Liga Mistrzów: bliski perfekcji Ajax może żyć chwilą. Złote czasy klubu wróciły, ale tylko na moment

Po niesamowitym spotkaniu na Santiago Bernabeu Ajax Amsterdam znalazł się na ustach całego piłkarskiego świata. Rozbicie 4:1 i wyrzucenie za burtę Ligi Mistrzów obrońcy tytułu było zjawiskowe, ale Holendrzy nie mają szans na to, by odbudować potęgę sprzed kilku dekad.

2019-03-06, 16:47

Liga Mistrzów: bliski perfekcji Ajax może żyć chwilą. Złote czasy klubu wróciły, ale tylko na moment

Real Madryt był najlepszą drużyną Europy przez ponad tysiąc dni, pod wodzą Zinedine'a Zidane'a pobił rekordy i nie pozostawił żadnych wątpliwości co do tego, że można o nim mówić jak o jednej z najlepszych drużyn w historii futbolu. Ostatni tydzień był jednak dla "Królewskich" prawdziwą traumą.

W zaledwie kilka dni drużyna Santiago Solariego zaprzepaściła cały sezon, odpadając z Pucharu Króla, przegrywając El Clasico z Barceloną i praktycznie tracąc szanse na mistrzowski tytuł - ostatni akt tego dramatu był dziełem Ajaksu, który przyjechał na Bernabeu bez żadnych kompleksów, zagrał tak jak za swoich najlepszych lat, kiedy oklaskami żegnali go nawet kibice przeciwnych drużyn.

Kuźnia talentów ma się świetnie

Holenderski klub mieści się w panteonie tych z najwyższej półki, ma status kultowego, ale jest to przede wszystkim echo przeszłości - czasów mocno wyidealizowanych i przez wielu wspominanych jako lepsze, w których więcej niż o ogromnych pieniądzach mówiono o filozofii i wizji. Ajax z czasów Rinusa Michelsa i Stefana Kovacsa, na boisku prowadzony przez genialnego Johana Cruyffa, to drużyna mityczna, która wytyczała w piłce nowe szlaki, odkrywała futbol i zbierała tego efekty w postaci trofeów. Nie da się przecenić tego, jaki wpływ na rozwój całej dyscypliny, myśli taktycznej, miała filozofia Holendrów.

Nieśmiertelny stał się Johan Cruyff i to samo stało się z Ajaksem, który w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku trzy razy sięgał po Puchar Europy, ale zmiany, które następowały w piłce, nie obchodziły się z amsterdamczykami łaskawie. Wygrana z Realem i awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów były pierwszym takim przypadkiem od 22 lat. Przez ponad dwie dekady kibice musieli zadowalać się krajowymi tytułami i podziwianiem wschodzących gwiazd, które do pełni umiejętności dochodziły już w innych klubach, najczęściej po tym, jak zainkasowano za nie wielkie pieniądze.

REKLAMA

Nie da się nie zauważyć, że z Amsterdamu w świat wychodzili gracze zjawiskowi, o nieprzeciętnych umiejętnościach. Ze starszego pokolenia można wymienić takich piłkarzy jak Frank de Boer, Frank Rijkaard, Dennis Bergkamp, Clarence Seedorf, Edgar Davids czy Patrick Kluivert. Kolejne przyniosło graczy pokroju Wesleya Sneijdera, Rafaela van der Vaarta, Christiana Eriksena, Jana Vertonghena czy Toby'ego Alderweirelda.

We wtorek na Santiago Bernabeu można było zachwycać się tym, co pokazywali najmłodsi wychowankowie - 19-letni kapitan Matthijs de Ligt, 21-letni Frenkie de Jong czy jego rówieśnik Donny van de Beek. Mówimy tu tylko o piłkarzach, których talent był szlifowany w klubowej akademii. Do nich dochodzi wielu graczy, którzy zostali sprowadzeni za stosunkowo niewielkie pieniądze - zwłaszcza biorąc pod uwagę kwoty, które są codziennością na współczesnym transferowym rynku.

Mecz życia

"L'Equipe" przyznało najwyższą możliwą notę Dusanowi Tadiciowi, 30-latkowi, który według wielu najlepsze miał już za sobą - obniżył loty w Southampton i klub pożegnał się z nim bez większego żalu. Wyróżnienie prestiżowego francuskiego magazynu było dziewiątym takim przypadkiem w historii.

Serbski rozgrywający nie krył się z tym, że był to mecz jego życia, ale nie chodzi tu o jedno spotkanie - w całym sezonie jest dla Ajaksu postacią kluczową, podobnie jak niedoceniany Daley Blind, trzymający w ryzach defensywę trenera Erika ten Haga. Obaj kosztowali niecałe 25 mln euro (tyle Ajax zarobił na sprzedaży do Evertonu Davy'ego Klaassena), inkasują dużo jak na klubowe realia, jednak nikt nie kwestionuje tych zakupów, a już na pewno nie będzie robił tego w chwili, kiedy ci zawodnicy walnie przyczynili się do wyeliminowania faworyzowanego Realu.

REKLAMA

W letnim okienku transferowym Ajax nie próżnował i postanowił zaryzykować - wydał na nowych graczy więcej, niż zarobił w tym czasie na sprzedaży swoich talentów. Tadicia i Blinda nie czekają już wielkie transfery, ale nawet biorąc pod uwagę ten jeden mecz, nie można powiedzieć, by nie spłacali się w bardzo krótkim czasie. 

Piłkarski świat podziwiał Ajax za bezkompromisowość i odwagę w realizowaniu swojej wizji. Teraz może to robić po raz kolejny. To przypadek uwielbiany przez kibiców, dowodzący, że wciąż liczy się coś więcej niż pieniądze. Erik ten Hag miał nawiązać do legend i na pewno w pewnym stopniu mu się udało, choć przecież nie ma szans, żeby mówić o powrocie do czasów Michelsa, Cruyffa czy Van Gaala.

- Musimy pamiętać o tym dniu i cieszyć się nim. To historyczne zwycięstwo, coś nie do pomyślenia. Prawie nikt nie dawał nam szans, ale byliśmy bliscy perfekcji - mówił szkoleniowiec po zwycięstwie. Przyznał jednocześnie, że chciałby, żeby udało się utrzymać w klubie najlepszych graczy na kolejny sezon, ale zdaje sobie sprawę z tego, że to utopia. I właśnie to jest największym przekleństwem współczesnego Ajaksu.

Najlepsi odejdą, przyjdą kolejni

Już w tym momencie wiadomo, że latem z klubu odejdzie De Jong, który dołączy do FC Barcelony, która nie wahała się, by wyłożyć na niego ponad 60 mln euro. Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że mamy do czynienia z piłkarzem zjawiskowym, który powinien bez większych problemów odnaleźć się w "Dumie Katalonii".

REKLAMA

Jest wszechstronny, potrafi utrzymać się przy piłce, dryblować, przeprowadzić solową akcję i obsłużyć kolegów kluczowym podaniem, bo na murawie widzi wszystko. Może rozgrywać z głębi pola i prowadzić ataki na połowie rywali. To materiał na kompletnego pomocnika, o ile już takim nie jest. I będzie jeszcze lepszy. Wiedzieli o tym już w Willem II, z którego jako junior przeszedł do młodzieżówki Ajaksu. Sprzedano go za 1 euro, gwarantując sobie 10 proc. kolejnego transferu. Specyficzna transakcja się opłaciła. To reprezentant Holandii miał komfort wyboru klubu z absolutnej czołówki. I przekonała go do siebie Barcelona, gdzie ma pójść w ślady Johana Cruyffa, do którego był już wielokrotnie porównywany. 

Zanosi się też na pożegnanie kibiców z Matthijsem de Ligtem, ich ulubieńcem i kapitanem. Tego stopera chciałby mieć u siebie praktycznie każdy z gigantów i za kilka miesięcy prawdopodobnie dojdzie do zaciętego boju o jego podpis.

Można tylko domyślać się, jak prezentowałby się skład Ajaksu, gdyby ten nie był odskocznią do kariery w klubach, które gwarantują znacznie większe pieniądze i walkę o najwyższe trofea. W ostatnich latach widać też wyraźnie, że najbogatsi cały czas odskakują reszcie stawki - biją kolejne finansowe rekordy, oferując bajeczne kontrakty i podbijając kwoty za piłkarzy. To, co jeszcze rzuca się w oczy, to fakt, że do czołówki dołączyć jest niewyobrażalnie trudno, czego przykładem może być chociażby Monaco.

REKLAMA

Mistrz Francji z 2017 roku pokazał się ze świetnej strony w Lidze Mistrzów, wyeliminował między innymi Manchester City i Borussię Dortmund, by zatrzymać się na Juventusie w półfinale rozgrywek. Następnie stało się nieuniknione - największe gwiazdy odeszły, a obecnie Monaco po chybionych decyzjach na rynku transferowym i zawirowaniach na trenerskiej ławce bije się o utrzymanie w Ligue 1. Rewelacyjny Kylian Mbappe strzela jak na zawołanie dla bajecznie bogatego PSG. 

Cieszyć się chwilą

Podobny los raczej nie czeka Ajaksu, który prowadzi inną politykę, ale o tym, czy dojdzie do rozkupienia zespołu, przekonamy się już niedługo. Choć klub cały czas odwołuje się do przeszłości i swoich najlepszych lat, choć tradycję można czuć na każdym kroku, to obecnie trudno mówić o tym, kto może zostać legendą trybun - ci, którzy mają do tego predyspozycje, szybko odchodzą, jak choćby syn słynnego Patricka Kluiverta, Justin, który dał się uwieść Romie.

Tutaj nastolatkowie muszą być gotowi do gry w pierwszym zespole, z prostego powodu - wielu z nich po 20. urodzinach wyjeżdża do lepszych lig.

W kontekście rywalizacji mniej i bardziej zamożnych klubów można przypomnieć słowa Johana Cruyffa, który mówił, że nigdy nie widział torby pieniędzy, która strzelałaby gole. Dyskusję o tym, czy największa rywalizacja toczy się na boisku, czy może w gabinetach dyrektorów, trwa od lat, ale przypadków kopciuszków, które bez potężnego zaplecza odnoszą sukcesy, jest niewiele - ostatni triumf outsidera w Lidze Mistrzów, czyli FC Porto, miał miejsce 15 lat temu.

REKLAMA

W środę na trybunach Santiago Bernabeu można było usłyszeć holenderskich fanów, którzy śpiewali "Always Look on the Bright Side of Life" z kultowego filmu "Żywot Briana" grupy Monty Python.

W tym wypadku można to interpretować dwojako - skierowanie słów o pozostawaniu optymistą w stronę kibiców Realu - to oczywista (choć przyznajmy - zabawna) uszczypliwość. Z drugiej strony Holendrzy mają pełne prawo do tego, by cieszyć się chwilą.

Ich drużyna zapewnia im pierwszorzędne wrażenia, przygoda w Lidze Mistrzów trwa w najlepsze po wyeliminowaniu z gry potężnego rywala i wygląda na to, że ekipa Erika ten Haga nie powiedziała tu jeszcze ostatniego słowa. Bez względu na losowanie par ćwierćfinałowych trudno będzie widzieć w niej faworyta, ale czy po tym, co pokazała we wtorkowy wieczór, ma to jakiekolwiek znaczenie?

REKLAMA

Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej