Skoki narciarskie 2019/2020: sezon bez telemarku, kadra dwóch prędkości i Puchar... wysłany pocztą? Z czego zapamiętamy zimę?

2020-03-18, 07:45

Skoki narciarskie 2019/2020: sezon bez telemarku, kadra dwóch prędkości i Puchar... wysłany pocztą? Z czego zapamiętamy zimę?
Dawid Kubacki ze złotym orłem dla zwycięzcy 68. Turnieju Czterech Skoczni . Foto: PAP/Grzegorz Momot

Ze względu na szalejącą epidemię koronawirusa sezon 2019/2020 Pucharu Świata w skokach narciarskich został zakończony wcześniej niż planowano. Od listopada do marca na skoczniach całego świata nie zabrakło jednak emocji oraz powodów do radości dla polskich kibiców. Zapraszamy na podsumowanie sezonu w wykonaniu portalu PolskieRadio24.pl.  

  • W debiutanckim sezonie Michala Doleżala klasę potwierdzili Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Piotr Żyła 
  • Niestety, przez cały sezon biało-czerwoni zmagali się z kiepską formą pozostałych skoczków 
  • Szczególnie boleśnie można się było o tym przekonać podczas zawodów drużynowych 
  • Dwa najważniejsze cykle sezonu: Turniej Czterech Skoczni i Raw Air padły łupem reprezentantów Polski 
  • Puchar Świata po raz drugi w karierze wywalczył Stefan Kraft, wyprzedzając minimalnie Karla Geigera 
  • Niemcom "na pocieszenie" pozostał triumf w Pucharze Narodów 

Powiązany Artykuł

skoki baner 1200x660.jpg
SERWIS SPECJALNY - PŚ W SKOKACH 2019/2020

Dla biało-czerwonych był to pierwszy zimowy sezon pod wodzą Michala Doleżala. Czech wcześniej pełnił rolę asystenta Stefana Horngachera, który zdecydował się objąć reprezentację Niemiec.

Lato zwiastowało, że wyniki Polaków nie ucierpią na zmianie, a nawet będą lepsze niż podczas ostatniego sezonu pod wodzą Austriaka. Wówczas błyszczał tercet: Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki, ale reszta biało-czerwonych skakała słabiej... 

Miało być lepiej 

Letnie Grand Prix niemal tradycyjnie było popisem biało-czerwonych. Kubacki triumfował w klasyfikacji generalnej, mimo występu tylko w czterech z ośmiu zawodów.

Jeden z konkursów wygrał Stoch, na podium stawał Żyła, a miejsca w czołowych dziesiątkach potrafili zajmować Paweł Wąsek, Maciej Kot czy Jakub Wolny. Wydawało się, że mamy wyrównaną reprezentację, w której nie będzie przepaści między poziomem zawodników kadry A, a resztą... 

Po rozmowach z trenerami i Adamem Małyszem oceniam, że nasi zawodnicy są przygotowani do sezonu nawet lepiej niż w poprzednich latach. Kadra B zbliżyła się poziomem do kadry A - przyznawał w rozmowie z portalem PolskieRadio 24.pl Apoloniusz Tajner.

Szybko okazało się, że przedsezonowe przewidywania prezesa Polskiego Związku Narciarskiego nie miały przełożenia na rzeczywistość.

Powiązany Artykuł

Tajner 1200 f.jpg
Apoloniusz Tajner optymistą przed nowym sezonem. "O Michala Doleżala będą się bić jak o Horngachera"

Trudny początek 

Inaugurujące sezon zawody w Wiśle mogły lekko zaniepokoić polskich kibiców. W konkursie drużynowym Żyła, Wolny, Kubacki i Stoch prowadzili po pierwszej serii, jednak później skakali słabiej i musieli uznać wyższość Austriaków oraz Norwegów.

Dzień później znakomity drugi skok pozwolił Stochowi zająć trzecie miejsce, ale humory kibiców popsuły słabsze próby większości kadrowiczów (pucharowe punkty zdobyli tylko Stoch, siódmy Kubacki i Kot, który zajął 25. miejsce) oraz upadek Piotra Żyły przy lądowaniu. 

Źródło: YouTube.com/PolskieRadio 

Wiślanin szybko się pozbierał i wrócił do rywalizacji, choć długo nie notował tak dobrych wyników, jak w poprzednim sezonie. Konkursy w Kuusamo, Klingenthal, Niżnym Tagile i Engelbergu nie mogły zadowolić apetytów polskich kibiców, chociaż nie brakowało dobrych wieści. Popisem biało-czerwonych był drużynowy konkurs w Klingenthal. Żyła, Wolny, Stoch i Kubacki zwyciężyli w Niemczech z 25-punktową przewagą nad drugą Austrią. 

Pierwszy z indywidualnych konkursów w Engelbergu padł z kolei łupem Kamila Stocha i... to by było na tyle, jeśli chodzi o polskie sukcesy przed Turniejem Czterech Skoczni. Powoli budził się Żyła, który skakał nierówno. Kot, Wolny i Stefan Hula kończyli konkursy w trzeciej i czwartej dziesiątce klasyfikacji...

Martwić mogła dyspozycja Dawida Kubackiego, którego najlepszym wynikiem było piąte miejsce w Niżnym Tagile. Rozgrywane tuż przed świętami Bożego Narodzenia zawody w Engelbergu były dla mistrza świata z Seefeld szczególnie nieudane. Kubacki w drugim ze szwajcarskich konkursów zajął dopiero 47. miejsce i niewiele wskazywało na to, że na przełomie grudnia i stycznia przysporzy Polakom tyle radości...

Kubacki "zgasił światło"

Spośród biało-czerwonych większe szanse na triumf w Turnieju Czterech Skoczni dawano Stochowi, który we wspaniałym stylu wygrał tę imprezę dwa lata wcześniej. Skoczek z Zębu podczas niemiecko-austriackiej rywalizacji sprawiał jednak wrażenie zagubionego i plasował się w drugich dziesiątkach wszystkich konkursów. Buławę lidera polskiej ekipy przejął Kubacki, który wywiązał się z tej roli znakomicie. 

Skoczek z Szaflar z bardzo dobrej strony pokazał się już w Oberstdorfie. Przegrał tylko ze zwycięzcą Turnieju sprzed roku Japończykiem Ryoyu Kobayashim oraz z faworytem niemieckiej publiczności Karlem Geigerem.

W Nowy Rok równie dobrze poszło mu w Garmisch-Partenkirchen. Na olimpijskiej skoczni pierwszą w karierze pucharową wiktorię zanotował Marius Lindvik, który kapitalnym skokiem w pierwszej serii pobił rekord obiektu (143,5 m). Drugi był Geiger, a trzeci Kubacki. 

Prowadzenie w TCS po jego niemieckiej części zachował Kobayashi, który przewodził wówczas też w klasyfikacji Pucharu Świata. Japończyk w Ga-Pa był czwarty, przez co stracił szansę na zostanie pierwszym w historii Turnieju skoczkiem, który wygra sześć zawodów z rzędu. Niepowodzenie w noworocznym konkursie było zwiastunem krótkiego kryzysu formy Japończyka, który zdominował poprzedni sezon. Do Austrii Kobayashi udał się z przewagą 6,3 pkt nad Geigerem oraz 8,5 pkt nad Kubackim. 

Duże znaczenie dla losów Turnieju miał konkurs w Innsbrucku. Kobayashi był w nim dopiero czternasty, a Geiger ósmy, co sprawiło, że Niemiec spadł na trzecią, a Japończyk na czwartą pozycję w "generalce". W pierwszym z austriackich konkursów karty rozdawali Lindvik i Kubacki. Ostatecznie zwyciężył Norweg z przewagą zaledwie 1,3 pkt, jednak to nasz reprezentant wyjechał do Bischofshofen jako lider 68. edycji TCS.

Kubacki miał 9,1 pkt przewagi nad Lindvikiem, który w Oberstdorfie był dopiero dziesiąty. Geiger tracił do Polaka 13,3 pkt, a Kobayashi miał stratę 13,7 pkt. Piąty w klasyfikacji był Stefan Kraft. Ulubieniec austriackich kibiców w trzech konkursach zgromadził jednak aż o 32,1 pkt mniej od Kubackiego i jego szanse choćby na podium Turnieju były iluzoryczne. W grze o złotego orła pozostało więc czterech skoczków. 

6 stycznia 2020 roku nie było jednak mocnych na Kubackiego. Skoki na odległość 143 m oraz 140,5 m były najdłuższymi w obu seriach. 9,9 pkt do Polaka w Bischofshofen stracił Geiger, a o 11,4 pkt mniej miał Lindvik. W klasyfikacji końcowej Polak zgromadził 1131,6 pkt, o 20,6 więcej od Lindvika i o 23,2 więcej od Geigera. Różnice punktowe nie pozostawiły wątpliwości, kto na przełomie roku skakał najlepiej na skoczniach Niemiec i Austrii. 

Zachwytu nad Kubackim nie ukrywały zagraniczne media. "Wytrzymał presję i zgasił światło" - pisało norweskie "Dagbladet". Sukces polskiego skoczka docenił też premier Mateusz Morawiecki, przyznając Kubackiemu nagrodę w wysokości 100 tysięcy złotych. 

Seria trwa

A Kubacki ani myślał się zatrzymywać... Dwa razy stanął na najniższym stopniu podium w Predazzo (w obu przypadkach przegrał z Geigerem i Kraftem), dwukrotnie triumfował w konkursach w Titisee-Neustadt oraz zajmował trzecie miejsca w Zakopanem i w pierwszych zawodach w Sapporo. W sumie Kubacki stanął na podium aż dziesięciu pucharowych konkursów z rzędu, przechodząc do historii polskich skoków narciarskich. Taka sztuka nie udała się bowiem ani Adamowi Małyszowi ani Kamilowi Stochowi. 

Doskonała passa zakończyła się 2 lutego, kiedy Dawid Kubacki ukończył drugi konkurs w Sapporo na szóstej pozycji. Na podium pucharowych konkursów nie zdołał już wrócić, co nie znaczy, że polscy kibice mogli zapomnieć o sukcesach naszych reprezentantów. Już w Zakopanem w kapitalnym stylu przypomniał o sobie Stoch. 

Wygrane Stocha i Żyły 

Trzykrotny mistrz olimpijski w dwóch poprzednich sezonach... odpadał na Wielkiej Krokwi w pierwszej serii. Tym razem było dużo lepiej. Po pierwszej serii prowadził rewelacyjny Kubacki, który skoczył 140 m i miał 4,2 pkt przewagi nad drugim Niemcem Stephanem Leyhe. Stoch był trzeci (137,5 m), ale w drugiej serii wykonał atak na wygraną.

140 metrów przy "tylko" 133 m Kubackiego oznaczało, że to "Rakieta z Zębu" wskoczyła na najwyższy stopień podium. Polaków przedzielił Stefan Kraft, który po pierwszej serii był dopiero ósmy. 

Stoch słabiej spisał się w Sapporo, za to w konkursie w Willingen zajął trzecie miejsce, a na półmetku zawodów nawet prowadził. Ostatecznie musiał uznać wyższość Leyhe, dla którego była to pierwsza wygrana w konkursie z cyklu PŚ, i Lindvika. W Willingen kompletnie zawiódł Piotr Żyła, który nie wszedł do drugiej serii. Tym większym zaskoczeniem było to, co wiślanin pokazał tydzień później podczas konkursu lotów w austriackim Bad Mitterndorf. 

W piątek warunki na mamucim obiekcie Kulm nie pozwoliły na skakanie, więc w sobotę od rana skoczkowie mieli sporo roboty. Żyła oddał najdłuższy lot (233 m) serii próbnej i pokazał, że trzeba się z nim liczyć. W pierwszej serii pofrunął na odległość 225,5 m i przegrywał tylko z Geigerem oraz z Kraftem.

W drugiej, rozgrywanej w trudniejszych warunkach atmosferycznych, osiągnął 219,5 pkt i ostatecznie o 0,3 pkt wyprzedził drugiego Słoweńca Timiego Zajca. Kraft zakończył domowe zawody na trzecim miejscu, a Geiger musiał się zadowolić czwartą lokatą. 

Stoch "przerwał" loty

Żyła został natomiast liderem Pucharu Świata w lotach, jednak dzień później był dziewiąty, przez co stracił prowadzenie na rzecz Krafta, który wygrał niedzielny konkurs. Konkurs, podczas którego działy się rzeczy kuriozalne. Stoch był czwarty po pierwszej serii, jednak w drugiej serii został puszczony w skrajnie niekorzystnych warunkach.

Po wylądowaniu na 159. metrze Polak rozłożył bezradnie ręce i zapytał: No i co, panie Borku? Swoje pytanie zaadresował do wicedyrektora Pucharu Świata Borka Sedlaka, który odpowiada za zapalanie zawodnikom zielonego światła, które zezwala na odbicie się od belki startowej. Pretensje polskiego skoczka dały jednak efekt... Kilka chwil później druga seria została anulowana na trzy skoki przed końcem. Za ostateczne przyjęto wyniki pierwszej rundy. 

Kolejnymi przystankami pucharowej karuzeli były Rasnov (pierwsze w historii konkursy w Rumunii) oraz Lahti. Na podium zabrakło biało-czerwonych, a wygranymi podzielili się Geiger i Kraft, którzy zwyciężyli po dwa razy. Na polskie zwycięstwo trzeba było czekać do norweskiego cyklu Raw Air, który od początku toczył się z przygodami. 

Wygrana na koniec 

Ze względu na wiatr i deszcz odwołano indywidualny konkurs w Oslo (w drużynowym Polacy uplasowali się tuż za podium), który przeniesiono do Lillehammer. W nim Stoch świetnie spisał się w pierwszej serii.

Przegrywał tylko z Niemcem Markusem Eisenbichlerem, ale w drugiej rundzie skakał w katastrofalnych warunkach atmosferycznych. Polak osiągnął tylko 121 metrów i był dopiero siódmy. Po ponad trzech latach przerwy najlepszy w pucharowym konkursie okazał się natomiast Słoweniec Peter Prevc.

Dzień później rozegrano, jak się potem okazało, ostatni konkurs Pucharu Świata w sezonie 2019/2020, którego triumfatorem okazał się Stoch. Pierwsza seria była zwiastunem dużych emocji. Prowadził Zajc przed Kubackim i Stochem. "Rakieta z Zębu" odpaliła jednak w drugiej serii. 140 metrów dało Polakowi trzecie w sezonie, a 36. w karierze zwycięstwo. Niestety, słabiej spisał się Kubacki, który spadł na ósme miejsce po uzyskaniu 131 m w drugiej serii. 

Zwycięstwo pozwoliło Stochowi zostać liderem Raw Air. Polak utrzymał prowadzenie w cyklu dzień później, po kwalifikacjach w Trondheim. Zajmujący drugie miejsce Leyhe fatalnie upadł przy lądowaniu.

Pierwszą diagnozą dotyczącą stanu zdrowia Niemca było zerwanie więzadeł krzyżowych. Uraz nie odebrał jednak Leyhe drugiego miejsca w klasyfikacji, gdyż dzień później skoki przegrały z koronawirusem. 

Dziwne zakończenie 

Drugi tydzień marca, podczas którego odbywał się Raw Air, był czasem, w którym cała Europa walczyła już z koronawirusem. W Oslo i Trondheim skakano bez udziału publiczności, a na całym kontynencie kolejne rządy wprowadzały środki ostrożności, zawieszano imprezy masowe, odwoływano loty, zamykano restauracje czy puby. 

Chociaż mało kto myślał o sporcie, nie wszyscy potrafili podjąć decyzję o odwołaniu ważnych wydarzeń. Do takiego wniosku nie potrafiła dojść ani Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS), ani dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer. Austriak, który wraz z końcem sezonu pożegnał się ze stanowiskiem po 28 latach pracy, przeciągał decyzję o przedwczesnym zakończeniu sezonu. 

W czwartek o 10 odbyło się pierwsze spotkanie narciarskich władz z przedstawicielami ekip. Nie przyniosło rezultatu. Cztery godziny później spotkano się raz jeszcze. Nerwowe oczekiwanie zawodników, kibiców i dziennikarzy przerwała premier Norwegii Erna Solberg, wydając zakaz organizowania imprez sportowych w tym kraju od godziny 18 w czwartek. 

Konkurs w Trondheim miał zacząć się... o 17, jednak ostatecznie zadecydowano o przedwczesnym zakończeniu rywalizacji. Stoch zgarnął premię dla zwycięzcy Raw Air. Oprócz czarnej patery triumfator otrzymał też 60 tysięcy euro. Dekoracji skoczkowie się jednak nie doczekali ze względów bezpieczeństwa. 

Puchar przysłany pocztą?

Kryształowa Kula za wygraną w Pucharze Świata padła łupem Krafta. Przez większość sezonu Austriak rywalizował o prowadzenie w klasyfikacji generalnej z Geigerem. Ostatecznie Kraft, który wygrał pięć konkursów, zgromadził 1659 punktów - o 140 więcej od triumfatora czterech zawodów Geigera.

Rzutem na taśmę trzecie miejsce zapewnił sobie Kobayashi (1178 pkt), który o dziewięć punktów wyprzedził Kubackiego. Stoch (1031 pkt) zajął ostatecznie piąte, a Żyła (617 pkt) jedenaste miejsce. 

Kraft, który wygrał też małą Kryształową Kulę za loty, nie otrzymał jednak nagród w Norwegii. Spekulowano, że trofeum dotrze do Austriaka... pocztą.

Ostatecznie filigranowy skoczek został udekorowany w ojczyźnie. W poniedziałek pod skocznią w Bischofshofen zorganizowano skromną ceremonię, na której Kraft mógł wreszcie unieść w górę jedno z najcenniejszych trofeów w świecie skoków. 

Sytuacja związana z koronawirusem jest bardzo poważna i nie muszę bardzo świętować. W głębi duszy wiem, że wygrałem i jestem naprawdę szczęśliwy – mówił, cytowany przez portal krone.at. Dla Krafta to drugi w karierze triumf w Pucharze Świata. Poprzednio po Kryształową Kulę sięgnął w 2017 roku. 

Plusy i minusy

Jak my, Polacy, możemy oceniać miniony już sezon? Kubacki, Stoch i Żyła potwierdzili przynależność do światowej czołówki. Łącznie wygrali siedem konkursów. Łupem biało-czerwonych padły Turniej Czterech Skoczni i Raw Air - wobec przeniesienia na przyszły sezon mistrzostw świata w lotach narciarskich, dwie najbardziej prestiżowe imprezy sezonu. Niewątpliwe plusy nie mogą jednak przysłonić minusów. 

W sezonie 2018/2019 Jakub Wolny kilka razy pokazał duży potencjał. Rok wcześniej z bardzo dobrej strony pokazywał się Stefan Hula, a przed trzema laty błyszczał Maciej Kot, który dwukrotnie zwyciężał w konkursach Pucharu Świata. Teraz o podobnych wynikach cała trójka mogła marzyć. Wolny przez cały sezon zdobył 58 punktów, co dało mu 38. miejsce w klasyfikacji generalnej. Cztery lokaty niżej finiszował Kot (40 pkt), a Hula (31 pkt) był czterdziesty szósty. 

Kiepska forma trzech członków kadry A skutkowała wycofywaniem ich z zawodów na spokojne treningi w kraju lub starty w Pucharze Kontynentalnym (Kot dwa razy wygrał w norweskiej Renie), co jednak nie skutkowało dużym postępem po powrocie na skocznie w elitarnym cyklu. 

Powiązany Artykuł

Doleżal 1200.jpg
PŚ w skokach: trzeba bić na alarm? Coraz większe problemy polskich skoków

Kadra "dwóch prędkości"? 

Szansę otrzymali skoczkowie z kadry B, jednak na pytanie, czy ją wykorzystali, wypada spuścić zasłonę milczenia. Aleksander Zniszczoł, Klemens Murańka, Paweł Wąsek czy Andrzej Stękała potrafili nieźle radzić sobie w zawodach zaplecza, jednak kiedy przychodziło do rywalizacji w Pucharze Świata, druga seria zwykle pozostawała poza ich zasięgiem. Łącznie zdobyli... 26 pucharowych punktów. 

Nic dziwnego, że Doleżal przez cały sezon nie był w stanie znaleźć "czwartego do brydża". Ucierpiały na tym wyniki Polaków w konkursach drużynowych. Z pięciu, tylko we wspomnianych wcześniej konkursach w Wiśle i Klingenthal biało-czerwoni byli w stanie stanąć na podium, co w poprzednich sezonach było raczej normą. 

Zdobycie w zawodach indywidualnych i drużynowych 4272 punktów dało reprezentacji Polski czwartą pozycję w klasyfikacji Pucharu Narodów, najsłabszą od 2016 roku. Lepsi okazali się Niemcy (5194 pkt), Austriacy (5041 pkt) i Norwegowie (4622 pkt). 

Pierwszy sezon Michala Doleżala, mimo wielu niedociągnięć, należy ocenić umiarkowanie pozytywnie. Liderzy potwierdzili, że, mimo upływu lat, nie chcą schodzić ze sceny. Problemem, który trzeba rozwiązać jak najszybciej, jest jednak zapaść pozostałych skoczków. Komentarze o "kadrze A+ i kadrze A-" oraz "kadrze dwóch prędkości" nie są przecież wyrazem złośliwości dziennikarzy, a odzwierciedleniem faktu...

Stoch i Żyła urodzili się w 1987 roku. Kubacki przyszedł na świat trzy lata później. Igrzyska w 2022 roku mogą być dla nich ostatnimi w karierze. Co potem? Jeśli nie chcemy podzielić losu Finlandii, nie możemy patrzeć jedynie na dobre skoki "trzech muszkieterów". Pozostaje mieć nadzieję, że Doleżal znajdzie złoty środek na poprawę wyników zaplecza, choć zakończony niedawno sezon nie nastraja optymistycznie...

Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl 

>>> KLASYFIKACJA PŚ 2019/2020


Polecane

Wróć do strony głównej