Premier League: Derby Północnego Londynu bez zwycięzcy. Dramatyczny mecz Arsenalu i Tottenhamu

Tottenham i Arsenal podzieliły się punktami w Derbach Północnego Londynu. "Kanonierzy" mieli ogromną okazję do tego, by zbliżyć się na wyciągnięcie ręki do odwiecznych rywali w tabeli Premier League.

2019-03-02, 16:15

Premier League: Derby Północnego Londynu bez zwycięzcy. Dramatyczny mecz Arsenalu i Tottenhamu

W sobotnie przedpołudnie potwierdziło się, że nudne mecze między Tottenhamem i Arsenalem praktycznie się nie zdarzają. Każde Derby Północnego Londynu mają w sobie olbrzymie emocje, tak na trybunach, jak na boisku - to pojedynek dwóch zespołów, które nie znoszą się od prawie stulecia i nie odpuszczą żadnej okazji do tego, by wbić szpilę przeciwnikom.

Poprzedni pojedynek w Premier League na swoją korzyść rozstrzygnął Arsenal i trzeba przyznać, że wśród kibiców tamten mecz cały czas pozostaje w pamięci. Mieliśmy do czynienia z prawdziwym rollercoasterem, w którym "Kanonierzy" byli w stanie z wyniku 1:2 zwyciężyć 4:2, fundując piłkarzom Mauricio Pochettino naprawdę traumatyczne chwile. 

Tym razem Tottenham chciał wykorzystać atut własnego boiska, Wembley było rozgrzane do czerwoności, jednocześnie jednak presja była ogromna - po dwóch ligowych porażkach z rzędu przewaga "Spurs" nad grupą walczącą o pozycję w czwórce i Ligę Mistrzów stopniała, nie można było pozwolić sobie na wpadkę. To, dla kogo porażka będzie bardziej bolesna, było oczywiste.

Unai Emery zaskoczył wszystkich, zostawiając na ławce rezerwowych Pierre'a Emericka Aubameyanga, okazało się jednak, że szkoleniowiec wymyślił naprawdę dobry plan. Arsenal grał głęboko, był skupiony na defensywie, ale czekał na swój moment. I nie musiał czekać długo - już po nieco ponad kwadransie po błędzie obrońcy Tottenhamu Ramsey otrzymał kapitalne podanie, wystartował z własnej połowy i wygrał pojedynek sam na sam z Llorisem. 

REKLAMA

Gospodarze nie spodziewali się, że ten mecz potoczy się dla nich tak fatalnie. Atakowali, jednak bez powodzenia, narażając się też na kontry szybko przenoszących grę do przodu rywali. Czystych sytuacji nie było wiele, defensywa Arsenalu spisywała się nadzwyczaj dobrze, podobnie jak Bernd Leno, który popisał się niesamowitą paradą najpierw przy strzale Eriksena, a później przy dobitce Sissoko.

Można było zastanawiać się, że jeśli w takiej sytuacji piłkarze Pochettino nie potrafili znaleźć drogi do siatki, to być może czeka ich jeden z tych dni, w których bramka rywali sprawia wrażenie zaczarowanej. Na przerwę schodzili ze stratą jednej bramki, sędzia słusznie nie uznał gola Harry'ego Kane'a, który był na minimalnym spalony. Niestety, była to jedna z ostatnich dobrych decyzji arbitra w tym meczu, przynajmniej jeśli chodzi o kształtujące jego losy momenty. Anthony Taylor starał się pozwalać zawodnikom na dużo, nie przerywał gry, o ile nie było to konieczne. 

REKLAMA

Kilka jego decyzji było jednak zupełnie niezrozumiałych, jak chociażby fakt, że Granit Xhaka żółtą kartkę zobaczył dopiero po ponad godzinie gry. I to nie tylko za przedstawione poniżej wejście, za które było nawet faulu.

W drugiej połowie obraz gry nie zmieniał się radykalnie, przewagę miał Tottenham, Arsenal starał się wybijać przeciwników z uderzenia, wiele było urywania cennych sekund i aktorstwa po niezbyt groźnych faulach. Posiadanie piłki nie miało jednak wielkiego przełożenia na sytuacje bramkowe, a goście bronili się dobrze. Przynajmniej do 74. minuty. Chwilę wcześniej w polu karnym bezmyślnie faulował Mustafi, który popchnął Kane'a, nie pozwalając mu dojść do precyzyjnie zagranej piłki.

REKLAMA

Anglik pewnie wykorzystał "jedenastkę", ale powtórki pokazały, że wcześniej, jeszcze w momencie wykonywania rzutu wolnego, który przyniósł tę sytuację, był na spalonym. 

Tottenham odzyskał nadzieję na to, że wszystko jest jeszcze otwarte i być może uda się rzutem na taśmę zgarnąć komplet punktów. O krok od zwycięstwa był jednak Arsenal. Tuż przed końcem regulaminowego czasu gry w pole karne wpadł Aubameyang i w starciu z Sanchezem runął na murawę. Anthony Taylor zdecydował, że Kolumbijczyk faulował. Był to ogromny błąd, bo kontakt między piłkarzami był minimalny i po prostu nie kwalifikował się do odgwizdania rzutu karnego.

Do piłki podszedł sam poszkodowany, jednak Hugo Lloris stanął na wysokości zadania, do spółki z Janem Vertonghenem, który dobrze wybił piłkę spod nóg napastnika po interwencji golkipera.

REKLAMA

W doliczonym czasie gry czerwoną kartkę za niebezpieczne zagranie obejrzał wprowadzony na boisko na drugą połowę Torreira. Gospodarze zagrozili bramce Leno po raz ostatni po centrze Eriksena, jednak nikt nie zdołał zamknąć dośrodkowania. Podział punktów, dla Tottenhamu pierwszy w tym sezonie, stał się faktem. 

W tych Derbach Północnego Londynu mieliśmy chyba wszystko - kapitalne interwencje bramkarzy, bramki, szybką grę, masę emocji i kontrowersje. Choć akurat bez tych ostatnich z pewnością można by się obejść.

Gospodarze utrzymali czteropunktową przewagę nad rywalem zza miedzy, ale wciąż muszą obawiać się o to, czy uda im się utrzymać miejsce w TOP 4 i w przyszłym sezonie grać w Lidze Mistrzów. Do końca rozgrywek zostało jeszcze 9 spotkań i można spodziewać się, że walka będzie toczyć się aż do ostatniej kolejki.

ps, PolskieRadio24.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej