Zawsze mówił, że warto przekraczać granice. Jak Ania (żona Tomka – przyp.red.) zaczęła biegać, to mówił jej: jak już nie będziesz mogła dalej biec, poczujesz granicę, to pobiegnij jeszcze kawałek. Tomek całym swoim życiem przekraczał granice. Rok temu na Nandze szczyt był już tak blisko, pogoda była dobra. Eli mówi, że nie widziała, żeby coś złego się z Tomkiem działo. Mówi, że był od niej trochę wolniejszy, ale tak było zawsze. Dopiero na szczycie stwierdziła, że z Tomkiem nie jest dobrze. 

Oprócz niezbyt dobrej aklimatyzacji i zatrucia Tomek nie osłonił oczu okularami. A gdy znaleźli się na grani, wiatr uderzył w nich z całą siłą. Tomek stwierdził wtedy, że nie potrzebuje maski. Lekarz specjalizujący się w medycynie wysokogórskiej pewnie mógłby powiedzieć, jak wielki to wszystko miało wpływ na Tomka, ale tak naprawdę nigdy się już tego nie dowiemy.    

"

Adam Bielecki Tym wszystkim, którzy śmieją się ze stylu, w jakim działał Tomek, krytykują go jako himalaistę, chciałbym powiedzieć, że Tomasz Mackiewicz zdobył w lekkim stylu jeden z najtrudniejszych ośmiotysięczników. Dokonał tego częściowo nową drogą i to w zimie. To sportowe osiągnięcie na skalę światową. Osiągając wymarzony cel postawił jednocześnie pomnik ludzkiej niezłomności. Z historii Tomka wybrzmiewa przesłanie, że jeśli, masz marzenie, to zamiast szukać wymówek  po prostu zacznij je spełniać

Tomek był człowiekiem wolnym, ale nie zawsze tak było. I paradoksalnie – to, co go zniewoliło, czyli narkotyki – wyzwoliło w nim tę wolność. Czas, który Czapa spędził w Monarze miał Twoim zdaniem wpływ na to, jakim Tomek Mackiewicz był człowiekiem?

Myślę, że Monar miał duży wpływ na życie Tomka. Pobyt w ośrodku pomógł mu wyjść z bagna i prawdopodobnie tam Tomek przewartościował swoje życie. Ośrodek Monaru w Gaudynkach to wieś, dookoła tylko las. Podopieczni pracują w tartaku, w sadzie, w polu. Dla Tomka oznaczało to oderwanie się od Częstochowy, gdzie się życiowo zagubił. Do piątej klasy szkoły podstawowej Tomek wychowywał się w arkadyjskim krajobrazie niedaleko Załęczańskiego Parku Krajobrazowego w Działoszynie, a później został przeszczepiony do miasta, na szare, zimne blokowisko. Tam Tomek nikogo nie znał, gdzie być może brakowało ludzi z podobną wrażliwością i wpadł w dragi.

W Monarze narodził się nowy Tomek Mackiewicz?

Tomkowi bardzo odpowiadała atmosfera panująca w ośrodku, szczególnie szczerość, bo tam z ludzi zdziera się maski. Witek Kondracki, kolega Tomka z Monaru mówi, że z osób, które trafiają do ośrodka, wykrawa się nowych członków społeczeństwa. Z kolei opiekunowie Tomka mówili, że oni wiedzieli, że z Czapą tak do końca nie będzie. Bo Tomka nie można było zmiażdżyć, zdeptać. W oparciu o jego indywidualizm zbudowano nową jednostkę.           

Po opuszczeniu Monaru Tomek był jednym z nielicznych, którzy zaczęli normalnie żyć.

DSZ: I tu można zadać pytanie o poziom jego degeneracji. Siostra Tomka, Agnieszka, opowiadała, że Tomka uratowało także to, że nigdy się nie zdegradował jako narkoman. Nawet, gdy okłamywał i wynosił jakieś rzeczy z domu, to zawsze było widać, że jest mu wstyd. Tomek nie był zdegenerowany. Po wyjściu z Monaru, szukał jakiegoś pomysłu na życie i trafił na profesora Kondrackiego, który zaczął mu bardzo dużo opowiadać o Indiach. I Tomek pojechał w swoją pierwszą, inicjacyjną podróż i zachwycił się Indiami. Spodobały mu się religie wschodu, ich bogactwo, zachwycił się także tym, że ludziom wcale nie potrzeba tak dużo do szczęścia jak nam się wydaje. 

AH: Czego Tomek szukał w górach?

DSZ: Czytając jego pamiętniki, SMS-y czy maile widać, że w góry jechał często zmęczony, udręczony psychicznie. Jechał tam w trudnych momentach życia i odżywał.

Znajomy Tomka z Monaru, Olaf – który teraz zresztą jest niezłym wspinaczem - opowiadał, że jego nigdy nie interesowały opowieści Tomka o trudnościach technicznych na Nandze. Wolał słuchać opowieści o rozwoju wewnętrznym Tomka, o jego kontakcie z górą o jego relacjach z Feri, czyli z duchem Nangi, w którego Tomek wierzył, tak jak w Feri wierzą ludzie mieszkający w pobliskich wioskach.

W górach Tomek łapał równowagę. Nie mówiło się też o tym, ale Czapa chorował na depresję.

AH: Denerwował się tym, co się działo wokół?

DSZ: Dokuczała mu sytuacja rodzinna - miał trójkę dzieci z dwoma kobietami, długi, ale ciążyła mu także Polska, której nie lubił, system, którego nie rozumiał, policjanci, którzy dawali mu mandaty za głupoty. Nie lubił tu mieszkać.

"

Dominik Szczepański Na tej wyprawie nie zawsze mu się też chciało działać. Na początku Marek go tam trochę ciągnął, ale po powrocie Klonowski stwierdził, że był świadkiem, jak Tomka ta górska przestrzeń wciągnęła. Wyprawa na Logan jest zresztą moją ulubioną wyprawą Czapkinsa. Była pełna zwrotów akcji

AH: Wszyscy ci, którzy słyszeli o Czapkinsie wiedzą o jego walce z Nangą. Tomek jednak ma na koncie także inne osiągnięcia. Trawers Masywu Logan (masyw górski w Ameryce Północnej, najwyższa góra w Kanadzie i drugi szczyt pod względem wysokości, po górze Denali, Mount Logan 5959 m n.p.m.), który przeszedł wspólnie z Markiem Klonowskim był szaloną wyprawą. Tomek zdecydował się na ekspedycję nie mając większego pojęcia o tym jak używa się raków i czekana. Chłopaki dotarli jednak jako pierwsi Polacy na Mount Logan.

DSZ: Wtedy Tomek wspinał się już dobrze techniczne na skałkach i na ściankach. Marek z kolei miał wcześniejsze doświadczenia z Denali (najwyższy szczyt Ameryki Północnej, położony w górach Alaska, 6190 m n.p.m. – przyp.red.) i Mount Logan. Panowie poznali się w Irlandii i zaczęli snuć plany. Marek zaczął opowiadać Tomkowi o tym innym świecie i spontanicznie rzucił: ej stary jadę na Logana. Tomek stwierdził: no dobra, może bym pojechał z Tobą. I pojechali. Tomek nie wiedząc, w co się pakuje, rzeczywiście pojechał nieprzygotowany. Nie zabrał ze sobą na przykład kurtki gore-tex’owej, a okazało się, że padało wtedy dużo i Tomek musiał obwiązywać się tropikiem od namiotu. Na wyprawie nie zawsze mu się też chciało działać. Na początku Marek go tam trochę ciągnął, ale po powrocie Klonowski stwierdził, że był świadkiem, jak Tomka ta górska przestrzeń wciągnęła. Ta wyprawa na Logan jest zresztą moją ulubioną wyprawą Czapkinsa. Była pełna zwrotów akcji. Musieli przejść ponad 130 km pokonując po drodze kilka lodowców, na sankach ciągnęli około 70 kg sprzętu i jedzenia. W pewnym momencie żywność im się skończyła, ale znaleźli po drodze pozostawione przez wcześniejsze wyprawy jakieś zapasy. Weszli też na terytoria niedźwiedzi, które miały spać, ale nie spały. Pod koniec wyprawy, zrzucono imz samolotukupiony za grosze na eBay’u ponton, którym później musieli spłynąć górską rzeką i prawie się utopili.  

AH: Za tę przygodę zgarnęli zresztą Kolosa. Środowisko ich doceniło.

DSZ: Zauważ, że dostali nagrodę nie w kategorii "Alpinizm", ale za "Wyczyn Roku". Środowisko, przynajmniej to wspinaczkowe, śmiało się z nich wtedy, zresztą śmieje się z nich pewnie do dzisiaj. A teraz z Tomka Mackiewicza już śmiać się nie wypada. Tomek zdobył Nangę w stylu zbliżonym do alpejskiego, w małym zespole dwuosobowym, bez poręczowania, bez tragarzy, w takim trochę punkowym stylu, co docenił sam Wojtek Kurtyka. Większość wspinaczy nigdy nie zaakceptowało Tomka i Marka, ale środowisko podróżników już tak, stwierdzili, że to są twarde chłopy.

AH: 10 lat po tym jak Tomek stanął na Mount Logan, 7 lat po tym jak zobaczył po raz pierwszy Nangę i 25 lat po tym jak znalazł się na dnie, Czapa stanął na Nanga Parbat. Poznałeś innego takiego wojownika, dla którego nie było granic, który tak jak Tomek umiał przezwyciężać trudności?

DSZ: Może jest taka jedna osoba. Jerzy Górski, który po kilkunastu latach ostrego ćpania trafił na początku lat 80. do Monaru. Tam Górskiemu kazali biegać. Po tych treningach pluł krwią. Jednak jak wpadła mu w ręce ulotka z opisem zawodów IRONMAN - gdzie trzeba było przepłynąć 3,8 km, przejechać na rowerze 3,8 km a potem przebiec maraton - tak się w to wkręcił, że przygotował się do zawodów i wygrał podwójną wersję IRONMANA. Zrealizował coś, co wydawało się być kompletnie poza jego zasięgiem. Zresztą w tamtym czasie wyjechać z takiego kraju jak Polska na zawody do Stanów Zjednoczonych było wyczynem, a on to zrobił. Przykład Górskiego jest wiec chyba całkiem niezły. Jest takim wojownikiem jak Tomek, który też kiedyś mógł tylko pomarzyć o wejściu na Nanga Parbat zimą, w stylu bliskim alpejskiemu. A wszedł i nauczył się wszystkiego sam, nie na treningach z trenerem, chociaż wszyscy mówili, że nie ma szans.    

AH: Wielu osobom nie podobało się to, że Tomek zbierał pieniądze na swoje wyjazdy w góry. Ale dla niego chyba rzeczą naturalną było wspieranie i pomaganie ludziom w różnych sytuacjach?

DSZ: Kiedyś w Islamabadzie Tomek poznał wysokiego rangą przedstawiciela rządu pakistańskiego, którego żona chorowała na raka. Tomek zaczął mu opowiadać o oleju z konopi, który mógłby ugotować. Podczas piątej wyprawy Tomka na Naga Parbat, do bazy, gdzie Czapa się aklimatyzował, dotarł kurier z dostawą dużej ilości alkoholu i haszyszu - w Pakistanie mówią na to czaras – i Tomek zaczął gotować. Pakistańczycy opowiadali, że przez dwa dni tego gotowania z chatki wydobywały się takie zapachy, że owce latały gdzieś po dolinie, a ludzie zaczynali się dziwnie czuć. Tomek zabutelkował olej i wysłał temu oficjelowi do Islamabadu. Jego żona mimo tej pomocy umarła, ale na pewno mniej cierpiała dzięki Tomkowi. I Tomek właśnie taki był, jak spotkał na swojej drodze kogoś potrzebującego to pomagał.    

AH: Znałeś Tomka, byłeś w bazie pod Nanga Parbat w 2016 roku, byliście z Tomkiem w kontakcie tu na nizinach. Gdy zbierałeś materiał do książki, coś w historii Tomka zaskoczyło Cię szczególnie?

DSZ: Chyba wszystko. Widywaliśmy się dwa, czasami trzy razy w roku, czasami dzwoniliśmy do siebie, ale okazało się, że te moje relacje z nim były bardzo powierzchowne. Tomek miał setki znajomych takich jak ja. Ludzi, którzy znali go bardzo powierzchownie. Czy to dziennikarze, czy osoby spotkane podczas różnych festiwali górskich mówią, że znali Tomka, a okazuje się, że wcale tak nie było. Tomek był głęboko przeżywającym wszystko człowiekiem. Bardzo zamkniętym w sobie, bardzo cierpiącym. W Tomku dużo było sprzeczności, nigdy na przykład nie tracił cierpliwości do dzieci, a tracił ją w bardziej formalnych sytuacjach. Bardzo mnie też zaskoczyło to, co pisał w swoich pamiętnikach – a pisał takie rzeczy, które jego bliscy niekoniecznie chcieliby przeczytać. Tomek pisał o tym, o czym nie mówił na głos. Ciągle konfrontował się ze swoim ego, z poczuciem własnej wartości. Podczas swojej piątej wyprawy na Nanga Parbat wymyślał dialogi i zapisywał je w tym pamiętniku. Był wtedy sam w Dolinie Rupal, aklimatyzował się tam. Wtedy też  słyszał po raz pierwszy o Feri, która go wówczas nawiedziła. W dzienniku wtedy zapisał taki dialog:

Prezydent: panie Tomku, jest pan wielki

Tomek: panie prezydencie, co to znaczy, że jestem wielki? Że mogę sobie piwko wypić w parku i nie dostać mandatu? Że jointa mogę sobie zapalić na legalu? – pisał Tomek i stwierdzał. U was w Polsce (zwracał się do polityków wszystkich partii, a polityki, tak jak wielkich korporacji Tomek nie lubił) u was czuję się najmniejszym z ludzi.

Trzeba dodać, że Tomek najlepiej czuł się chyba w Pakistanie, gdzie był zupełnie inny system wartości. Jest dużo takich filozoficznych elementów w życiu Tomka, których po pobieżnym poznaniu go, nie dostrzegało się. Można to dostrzec właśnie w jego korespondencji w wiadomościach, które pisał do Ani.

Powiązany Artykuł

Wielicki Bielecki 1200 F.jpg
Krzysztof Wielicki 30 lat temu na Lhotse dokonał niemożliwego. "Adam Bielecki nie mógłby tego powtórzyć"

AH: Anna Solska- Mackiewicz, żona Tomka, miała jakiś wpływ na książkę?

DSZ: Nigdy nie zapytała co napisałem, nie poprosiła o tekst. Otworzyła mi za to wiele drzwi, takich, które pewnie byłyby dla mnie zamknięte. Udostępniła mi też ich korespondencję, zapiski Tomka. Bardzo dobrze też wiedziała, że napisanie o człowieku niepełnej prawdy, zatajenie tych trudnych spraw – tego że Tomek nie radził sobie w życiu, że cierpiał na depresję, co cały czas jest w Polsce tematem tabu – będzie niepełnym obrazem Czapkinsa.  Ja te wszystkie informacje musiałem tylko zważyć, tak, żeby pokazać prawdziwy obraz Tomka. I nie wiem, czy dobrze to zrobiłem, bo jeśli napiszesz o człowieku dwadzieścia dobrych i tyle samo gorszych rzeczy, to zrobiłeś dobrą robotę? Zawsze jest obawa, że ludzie zapamiętają tylko to, że był ćpunem, a zapomną o tych fajnych historiach. I nie zastanowią się nad tym, dlaczego sięgał po używki.

"

Dominik Szczepański Czy na życie składa się tylko jedzenie, picie, wydalanie, prokreacja, praca i sen, czy może jednak chodzi o coś więcej? Może ten pierwiastek abstrakcyjny, którym dla niektórych jest chodzenie po górach wysokich, jednak pcha nas do przodu i po coś jest? Może historia Tomka jest po to, żeby zacząć szukać jakiegoś głębszego sensu?

AH: Tomek jest już legendą?

DSZ: Tak.  I stało się to z różnych przyczyn. Ze względu na drogę życiową jaką przeszedł, ale też dlatego, że jako naturszczyk, taki Nikifor wspinaczkowy, zdobył Nangę zimą w stylu bliskim alpejskiemu i w małym zespole. Jednocześnie Wojtek Kurtyka i Adam Bielecki powiedzieli, że jest to jedno z lepszych dokonań w historii himalaizmu. Ale Tomek stał się też legendą ze względu na głośną akcję ratunkową. Tak już niestety jesteśmy skonstruowani, że śmierć w górach bardzo nas przyciąga. Tylko dlaczego tak jest? Pewnie odpowiedzi jest kilka. Może dlatego, że jest jakieś tabu przeżywania śmierci, ona przychodzi i już, nie ma o czym gadać.

Może jest też tak, że śmierć w górach jest dla wielu bezsensowna. Ludzie zaczynają się zastanawiać nad sensem życia. Czy składa się na nie tylko jedzenie, picie, wydalanie, prokreacja, praca i sen, czy może jednak chodzi w nim o coś więcej? Może ten pierwiastek abstrakcyjny w naszym życiu, ten bezsensowny element, którym dla niektórych jest na przykład chodzenie po górach wysokich, jednak pcha nas do przodu i po coś jest? Tomek takie pytania też sobie zadawał i jeździł w góry, by tam szukać odpowiedzi. Może historia Tomka jest po to, żeby zacząć szukać jakiegoś głębszego sensu?

Rozmawiała Aneta Hołówek, PolskieRadio24.pl  

Polecane

Wróć do strony głównej