Co dalej z polską sztafetą? Marek Plawgo: trener Lisowski nie wytworzy pozytywnej atmosfery
Po pretensjach Karola Zalewskiego o brak powołania na mistrzostwa świata przyszłość polskiej sztafety 4x400 m stanęła pod znakiem zapytania. - Trener Lisowski nie jest w stanie w tej młodej grupie wytworzyć pozytywnej atmosfery - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dwukrotny brązowy medalista MŚ z 2007 roku Marek Plawgo, który podzielił się z nami swoimi przewidywaniami co do występu biało-czerwonych w Dosze.
2019-09-26, 19:30
W dwóch poprzednich edycjach mistrzostw świata polscy lekkoatleci zdobywali po osiem medali. W Dosze może być podobnie?
Ostatnie lata pokazują, że polskich kandydatów do medali można długo wymieniać. Mamy prawdziwy kłopot bogactwa. Kiedy ktoś będzie próbował wymienić wszystkich polskich medalistów największych imprez w ostatniej dekadzie, istnieje ryzyko, że o kimś zapomni.
To dobrze wróży…
Myślę, że równie dobrze powinno być w Dosze. Dodatkowym „rywalem” będzie późny termin mistrzostw.
Czy rozgrywanie mistrzostw tak późno w sezonie przedolimpijskim w ogóle ma sens?
Oceniam to bardzo negatywnie. Pamiętamy mistrzostwa świata w piłce ręcznej z drużyną Kataru pełną najemników. Katarczycy otrzymali też piłkarski mundial w 2022 roku. Chcą pokazać, że są wiodącym sportowo krajem i nie szczędzą na to środków.
REKLAMA
Teraz na ich celowniku znalazła się lekkoatletyka…
Szkoda tylko, że odbywa się to kosztem zawodników. Nikt nie pomyślał o tym, że to rok przedolimpijski i za chwilę ruszą przygotowania do igrzysk. W normalnych warunkach zawodnicy byliby już po sezonie i myśleli o przygotowaniach olimpijskich. Zamiast tego najlepsi lekkoatleci muszą we wrześniu walczyć w tak ważnej imprezie.
Nie wszystkim to się podoba. Ewa Swoboda długo zastanawiała się nad startem w Katarze…
Ewa mówiła głośno o tym, o czym inni milczą. Po prostu wolałaby siedzieć w domu i przygotowywać się w spokoju do Tokio niż jechać na mistrzostwa i zaburzać cykl treningowy. Pamiętajmy jednak, że podobny problem mają lekkoatleci na całym świecie. Nie tylko naszych reprezentantów to dotyczy.
REKLAMA
Niezależnie od terminu, mamy kilka poważnych szans medalowych.
Są konkurencje, których finały w swoich kalendarzach będą zapisywać nie tylko kibice lekkoatletyki, ale również ci, którzy „królową sportu” śledzą od święta.
Medalami pachnie na rzutni i na skoczni.
Męskie konkursy rzutu młotem, pchnięcia kulą i skok o tyczce to konkurencje, w których tylko katastrofa może pozbawić nas medalu.
Jako były 400-metrowiec pewnie szczególnie mocno będzie przeżywał pan rywalizację biegaczy…
I na bieżni również możemy powalczyć. Właściwie po raz pierwszy jako mocne kandydatki do medalu na mistrzostwa świata jadą nasze biegaczki ze sztafety 4x400 m. Jeszcze niedawno mieliśmy mocną sztafetę męską, która biła halowy rekord świata. Teraz ich rolę przejęły „Aniołki Matusińskiego”.
Przecież dwa lata temu nasze reprezentantki zdobyły brąz na mistrzostwach świata w Londynie.
Ale to było pewną niespodzianką. Teraz są mistrzyniami Europy i wszyscy na nie liczą. Cały świat musi się z nimi liczyć.
REKLAMA
Justyna Święty-Ersetic wraz z koleżankami po raz pierwszy mają też szanse powalczyć w sztafecie mieszanej.
Nie spodziewałbym się cudów, gdyż nasi panowie są słabsi od konkurentów. Takie kraje jak USA, Jamajka, Belgia czy kilka innych wyglądają tutaj znacznie solidniej. Nie wszyscy mają czterech mocnych zawodników, ale dwóch do sztafety mieszanej ma już sporo nacji…
Naszą sztafetą męską targają ciągłe kłótnie i urazy, co ujrzało światło dzienne za sprawą pretensji Karola Zalewskiego o brak powołania na mistrzostwa. A przecież jeszcze w 2018 roku sięgali po halowe mistrzostwo świata, bijąc rekord globu…
Ryba psuje się od głowy. Obraz tej sztafety zaburzyło pobicie rekordu świata. Pamiętajmy, że do startu w Birmingham każdy z chłopaków przygotowywał się osobno. Spotkali się na bieżni i wykonali swoje zdanie w 150 procentach. Nikt się tego nie spodziewał. To nie miało prawa się wydarzyć…
REKLAMA
Ale się wydarzyło. Kibicom wydawało się, że znów mamy sztafetę na miarę tej z drugiej połowy lat 90.
Już w Birmingham ta grupa była zdziesiątkowana. Dawno trzeba było przeprowadzić pewne zmiany. Stoję z boku, więc nie boję się o tym mówić. Spójrzmy na sztafetę kobiet. Została przejęta przez Aleksandra Matusińskiego, który wcale nie miał wówczas jakiegoś wielkiego doświadczenia, i okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Trener Józef Lisowski także próbował przejąć podopiecznych pod swoje skrzydła…
Zawodnicy wiedzą, z kim chcą trenować i kto może im pomóc zanotować progres. Kuba Krzewina czy Karol Zalewski osiągnęli wysoką formę, trenując z innymi szkoleniowcami. Myślę, że gdyby zawodnicy mogli, choćby anonimowo w głosowaniu, wypowiedzieć się na temat tego, kto ma ich prowadzić w sztafecie, mieliby szansę na rozwój.
Sugeruje Pan, że trener Lisowski powinien odejść?
W kontekście tego, co trener Lisowski osiągnął, mogę powiedzieć tylko: czapki z głów. Każdy z potencjalnych następców mógłby za nim nosić notes i cierpliwie robić notatki, ale istnieje coś takiego jak wypalenie zawodowe. Trener Lisowski nie jest w stanie w tej młodej grupie wytworzyć pozytywnej atmosfery.
Powiązany Artykuł
Doha 2019: kumoterstwo w powołaniach na MŚ? Dyrektor PZLA odpowiada na zarzuty Zalewskiego. "Karol się nie zakwalifikował"
Dlaczego?
Józef Lisowski jest doskonałym szkoleniowcem, ale trener musi być tez psychologiem. Trener Lisowski powiedział mi kiedyś mądre słowa: syty nie zrozumie głodnego. I chociaż on jest głodny sukcesu olimpijskiego, jednak w kontekście całej kariery na pewno jest trenerem sytym. Dlatego należy postawić na kogoś „głodnego”, kto tych zawodników zmotywuje do pracy, tak jak nasze biegaczki zmotywował Matusiński.
REKLAMA
Zmiana trenera poprawi sytuację?
Pamiętajmy, że w tej konkurencji mamy wśród panów regres. Przykro było patrzeć, jak na mistrzostwach Polski ciężko było zebrać dwie serie eliminacyjne.
Z tego, co Pan mówi, rysuje się niezbyt optymistyczny obraz. Z pustego i Salomon nie naleje.
Kto by nie został trenerem reprezentacji, nie będzie w stanie znaleźć nikogo nowego. Będzie musiał stworzyć grupę z tych zawodników, których mamy i zadbać o ich zdrowie i przygotowania na 110 procent. Wciąż jest kilku zawodników z potencjałem, ale brakuje zmienników. Można zazdrościć trenerowi Matusińskiemu, który ma aż 6-7 mocnych zawodniczek. U panów nie ma natomiast komu biegać.
Różnica między czołowymi zawodnikami a ewentualnymi zmiennikami jest duża?
Niestety. Jeśli Aleksander Matusiński musiałby wymienić jakąś zawodniczkę, ryzykuje bieg słabszy co najwyżej o kilkanaście setnych sekundy. U panów taka zmiana oznacza wynik gorszy o ponad sekundę. To przepaść…
To szczególnie alarmujące, jeśli przypomnimy sobie, że nasza sztafeta jeszcze w marcu 2018 roku tak kapitalnie spisała się w Birmingham.
Regres trwa jednak już od kilku lat. To złożony problem, z którym musi sobie poradzić środowisko lekkoatletyczne. Ja stoję trochę z boku i mówię o pewnych sprawach, ale nie mogę za nikogo decydować. Tak jak powiedziałem: rekord z Birmingham jest tylko i wyłącznie sumą pracy poszczególnych zawodników w klubach. To nie było wynikiem przygotowań systemowych.
REKLAMA
Źródło: YouTube.com/TVP Sport
Przed mistrzostwami mamy też spore powody do optymizmu. Wróćmy na chwilę do rozmowy o ewentualnych medalach.
Kiedyś pracowałem w ministerstwie sportu. Mieliśmy taki termin urzędniczy: skuteczność startowa. Statystycznie wyliczano, że aby zdobyć 10 medali na igrzyskach, potrzebujemy 30 szans medalowych. U lekkoatletów ten współczynnik jest jednak wyższy. Spójrzmy na młociarzy. Śmiało można zakładać, że Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki zdominują tę rywalizację. Mniej prawdopodobne są równoczesne medale w kuli Michała Haratyka i Konrada Bukowieckiego ze względu na bardzo mocnych rywali. Na jeden krążek jednak liczę. Podobnie jak w skoku o tyczce, gdzie mamy Piotra Liska, który skacze w tym roku znakomicie, i Pawła Wojciechowskiego. Piątym medalem na jaki liczę, jest wspomniana sztafeta 4x400 m. A to przecież nie wszystkie szanse…
Powiązany Artykuł
Znamy skład reprezentacji Polski na lekkoatletyczne MŚ w Dosze
Ale chyba najbardziej prawdopodobne.
Pamiętajmy o żeńskim młocie. Nie ma Anity Włodarczyk, ale do formy wraca Malwina Kopron. Jest też mocna Joanna Fiodorow, która wciąż jest głodna dużych sukcesów. Anita zwolniła jedno miejsce na podium. Do tej pory pozostałe młociarki walczyły tylko o dwa medale. Teraz otwiera się szansa walki o trzy. Doliczamy więc kolejny medal.
REKLAMA
A więc liczymy na sześć?
Pamiętajmy o dwóch dżentelmenach z bieżni. Zastanawiam się, jak na formę Adama Kszczota wpłyną ostatnie przygody na chorzowskiej bieżni (kolizja z Michałem Rozmysem – przyp. red.). Dżentelmeni takie sprawy powinni załatwiać we własnym gronie, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia. Adam wie, co robi i liczę, że będzie dobrze przygotowany.
Tym razem 800 metrów pobiegnie bez Marcina Lewandowskiego. To, że Lewandowski postawił ostatecznie na 1500 metrów, jest dobrą decyzją?
Marcin jest jak wino. Im starszy, tym lepszy. Rok temu na mistrzostwach Europy nie do zatrzymania mieli być bracia Ingebrigtsenowie. A Marcin jak czarny koń, rozegrał swoje zawody i sięgnął po srebrny medal. Biegi średnie to nie tylko talent i przygotowanie, ale też taktyka. Zarówno Adam i Marcin pokazują to rok po roku. Bardziej doświadczonych od nich nie będzie. Wierzę, że zaskoczą i chociaż jeden z nich ten medal z Kataru przywiezie. Wtedy mielibyśmy siedem medali.
Czyli bardzo dobry występ?
Bardzo dobry i do tego taki, do jakiego polscy kibice mogli się w ostatnich latach przyzwyczaić.
REKLAMA
Zakładając, że tak się stanie… Jak przełożyć dyspozycję z mistrzostw świata na igrzyska w Tokio? Sam był Pan w takiej sytuacji. W 2007 roku świetny występ i brązowy medal w Osace, a rok później „tylko” szóste miejsce na igrzyskach w Pekinie. W Rio nasi reprezentanci wywalczyli trzy medale, a przecież rok wcześniej na mistrzostwach świata było ich osiem. Czym to jest spowodowane?
Ciężko porównać te mistrzostwa z igrzyskami. Będą rozgrywane w zupełnie innych terminach, co oznacza inne cykle treningowe. Nie przełożymy więc tego 1:1. Trzeba będzie formę zbudować na nowo. Pamiętajmy, że niektórzy z lekkoatletów będą musieli wziąć udział też w igrzyskach wojskowych, które w Chinach odbędą się w październiku. Okres przerwy będzie więc bardzo krótki.
I czasu na regenerację mało…
Tak, ale pamiętajmy też, że cały świat przygotowuje się na igrzyska olimpijskie. Zawodnicy chcą zdobywać medale co roku, ale skupiają się na tym, by najlepiej wypaść w imprezie czterolecia. Tego też oczekuje opinia publiczna. Kibice sportowi śledzą też mistrzostwa świata, ale igrzyska interesują jeszcze szersze grono odbiorców, co generuje dodatkową presję.
Cały kraj sprawdza ile mamy medali…
To największa impreza sportowa na świecie, zupełnie innego kalibru niż wszystkie inne. Pamiętajmy jednak, że odejmując otoczkę, to będą ci sami rywale, niż ci, których Paweł Fajdek spotyka w rzutni czy Piotr Lisek na skoczni. Motywacja zawsze jest jednak większa. Liczę, że w Tokio ta wspomniana wcześniej „skuteczność startowa” zostanie zachowana, a igrzyska w Rio były tylko wypadkiem przy pracy, a nasi zawodnicy nawiążą do historycznych igrzysk z 1964 roku. Najpierw jednak niech skupią się na dobrym występie w Dosze.
REKLAMA
Rozmawiał: Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA